Zdobyła Dolinę Krzemową wyjątkowym talentem. Pracowała dla Tesli i Google’a, gdzie malowała portrety maszyn. Teraz Agnieszka Piłat w Boston Dynamics uczy malarstwa sztuczną inteligencję.
Miłością do Ameryki zapałała już w dzieciństwie przez film „Rocky”. – Bohater stał się dla mnie symbolem osoby, która doszła do czegoś dzięki ciężkiej pracy – wyjaśnia Agnieszka Piłat. W Łodzi, w której się wychowała (–To miasto przemysłowe, pewnie dlatego tak mnie ciągnie do maszyn – mówi), na przełomie wieków wspólnie ze swoim chłopakiem prowadziła firmę multimedialną. Aby zapewnić jej rozwój, nie wystarczyło, że śledzili nowinki technologiczne z Polski, ale też musieli jeździć na targi za granicę. Z przygotowań do wyjazdów na te w Los Angeles pamięta przede wszystkim stres związany ze zdobyciem wizy. – Wtedy większość wniosków odrzucano. Mnie się na szczęście udało – wspomina.
W Kalifornii przeżyła kulturowy szok. – Kiedy świeżo po przyjeździe wsiadłam do hotelowej windy, osoba, która jechała ze mną, spojrzała na moje buty i wykrzyknęła: „Ale świetne! Gdzie je kupiłaś?”. W Polsce nikt się tak nie zachowywał – mówi. Wtedy już wiedziała, że na pewno wróci do Ameryki. Ciężko na to pracowała. Wzorce miała dobre – obok Rocky’ego także rodziców, właścicieli cukierni. – Każdego dnia widziałam ich starania. Mama nie miała prawa jazdy. Jeździła do pracy tramwajem objuczona towarami, które danego dnia były w cukierni potrzebne – opowiada.
Miała opanowany angielski, jakieś pieniądze na start. Był 2005 rok. Kupiła bilet do San Francisco, tam dostała się na ilustratorstwo na ASP. Utrzymywała się z dorywczych prac. – Amerykanie są bardzo otwarci, więc aklimatyzacja okazała się łatwa, choć nie obyło się bez wtop – wspomina. Z pierwszej pracy – w recepcji siłowni Gold Gym – wyleciała, gdy chciała skomplementować krewną właściciela, a nazwała ją zakałą rodziny.
Kiedy Paul Stein, przypadkowo poznany deweloper z Doliny Krzemowej, zaproponował, żeby coś dla niego namalowała, zdecydowała się na portret maszyny. – I już wiedziałam, że to jest moja przyszłość – mówi. – Właśnie tak chciałam opowiedzieć najnowszą – technologiczną historię Ameryki, wyrazić moją miłość do przemysłu i do wolnej ekonomii.
Mierzy się z maszynami tak, jak żaden artysta przed nią. Nie przestrzega przed nimi ani nie fantazjuje na ich temat. Na jej olejnych obrazach wyglądają dostojnie. Patrząc na nie, ma się wrażenie oglądania portretów arystokratów. Piłat nawiązuje do artystów zafascynowanych władzą, europejskich malarzy dworskich i religijnych, ale też do propagandzistów radzieckich. Jakby była poddaną, która dostała zadanie stworzenia pocztu tych, którzy aktualnie w społeczeństwie rządzą. To oni byli mecenasami sztuki. Ona za swoich patronów uważa maszyny. Znalazła własną niszę pomiędzy światem sztuki i technologii.
Jej pomysł na siebie pokochali i w galeriach, i w firmach technologicznych. Sprzyjały jej wrodzona przebojowość i zaraźliwa pasja. – Ludzie mi chętnie pomagali, co mnie, dziewczynę wychowaną w komunizmie, szokowało. Nie byłam przyzwyczajona, że ktoś chce się ze mną czymkolwiek dzielić – mówi. – Poza tym San Francisco to małe miasto. Poznając jeden procent elity, znasz już wszystkich, bo chodzą do tych samych klubów, bywają na tych samych imprezach – dodaje.
Punktem zwrotnym w jej karierze okazała się znajomość z technologiem Ianem Wrightem, który zaprosił ją na rezydencję artystyczną do Tesli. Miała dostęp do najnowszych modeli samochodów elektrycznych, jej zadanie polegało na przygotowaniu ich portretów. Gdy Wright zaczął się nimi chwalić, w Dolinie Krzemowej zrobiło się głośno o jej charakterystycznym stylu. Auta Tesli pokazała tak, jakby panowały nad światem motoryzacji.
Cały tekst znajdziecie w drugim wydaniu „Vogue Polska Leaders”, którego hasłem przewodnim jest „Zmiana”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.