Znaleziono 0 artykułów
01.10.2024

Agata Tuszyńska: Plan na jesień

01.10.2024
Fot. FPG/Getty Images

Podziwiam z perspektywy lat pracę naszych pedagogów, sposób, w jaki działali na naszą ambicję i rozwijali istniejące w nas zdolności. Czy są jeszcze tacy nauczyciele? Czy istnieją miejsca, które wydobywają z innych – dzieci, młodych, dorosłych – to, co w nas najlepsze?

„Mimozami jesień się zaczyna” – pisał Tuwim, śpiewał Niemen, a ja powtarzam sobie słowo „nawłoć”, polską odmianę mimozy, która zachwyca swoim twardym brzmieniem. Drobne, różowe kwiaty amerykańskiej mimozy kłócą się z żółtymi, twardszymi polskiej odmiany panoszącego się po łąkach ziela. Pospolitego, a zarazem pożytecznie leczniczego. Mniej w nim poezji, mocniej trzyma się ziemi, ale podobnie znaczy swój czas. Jesień to czas zbiorów, powrotu do rytmu znaczonego obowiązkami, uspokojeniem po wakacyjnych przygodach. 

Lecą z drzew kasztany. Noce są coraz chłodniejsze. Nieubłagany znak końca lata. Kiedy byłam dzieckiem, czekałam niecierpliwie na początek roku szkolnego. Ten czas nowego otwarcia – nieznany jeszcze plan lekcji, niezapisane zeszyty, które można było zapełniać bez błędów. Miałam szczęście. Kochałam moje panie od polskiego. Dobry nauczyciel to nieoceniony przewodnik. Jeśli tylko potrafi usłyszeć ucznia, rozpoznać jego potrzeby, może go zaprowadzić w miejsca nieoczywiste i nieodkryte. Także dla niego samego.

Podobnie jako studentka nie mogłam się doczekać rozpoczęcia nowego roku akademickiego, szczególnie przygód kolejnych spotkań z profesorami, z ich propozycjami wspólnych odkryć. Wydział Wiedzy o Teatrze dopiero powstał i był niezwykle kuszący. Zrezygnowałam dla niego z uniwersyteckiej polonistyki i nigdy tego nie żałowałam. Dzieje teatru, historia muzyki i sztuki, aktorstwo, seminaria, dyskusje, konfrontacje. Tadeusz Łomnicki, Jerzy Koenig, Zbigniew Raszewski, Marta Fik, Agnieszka Morawińska. Miałam okazję zetknąć się z ludźmi, których sposób myślenia ukształtował mnie i wyznaczył drogę moich poszukiwań. 

Studiowanie pamiętam jako święto codziennych spotkań i wspólnej nauki. Wybitni ludzie, znawcy swojego fachu mieli dla nas, żądnych wiedzy, plan pracy. Propozycję rozwoju. Cóż za luksus. Istniał „rozkład jazdy”, który pomagał nam poruszać się w przestrzeni, którą chcieliśmy studiować. Obcowanie z autorytetami w tych dziedzinach, ich zachęta, inspiracje sprawiały, że chciałam dokonać niemożliwego – cokolwiek miało to wówczas znaczyć, ale tak czułam. Rosły mi skrzydła. Chciało mi się szukać, wertować źródła, dowiadywać się, sprawdzać. Chciało mi się pisać! Profesor Zbigniew Raszewski był jednym z moich niezrównanych mistrzów. Powściągliwy i pełen dystansu, czynił cuda, potrafił rozpalić, pociągnąć za swoją myślą, dawał poczucie wyjątkowości każdemu ze studentów. Był skupiony, uważny i sprawiedliwy.

