Jestem pewna, że za kilka lat wrócę do mediów publicznych, bo rozumiem ich sens i wierzę w ich misję. Mogłabym zostać dyrektorką Trójki – mówiła Agnieszka Szydłowska jesienią 2020 roku. Na początku stycznia 2024 roku źródła nieoficjalnie donoszą, że Szydłowska została wyznaczona do pokierowania radiem.
Do świata mediów Agnieszka Szydłowska weszła pod koniec lat 90. – Internet wtedy raczkował, poza oglądaniem telewizji czytało się prasę i słuchało radia. W moim domu grało bez przerwy, oczywiście Trójka. Więc jeśli Marek Niedźwiecki mówi, że od zawsze wiedział, że będzie pracował w radiu, to ja mu wierzę, bo miałam tak samo.
Ale odbiornik włączany o świcie i wyłączany przed snem był jak tykający zegar – stały, przyjemny i anachroniczny. Agnieszka nie pamięta z tego czasu ulubionych audycji ani młodego głosu skierowanego do jej pokolenia. – Właściwie nie miałam czego słuchać. Dlatego kiedy przeczytałam w gazecie, że powstaje stacja, która chce być inna niż wszystkie, natychmiast zgłosiłam się na casting i jakimś cudem go przeszłam, chociaż nie miałam żadnego doświadczenia.
W 1998 r. MTV i Viva były tak popularne, że miały swoje bliźniacze alternatywne kanały, MTV2 i VIVA II. Gdzieś na blokowiskach Warszawy, Łodzi i Katowic dojrzewały legendy polskiego hip-hopu, a Kuba Wojewódzki w popołudniowym paśmie Polsatu puszczał polskie teledyski i rozdawał hojnie płyty CD słuchaczom dzwoniącym na antenę. – Zasada jest jedna: radio radzi sobie tak dobrze, jak rodzimi artyści. Ze swoim debiutem radiowym Szydłowska wstrzeliła się w prawdziwy renesans.
Rozgłośnia Harcerska, a chwilę później Radiostacja nie wymagały karty mikrofonowej ani scenariusza audycji. Tu liczył się gust muzyczny i osobowość. Eksperymenty szybko weryfikowali słuchacze, którzy na żywo komentowali audycje na internetowym forum stacji. – Wtedy poznałam, czym jest hejt – uśmiecha się Agnieszka. – To była moja akademia radiowa. Wszystko właściwie opieraliśmy na buncie wobec tego, co było. Zaznałam prawdziwej wolności, co później okazało się przekleństwem.
Czteroletnią przygodę z Radiostacją brutalnie przerwało zwolnienie. Stację kupiła duża grupa medialna, która miała inny pomysł na profil i wymieniła większość dziennikarzy. – Zamiast muzyki i kultury zaczęły liczyć się pieniądze. Jakość audycji mierzono statystykami.
Agnieszka, z wykształcenia teatrolożka, osadzono mocno w muzyce i kulturze, szybko znalazła pracę w wydawnictwie. – To było dobre miejsce, wyzwania, ciekawi ludzie, ale ja bez radia usycham. Przytyłam 15 kg i nie mogłam się odnaleźć. Dopiero, kiedy poszłam na rozmowę o współpracy do mojego ówczesnego pracodawcy i Trójki, a wyszłam z propozycją nagrania dema, odżyłam. Teraz myślę, że ten entuzjazm był pochopny.
17 lat
Znów miała być świeżą krwią, ale tym razem wchodziła w tradycyjne struktury z panteonem mistrzów. – Kiedy pracowałam w Radiostacji, nasłuchiwaliśmy Trójki, podśmiewając się z każdego momentu, kiedy starali się być młodzieżowi. Od początku miałam ironiczny stosunek do autorytetów, choć po latach bardzo doceniam, że mogłam z nimi pracować i ich obserwować. Jednak ponad wszystko cenię sobie własną drogę, bo zawsze chciałam robić radio po swojemu, inaczej. A to było temperowane.
„Muzyka może być dobra lub zła. To jedyny istotny podział. Muzyka wzbudza emocje – bez wątpienia silne. Nawet Pink Floyd kiedyś debiutowali i nawet oni mieli wrogów. Dlatego w tym programie stawiamy na nowości i artystów, którzy nie zawsze są znani. Nikt nie wie teraz, co zostanie uznane za ważne kiedyś. A teraz przynosi tak wiele!” – napisała na facebookowym fanpage’u swojej audycji i wywołała burzę, ale opisu nie zdjęła.
– Za każdym razem, kiedy puszczałam hiphopowe kawałki, przychodziły e-maile informujące mnie o tym, że są inne stacje do grania takiej muzyki i mam nie kalać ich świątyni. Dasz wiarę, że kiedy 17 lat temu zaczynałam pracę w Trójce, należałam do najmłodszych, a teraz, kiedy odchodziłam, to się prawie nie zmieniło?
