Skończyłam książkę. „Żongler. Romain Gary” w trzech odsłonach rozpocznie już za chwilę swoje niezależne życie. To wielka radość – i wielka ulga.
Po latach wnikliwej znajomości z postacią autora „Korzeni nieba” uwalniam się od niego, pełna wątpliwości na temat definicji prawdy. Z poczuciem, że żonglerka jest istotą każdej sztuki, podobnie jak dążenie do doskonałości. I z przekonaniem, że ratunek można odnaleźć w śmiechu. Uśmiechu może, albo ironii. Także wobec siebie samego.Mistrzynią w jego stosowaniu była moja ulubiona Stefania Grodzieńska. Nie przypadkiem zapytana o „osobisty kultowy przedmiot” wskazała „Obietnicę poranka” Romaina Gary’ego, brawurową opowieść o dzieciństwie i młodości pisarza, wykreowanego przez wszechmocną Matkę.
Grodzieńska uważała, że to tekst „napisany satyrycznie”. Upierała się, że satyryk widzi świat inaczej. I że to wrodzona cecha, jak posługiwanie się lewą ręką. Nie była pewna, czy Gary’ego można uważać za satyryka, ale czuła, że „ma tego zeza”. Najbardziej ceniła jego autoironię, a co jeszcze trudniejsze – umiejętność spojrzenia z nutą drwiny, sarkazmu i łagodnej kpiny na uwielbianą matkę. Porównywała ją z własną, tak inną od tamtej, stwórczej i zarazem pożerającej jedynaka. Eleonora Ney, pełna czaru, inteligencji i łagodności, podobnie jak Mina Owczyńska starała się utrzymać samodzielnie jako krawcowa, modystka, tłumaczka i przewodniczka w Luwrze. Jak Mina znała kilka języków i traktowała Francję jak swoją ojczyznę. Różnił je znacznie stosunek do dziecka, lekkomyślna Eleonora podrzuciła małą Stefę dziadkom, Mina nigdy nie przecięła pępowiny łączącej ją z synem. A ten do końca próbował sprostać jej marzeniom o własnej karierze i sławie „Wiktora Hugo, ambasadora Francji, pogromcy kobiet”.
Stefania z zachwytem czytała jego kolorowe wspomnienia z Wilna i Warszawy, do której przeniosła się w 1933 r. Wkrótce potem Roman Kacew, później znany jako Romain Gary, rozpoczął studia prawnicze na południu Francji i przyjął francuskie obywatelstwo. Stefania, baletnica i aktorka, zaczynała wtedy karierę jako autorka tekstów satyrycznych w warszawskich kabaretach. Istniała możliwość, że widział ją na scenie. Przyjeżdżał wówczas kilkakrotnie do Warszawy, latem, odwiedzić ojca. Wysoko cenił sobie nadwiślańskie kabarety, ich skecze i szlagiery zaprawione sarkazmem. Zapamiętał Fryderyka Járosy’ego, Qui pro Quo i jedną z piosenek w wykonaniu Lopka Krukowskiego. „Zanosi się ku Wiośnie/ I wszystko we mnie rośnie/ Ja palę się i chwalę się/ Że mogę”. Fraza „na Wiosnę jestem kozak z dużą piką” stała się jego młodzieńczym mottem. Podkreślał, że owego szczególnego poczucia humoru, które wielokrotnie ratowało go przed upadkiem, nauczył się właśnie tam.
Znała je także Wiera Gran, śpiewająca wspaniałym kontraltem w nieco innym repertuarze w przedwojennej i wojennej stolicy. Jej piosenki o miłości z pewnością przypadłyby do gustu matce Romana, której pierwszym językiem, podobnie jak Wiery, był rosyjski. Cygańskie romanse śpiewały obie, Mina także na moskiewskiej scenie, gdzie w młodości kwitła. „Gari, gari, maja zwiezda” – bisowała dla zachwyconej publiczności. Syn wykorzystał po latach ów płomień w swoim literackim pseudonimie.
Nie wiem, czy Roman Kacew słuchał kiedykolwiek Wiery Gran, a powinien, bo mogła przypominać mu dawne lata. Czy bywał w paryskich lokalach, gdzie występowała także po rosyjsku? Ona znała jego książki. Wybierała z nich inne wątki niż Stefania, przejęta historią matki i losami nieżyjących lotników, których imiona przywoływał, jak w pożegnalnej modlitwie. Wiera powtarzała często powiedzenie Gary’ego o tym, że człowiek, by popełnić świństwo, nie zdejmuje spodni, ale je zakłada. Ubiera się, nie rozbiera. Wielokrotnie o tym rozmawiałyśmy. Ona sama nie lubiła tej, jak ją nazywała, „gimnastyki”.
Laureat Nagrody Goncourtów tak pisał w „Latawcach”: „Grzechy tyłka to w czasach, jakie nastały, wielkie nic. Zresztą, w każdych innych czasach to też błahostka. Grzeszyć tyłkiem to – w porównaniu z całą resztą – niemal zachować świętość”. Uważał, że to „banał i łatwizna” w porównaniu z prawdziwą podłością, do jakiej zdolny jest człowiek. Wiera dzieliła to przekonanie. Także powracające próby zrozumienia nazizmu. A może wszelkiego zła? „To nieludzkie oblicze stanowi nieodłączną cząstkę tego, co ludzkie. Dopóki nie przyznamy, że być nieludzkim jest rzeczą ludzką, będziemy trwać w złudnym zakłamaniu”. Gary przeciwko temu protestował.
W jego świecie zwierzęta są bardziej człowiecze niż ludzie. Utożsamiał się z nimi, z bykiem na korridzie, słoniem, mrówką. Podobnie jak jeden z jego bohaterów uważał, że teoria Darwina jest obelżywa dla małp. Wiera kochała psy, którym obce było okrucieństwo i bezinteresowna zawiść. Zaszczuta i upokorzona, w cieniu wojennych oskarżeń o kolaborację, straciła wiarę w człowieka. Romain Gary do końca zuchwale pielęgnował nadzieję.
Romain Gary uzależniony był od pisania i kobiet. Ani Stefania, ani Wiera nie zagrały pierwszoplanowych ról w jego życiu. I lepiej dla nich. Można sobie jedynie wyobrażać, jak sportretowałby je w swojej prozie. A obie miały niezwykły literacki potencjał.
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju premierę będzie miała jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 r. została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.