Lubiłam być uczennicą. Lubiłam być studentką. Ciekawą i ciekawską, pilną i sumienną, zachęcaną do pracy i mobilizowaną do wysiłku, twórczą, ale jeszcze nie do końca lub nie ostatecznie odpowiedzialną za swoje dokonania. Opiekę uznanych nauczycieli traktowałam jak wielki przywilej i nie spieszyło mi się, by z niej rezygnować. Najchętniej studiowałabym jeszcze, po magisterce zapisałam się na studia doktoranckie. To była wyższa szkoła jazdy, jeszcze bardziej inspirująca. Stawiano przed nami kolejne zadania i zachęcano do przekraczania granic. Wierzono, że potrafimy, bo przecież mamy w sobie niewyczerpane pokłady. Talentu, ale i pracowitości. Dyscyplina wydawała się w hierarchii ówczesnych nauczycieli najważniejsza, choć mozolna i wymagająca ciągłej aktywności. Dyscyplina i pokora wobec innych. Zrozumiałam to nieco później. Młodzi, buntowaliśmy się trochę wobec rzemiosła, stawiając na romantyczne natchnienie.

Podziwiam z perspektywy lat pracę naszych pedagogów, sposób, w jaki działali na naszą ambicję i rozwijali istniejące w nas zdolności. Jeśli krytykowali, to wyłącznie pozytywnie, radząc, jak poprawić, ulepszyć to, co staraliśmy się przygotować. Czy są jeszcze tacy nauczyciele? Czy istnieją miejsca, które wydobywają z innych – dzieci, młodych, dorosłych – to, co w nas najlepsze?

Próbowałam tak uczyć. Choć pisania nauczyć się nie da. Ale można dzielić się własnym doświadczeniem. Można zaprosić do literackiej kuchni i spróbować coś wspólnie przyrządzić.

Lubiłam uczyć, najbardziej tych, którzy tego chcieli. Wierzyli, że mają coś do powiedzenia światu, szukali narzędzi i możliwości. Ceniłam też tych zbuntowanych, wiedzących lepiej, niepokornych. Podobała mi się ich młodość, czasem także niedojrzałość, ich uwaga i zapał. Uczenie jest niezwykle wymagające, ale daje, dawało mi wielkie poczucie sensu. Jest niezwykłą wymianą energii. Przynosi natychmiast satysfakcję wynikającą z obserwowania dokonań tych, którzy się uczą.

Najbardziej lubiłam patrzeć, jak rosną. Jak zrazu nieśmiali, nieporadni, nierozumiejący, na czym to polega, zaczynają być lepsi, sprawniejsi, bardziej pomysłowi. Zaczynają błyszczeć, powoli lub nagle. Po jakimś czasie fruną. To największa radość. Uniesienie. Coś w rodzaju rodzicielskiej dumy, choć przecież mój udział był skromny i tymczasowy.

Natrafiłam ostatnio na wykłady kanadyjskiego pisarza, specjalisty od psychologii sukcesu, Briana Tracy’ego. Co roku „uczy” ponad ćwierć miliona ludzi na całym świecie, jak realizować swoje marzenia i plany. Proponuje zapisywanie ich piórem na papierze, każdego dnia od nowa. Ważne są systematyczność i notowanie w czasie teraźniejszym. Zapewnia, że takie wytrwałe określanie swoich celów służy ich realizacji.

Kupmy zatem u progu jesieni nowy zeszyt. Zacznijmy zapisywać „rozkład jazdy” na ostatnie trzy miesiące roku. Roku trudniejszego niż poprzedni – przez wojny, konflikty, powodzie. Ale nawet one nie unieważniają trwania. Dopóki jesteśmy.

Gaudeamus igitur, radujmy się więc – wszyscy. Ci, którym studiowanie otwiera nowy porządek życia. Ci, którzy odnaleźli już własną drogę i sami zawiadują swoim czasem. Układają osobiste „rozkłady jazdy”, w których jest miejsce na rozwój, codzienną twórczość i przyjaźń. Niech jesień zacznie się powrotem do siebie, do nauki równie ekscytującej, jak przed laty. Przed nami „nieśmiertelnik żółty – październik”.

Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) – przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby to wszystko nie przestało istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska, laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.

Agata Tuszyńska
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Agata Tuszyńska: Plan na jesień
Proszę czekać..
Zamknij