Może dlatego funkcjonowała jako outsiderka i wsparcia szukała wśród rówieśników. Z Michałem Margańskim i Michałem Nogasiem stworzyła „Radiowy dom kultury”.
– Kiedy Trójka zaczęła iść w stronę komercyjnych stacji – dżingle, muzyka z badań focusowych i wyliczony co do sekundy czas na rozmowę – potraktowaliśmy te ograniczenia jak wyzwanie – mówi. Wymyślili audycję, w której wypowiedzi gości o aktualnych wydarzeniach świata muzyki, kina i sztuki przeplatane były piosenkami. – Wszystko płynęło. Nawet słuchacz, który nie lubił słowa, zostawał. „Radiowy dom kultury” nie poruszał łatwych tematów, ale zawsze miał dobrą słuchalność. Przetrwał, aż do pandemii – dodaje.
Drugą ważną audycją Szydłowskiej był „Program alternatywny”. – Zrobiłam tych odcinków tysiące i ostatnio pojawiła się w mojej głowie myśl, że kiedyś trzeba przestać. Że alternatywa jest młoda, a ja jestem po czterdziestce, powoli wyczerpuję swój limit. Nie chciałabym zostać jednym z tych dziennikarzy, którzy cały czas robią to samo i wspominają na antenie, jak to było kiedyś.
Poczuła, że pora zmienić swoją formułę w radiu, naturalną drogą byłoby pięcie się w strukturach, sięgnięcie po większą decyzyjność i kreowanie radia również poza swoją audycją. – Dojrzałam do tego, żeby awansować, ale w obecnej sytuacji politycznej, to się nie mogło wydarzyć. Myślę, że ta sytuacja pomogła podjąć decyzję.
A ta zapadła gwałtownie, w maju 2020 r. Agnieszka Szydłowska, podobnie jak Hirek Wrona i Marcin Kydryński, w geście solidarności z Markiem Niedźwieckim złożyła wymówienie. – Nie chciałam pracować w politycznym radiu, w którym nie szanuje się muzyki ani słuchaczy. Kilka tygodni później została zwolniona z TVP Kultura, po 15 latach współpracy, decyzję przekazano jej telefonicznie. Zniknęła z anten i zamilkła, odmawiając udzielania wywiadów.
– Byłam w szoku i potrzebowałam czasu. Poza tym nie chciałam opowiadać o sobie. To byłoby bardzo infantylne. Z polskimi mediami dzieje się coś tak strasznego, a ja wykorzystuję tę okazję, żeby zaprezentować siebie – mówi.
Bez mikrofonu
– Cieszę się, że nigdy nie pompowałam swojego ego, nigdy nie myślałam o sobie jako „zajebistej dziennikarce z Trójki” – mówi. Ale kiedy media ucichły, skończyły się telefony z gratulacjami niezłomnej postawy i wyrazami wsparcia, została bez mikrofonu. W domu, z dziećmi i kredytem. Pierwszym odruchem było rzucenie się w wir zajęć, zapisywała się na webinary, szukała pomysłu na nową formułę kultury w mediach. – Trafiłam np. na świetne warsztaty Agaty Grendy „Mam plecy i nie zawaham się ich użyć”. Grenda przez lata była dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, po czym, z dnia na dzień, straciła pracę. Teraz uczy zarządzania projektami, ale opowiada też o tym, jak poradzić sobie z kryzysem zawodowym, zwłaszcza jeśli nie ma on związku z kompetencjami.
Agnieszka nie ukrywa, że gwałtowne odcięcie od pracy było wstrząsem. Z dnia na dzień została zmuszona wymyślić się na nowo. – Mam przed sobą wiele lat pracy. Musiałam dźwignąć tę sytuację, ale nie chciałam robić tego pozornie. Nie chciałam łapać się nerwowo wszystkiego, co do mnie przypływało. A ponieważ nie byłam pewna, czy dokonuję dobrych wyborów, wpadałam w prawdziwą trzęsawicę. Rozmawiamy teraz lekko i spokojnie, bo jestem pod opieką psychoterapeuty, skorzystałam z pomocy psychiatry. Na terapię zaprowadził mnie Bartek [partner Agnieszki – przyp. red.], za co jestem mu bardzo wdzięczna.
Czarne myśli wybrzmiewały w pytaniach, na które trudno było znaleźć szybką i jednoznaczną odpowiedź. – Moje kontakty można było opisać „Wpadnij, nagramy, do widzenia”, ale kim będę bez tego zaplecza? Czy w obliczu pandemii dysponuję jeszcze jakimiś potrzebnymi umiejętnościami? Umówmy się, nie jestem lekarzem, to, co mogę, to przeprowadzać wywiady albo wrócić do teatru…
Z drugiej strony intuicja i branżowe głosy potwierdzały tezę, że kultura w lockdownie jest ludziom szczególnie potrzebna. Wymaga tylko nowego języka, który osadzi ją w innym medium – internecie.
