Nigdy nie oswoiłam śmierci. Oswoiłam umarłych. Bardzo wcześnie nauczyłam się żyć wśród nich, z ich cieniami i szeptami, w kręgu ich niedokończonych losów. Pamiętanie stało się moją religią.
Czy było to wynikiem moich lektur dotyczących wojny i Zagłady? Czy może czytania ciemnych wierszy Tadeusza Różewicza lub prozy Tadeusza Borowskiego? Przeświadczenia, że jedynie przypadek historii sprawił, że los ofiar mnie ominął. Czułam to wcześnie, mimo że jeszcze nie wiedziałam, że należę do narodu skazanego. W dziecinnej samotności nawiedzała mnie czyjaś obecność. Jakby ci wszyscy, których nie zdążyłam poznać, istnieli. Jakby pokolenia przodków gromadziły się w moim dziecinnym pokoju. Czułam, że nie jestem sama.
Po latach znalazłam podobną myśl u I.B. Singera. Że w wielkiej księdze świata nic nie ginie. Wszystko to, co kiedykolwiek się zdarzyło, istnieje nadal zapisane w boskim manuskrypcie. To było pocieszeniem.
Z czasem zaczęłam doświadczać odchodzenia tych, którzy tworzyli mnie samą.
Odkąd pamiętam, jeździłam z mamą i dziadkiem na cmentarz do Otwocka. Odwiedzaliśmy moją babkę Delę, której nie znałam. Przysypany liśćmi kawałek ziemi, krzyż, daty (1902-1944). Światełko. Nie mówili o niej – ani tam, ani nigdzie indziej. Nie wspominali. Cmentarz był dla mnie miejscem nieobecności.
Utwierdziłam się w tym przekonaniu, kiedy pochowano moją ukochaną babcię Manię z Łodzi. Tę, która nauczyła mnie odróżniać borowiki od podgrzybków, nagietki od nasturcji, dobro od zła i pociągi osobowe od dalekobieżnych. Kiedy umieszczono ją w trumnie i zasypano, wiedziałam, wówczas 12-letnia, że jej tam już nie ma. Płakałam za nią, ale nigdy nie szukałam pod cmentarnym drzewem. Odnajdywałam ją czasem w domu na Perłowej 4, w smaku kompotu z gruszek, w iskrach z kuchennego pieca.
W dniu Święta Zmarłych odwiedzaliśmy latami jej grób. I inne groby. Pamiętam łunę świateł, zapach wosku i naftaliny z pospiesznie wyjmowanych na 1 listopada futer. Uczestniczyłam w obrzędach zbiorowego pamiętania, choć nie na cmentarzach doświadczałam ich istnienia za horyzontem doczesności.
Dorastałam, kiedy zaczęli odchodzić. Mistrzowie, przyjaciele, starsi i doświadczeni. Ci najważniejsi, których wybierałam do przyjaźni i miłości, którzy uczyli mnie pisać i rozumieć. Którzy sprawili, że mój los się zmieniał, doroślał, stawał się twórczy, bogatszy. Obdarowywali mnie własną wrażliwością i pamięcią, dodawali siły, otwierali nieznane. A potem znikali, często niepożegnani, między pytaniem a odpowiedzią. Musiałam sobie radzić.
To oni zaludniają mój świat, pełniej niż żyjący. Szczodrzy, nie odmawiają niczego. Pozwalają się pamiętać w sposób, który nie rani. Kazimierz Brandys i Tadeusz Konwicki. Wiktor Woroszylski i Jerzy Ficowski, jest Maria Kuncewiczowa, Irena Krzywicka, Wiera Gran. I wielu innych, bliższych i dalszych, także ci, których nie poznałam. Nie przestają być częścią mojego życia. Ciągle słucham ich opowieści z przeszłości, powtarzam wiersze i rady, przypominam zdania, obrazy, strofy i uśmiech. Są ze mną, są obok. Blisko.
Utrata wpisana jest w cykl życia, podobnie jak dojmująca nieobecność. Z pokorą, smutkiem, ciężarem. Z ostatecznością rozstań. To one tworzą mnie taką, jaka jestem.
A świętych obcowanie uprawiam tu i teraz. Nie tylko jesienią, nie tylko wedle kalendarza religii. Spaceruję po cmentarzach, których mapy wywołują kolejne cienie. W Otwocku, Łęczycy, Łodzi. W Warszawie, Paryżu, Toronto. Pod krzyżem i bez niego. Ze świecami i kamykami znaczącymi pamiętanie. Symboliczne wspominania „nad mogiłą” są dla mnie odświętnym wariantem codziennej zadumy, choć od dawna nie zadaję już „dziecinnych pytań”. Jak w wierszu dedykowanym księdzu Janowi Twardowskiemu.
dlaczego zamiast bram raju schody kuchenne do nieba
i gdzie fanfary zwiastujące prawdę
dlaczego czułość kuzynką litości
dlaczego siwieją także psy i drzewa
dlaczego w każdym oknie widmo krzyża
dlaczego ten los
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju ukazała się jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 r. została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.