Znaleziono 0 artykułów
07.09.2022

Agata Tuszyńska: Pozwolić sobie na radość

07.09.2022
(Fot. Getty Images)

Podróżowanie zalecano od lat na wszelkie choroby duszy. Stosowano jako lekarstwo na rany nieszczęśliwego serca, miłosnych zawodów i głębokich rozpaczy. Bycie w drodze łagodziło ostre kanty upokorzeń, rozświetlało smutek. Wyprawy dalekie od bolesnej codzienności przenosiły w inne kręgi doświadczeń.

Czasem wystarczyło chwilowe oddalenie, wyjście ze znajomego kontekstu, innym razem ratowała podróż długa, z nieostrym horyzontem powrotu, zdecydowanie oddzielająca od emocjonalnych zawikłań. Te zostawały za drzwiami. W bagażu zalegały ich cienie. Roztapiały się w miarę upływu dni, tygodni, miesięcy. Blakły wobec nowych obrazów, wyzwań, języków. Także ludzi z losami i problemami innymi od naszych.

Dla mnie podróż zawsze była świętem – już wtedy, kiedy jako dziecko machałam siedzącym w oknach pasażerom pociągów stacji Łódź Kaliska, wyobrażając sobie ich kurs ku przygodzie. Może tam przyrzekłam sobie, że nauczę się żyć podobnie, ślimak w przebraniu motyla. A może dopiero wówczas, kiedy patrzyłam na ojca wracającego z daleka. Wydawał się odmieniony, jakby rozświetlony tym, co przeżył gdzie indziej. Sądziłam, że ma klucz do tajemnicy. 

Bycie w drodze od zawsze wydawało mi się wyzwaniem i wyzwoleniem, konfrontacją z nieznanym światem i sobą nieznaną, jaka z tego spotkania się rodzi. Różnorodność nowych przeżyć, zmienność pejzaży, konieczność radzenia sobie w nowych okolicznościach pozwalały na zmianę perspektywy. Przypominały o zmienności jako sile wszechrzeczy.

Podróży z różnych powodów nie praktykowałam przez lata, a teraz wyprawa na jachcie w zatokę Wysp Jońskich, na chwilę trwającą wieczność, wydała mi się darem bezcennym. Była kwintesencją niebieskości, karuzelą wrażeń i zachwytu, dla którego jeszcze nie znalazłam słów. Zostanę tak jeszcze trochę, dopóki dotknięcie słowami nie zburzy legendy o chwilowym szczęściu. Dotarłam do Itaki, rodzinnej wyspy walecznego Odyseusza. Istnieje zatem. Jak inne marzenia. Ta myśl mnie wzmacnia. Czułam się jak dawniej, ściskając w dłoni niebieski koralik Karolci, wszechmocny, nieblaknący, gotowy na kolejne cuda. Dawał mi w prezencie turkusową głębię u podnóża gór, tęczę oplatającą całe ich pasmo i nieznikającą przez kolejne kwadranse. Taniec delfinów w zasięgu otwartych ramion lub gwałtowną burzę, która jeszcze bardziej wyostrzała rysy piękna. Bo świat jest go pełny, wystarczy tylko pozwolić sobie na chwilę beztroski. Czy wolno w obliczu tego, co się dzieje? I jak sobie radzić z poczuciem uwierającej winy? W końcu sierpnia 2022 roku zdecydowałam się na radość w ojczyźnie męża Penelopy. Wśród opowieści Posejdona, w służbie Eola, boga wiatru, i czarodziejki Kirke. Na skrzyżowaniu greckiego mitu, wyobraźni Homera i snów o potędze naszej załogi, dla której wędrowanie ważniejsze było od znalezienia portu

Wraz z towarzyszami rejsu zastanawialiśmy się przy pożegnaniu, gdzie pomieścić to, czego byliśmy świadkami. Jak nie uronić i nie stracić doskonałości żywiołu, który nas pociągnął?

Po powrocie miasto wydaje się sztywne, matowe, niewygodne. Trochę za ciasne. Po każdym powrocie – znad wody, z lasu lub z gór, z polskiej prowincji czy ze światowej metropolii. Po tym pełnym malarskich objawień – szczególnie. To uczucie z czasem mija, ale teraz jeszcze stwarza wrażenie nierzeczywistości. Obrazy stamtąd nie pasują do znajomych ram tutejszej gleby. Podobnie jak nasze wypełnione pejzażami, wrażeniami, smakami ciała z trudnością szukają sobie miejsca w latami oswajanym domu. Przez chwilę, dłuższą lub krótszą, z owego nieprzystosowania czerpiemy siłę. Wiem, że ten efekt zmiany perspektywy, dystansu, spokoju wobec uwierających drobiazgów mija. Odrębność doświadczeń relatywizuje to znajome, w co wstępujemy, a potem wsiąkamy z przyzwyczajenia, by żyć dalej, jakby nic się zdarzyło. A przecież to już nie ta sama dawna ja.

Agata Tuszyńska (Fot. Kajus Pyrz/KLK)

Powrót do siebie miejskiej, warszawskiej jest trochę jak powrót do szkoły przed laty po długich, więc niezasłużonych wakacjach. Początek września, czas nowego otwarcia. Nowy plan lekcji, łamigłówki przedmiotów, ekscytacja. Najbardziej cieszyły mnie zeszyty. Do dziś czuję jakiś niewyjaśniony respekt wobec pustego zeszytu. Jakby dawał możliwość nie tylko nowego dokonania, ale i nowego życia. Czyste kartki zawsze pozostaną dla mnie obietnicą. Kluczem do prawdy nazwał je czarodziej z powieści Romaina Gary’ego. „Białe strony znaczą, że nic jeszcze nie zostało powiedziane, że nic nie jest stracone, że jeszcze wszystko można stworzyć i wszystkiego dokonać. One są pełne nadziei. Uczą zaufania do przyszłości”. 

Maria Krüger dała mi pierwszy niebieski koralik, by spełniał marzenia. Przez kolejne lata uzbierałam ich wiele. Koralików i marzeń. Nie ustaję… Mam też wiele nienapoczętych zeszytów. W jednym z nich zaczynam pisać. „Navigare necesse est”, „żeglowanie jest koniecznością”. Zdanie, które zapisał Plutarch na przełomie I i II wieku naszej ery, dotyczyło Pompejusza, który podjął żeglugę mimo groźnej burzy. I miało jeszcze swoją drugą część: „życie nie jest koniecznością”. Próbuję oswoić się z tą myślą, tak inną od moich rodzinnych tradycji. A może taka wiara pozwala na życiodajną lekkość?

Obowiązek życia istnieje dla mnie w odpowiedzialności. Wobec innych i wobec siebie. Zaczynam oswajanie Itaki.


Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju ukazała się jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.

Agata Tuszyńska
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Agata Tuszyńska: Pozwolić sobie na radość
Proszę czekać..
Zamknij