Nowy rozdział
Teraz znów, tak jak pod koniec lat 90., żyjemy w szczycie zainteresowania rodzimą muzyką. – Ludzie rozmawiają o polskich artystach, chcą ich oglądać i kupują bilety. Koncerty Dawida Podsiadły i Taco Hemingwaya zapełniają Stadion Narodowy. To jest 50 tys. osób. Podobny wynik nie byłby do osiągnięcia jeszcze 10 lat temu – mówi Szydłowska, która mimo wątpliwości nie zrezygnowała z radia.
Pierwszy telefon z propozycją zadzwonił natychmiast po tym, gdy media ogłosiły, że „Szydło odeszła z Trójki”. Był od Miha Michalskiego, założyciela newonce, internetowej stacji promującej polski rap. Z wiernymi i bardzo młodymi odbiorcami. – W naszym domu dzieci rosną przy newonce. To radio współtworzy ich tata, a mój partner. Więc znowu trudna decyzja – to jedyne radio, do którego bym chciała iść, ale jak się poukłada nasza relacja zawodowa i prywatna? – pyta retorycznie. – Zdecydowaliśmy, że zaryzykujemy.
Nowe miejsce wymagało nowego podejścia. – Nie chciałam kopiować tego, co już robiłam, więc dużą radość sprawiło mi wymyślenie nowych programów. Jednak jestem tą samą osobą, więc tematyka szeroko rozumianej kultury zostaje. Tylko teraz chciałam ugryźć to inaczej.
Agnieszka wpadła na pomysł zaproszenia sparing partnera – współprowadzącego, z którym rozmowa byłaby dla niej wyzwaniem intelektualnym, a jednocześnie wprowadziłaby do programu nowy, zaskakujący punkt widzenia. Tak do radia weszła Dorota Masłowska w autorskiej audycji „Godzina czasu”. – Nazwa adekwatnie opisuje naszą niepoprawność. Z każdej kolejnej rozmowy wynoszę coś nieprzewidywalnego – dzięki gościom, ale także dzięki mojej współprowadzącej. Sprawdź nasz podcast z Agnieszką Holland – co wyszło z pytania o zęby aktora. Ja nigdy bym nie zadała takiego pytania, a Dorota zadała i otworzyła wspaniały wątek.
Czas przyszły niedokonany
Na pytanie, co będzie za rok albo za pięć lat, Agnieszka nawet nie szuka odpowiedzi, jest tu i teraz. Czas eksperymentów i obserwacji, ale też pierwszych wrażeń.
– Najwspanialsza okazała się wolność. Dopiero, gdy usiadłam przy mikrofonie, poczułam, jak spada ze mnie latami zakładany pancerz ezopowego języka. Ostatnie trzy lata były prawdziwym ćwiczeniem z tego rodzaju kontaktu ze słuchaczami – aluzje, wiadomości szyfrowane w tekstach piosenek – wspomina np. czas Czarnych Marszów, gdy w swoich trójkowych audycjach nie mogła otwarcie nawiązać do tego, co działo się na ulicach, ale stworzyła playlistę kobiecych protest songów. Wreszcie mogła powiedzieć i zagrać wszystko, co czuła i uważała za ważne, np. ukochaną Siksę. – Ale największym wyzwaniem jest teraz dla mojej głowy ambitny plan ubogacenia tej anteny, a nie zepsucie tego, co beze mnie działało super – dodaje.
Czy w nowej internetowej rzeczywistości uda jej się wypracować własną markę? Czy tak, jak jej młodsi koledzy z pracy, stworzy podcast, kanał na YouTubie, zasięgową stronę? – Chciałabym, ale nie wiem, czy umiem. Zacznę od pokochania siebie, złożenia sobie przysięgi jak Nosowska w „Powrocie z Bambuko”. To niesłychane, jak nasze indywidualne doświadczenia bywają podobne, swoją drogą.
W głębi duszy wciąż kocha się w tradycyjnym radiu.
– Mam wręcz pewność, że za kilka lat wrócę do mediów publicznych, bo rozumiem ich sens i wierzę w ich misję. Mogłabym zostać dyrektorem Trójki – mówi i dodaje: – Nie, pracując na własne, powiem z przekonaniem – zostanę dyrektorką Trójki. Może wtedy jej wszystkie nowe i stare doświadczenia złożą się, tworząc doskonałą całość – analogowe radio na nowe czasy.
– Myślę, że w radiu przyszłości przestaniemy się bronić przed technologiami, które staną się naturalnym narzędziem. Radio będzie wszędzie, dopasowane do gustu poszczególnych osób. Będzie robiło to, co wspaniale potrafi – zbliżało ludzi i pobudzało wyobraźnię.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.