Znaleziono 0 artykułów
04.02.2025

Joe Alwyn wychodzi z cienia rolą w „The Brutalist”, najlepszym filmie roku

04.02.2025
Aktor Joe Alwyn z „The Brutalist” nie chce już rozmawiać o związku z Taylor Swift. Liczą się role (Fot. Getty Images)

Przez długi czas Joego Alwyna oceniano przez pryzmat związku z Taylor Swift. Teraz angielski aktor występuje w najlepszym filmie roku „The Brutalist”, gra u najlepszych reżyserów i buduje karierę filmową z dala od błysku fleszy. A przy okazji – jako stałemu bywalcowi pokazów – udało mu się zostać ulubieńcem branży mody. 

Aż trudno uwierzyć, że Joe Alwyn przez sześć lat dzielił życie z Taylor Swift, najpopularniejszą gwiazdą na świecie. Podczas gdy ona wyprzedaje stadiony, nagrywa płyty o złamanym sercu i uwielbia publicznie okazywać uczucia (co okazało się po rozstaniu z aktorem, gdy związała się z Travisem Kelcem, którego ściska i całuje po każdym wygranym meczu Kansas Chiefs), on próbuje za wszelką cenę chronić prywatność, rzadko udziela wywiadów, nie pretenduje do miana amanta (choć miałby ku temu warunki), a aktora charakterystycznego docenianego przez najważniejszych współczesnych reżyserów.

(Fot. Getty Images)

Relacja z wokalistką zaważyła jednak na jego życiu. Do niedawna każdy dziennikarz, który rozmawiał z Alwynem, usiłował wypytać go o powody rozstania. – Pogodziłem się z rozpadem tego związku. Cała reszta świata też powinna dać sobie spokój – uciął w końcu wszystkie komentarze aktor. Po sześciu wspólnych latach (Joe i Taylor spotkali się w 2016 r. na MET Gali albo chwilę wcześniej na koncercie Kings of Leon, a rozstali wiosną 2023 r.) Alwynowi pozostaną płyty – za wspólne nagrania otrzymał nawet nagrodę Grammy. Pod pseudonimem William Bowery pojawił się na płytach „Evermore” („siostrzany” album „Folklore” – oba wydano w pandemii) i „Midnights”. Wielkiej miłości Swift poświęciła też niemal cały album „The Tortured Poets Department”. W mniej lub bardziej dosłowny sposób artystka zwierzyła się całemu światu z problemów z Alwynem. Tytułem płyty nawiązała do nazwy korespondencji grupowej – The Tortured Man Club, którą Alwyn prowadził z Paulem Mescalem i Andrew Scottem. Z ukochanym żegna się w „So Long, London”, krytykuje jego zachowanie w „My Boy Only Breaks His Favorite Toys”, posądza o zawiść w „The Smallest Man Who Ever Lived”. Alwyn nigdy nie odniósł się do tekstów piosenek. Fani natomiast odbyli masową pielgrzymkę do wymienionego na płycie londyńskiego pubu, gdzie Alwyn rzekomo przesiadywał. – Zdecydowaliśmy się zachować szczegóły naszego związku dla siebie. A jeśli chodzi o uwagę mediów? Koncentruję się na tym, co mogę kontrolować. I na tym, co w moim życiu ważne – przyjaciołach, rodzinie, pracy – tłumaczył Alwyn. 

 

Odcinając się od przeszłości, aktor rzucił się w wir pracy. Oprócz „The Brutalist” z Adrienem Brodym Alwyn równolegle pracował nad nową ekranizacją „Hamleta” (zagra Laertesa u boku Riza Ahmeda w tytułowej roli), nad filmem „Hamnet” Chloé Zhao o cierpiącej po stracie dziecka żonie Szekspira Agnes (na planie spotkał się z Jessie Buckley, Paulem Mescalem, Emily Watson) oraz „Panic Carefully” kolejnego ważnego reżysera – Sama Esmaila („Mr. Robot”, „Zostaw świat za sobą”). W każdym z tych projektów Alwyna obsadzono w roli drugoplanowej. Takie postaci gra też u swojego ulubionego Giorgosa Lanthimosa – poznali się przy „Faworycie”, a potem nakręcili razem „Rodzaje życzliwości”. Aktor nie widzi w tym problemu, bo nie musi czuć się gwiazdorem. Na początku kariery wydawało się jednak, że łatwo mu przyjdzie podbój Hollywood. Reżyser Ang Lee wyciągnął go ze szkoły teatralnej, by zagrał w „Najdłuższym marszu Billy’ego Lynna” (2016) – kameralnym filmie wojennym, gdzie aktor wcielił się w żołnierza zmagającego się ze stresem pourazowym. Ale zamiast potem wybierać marvelowskie superprodukcje, skupił się na kinie autorskim. Tylko raz zagrał amanta – w „Gwiazdach w południu” z Margaret Qualley, a tak to nawet w romansach, np. „Ostatnim liście do kochanka”, wybiera bohaterów niepokornych, odrzuconych, złych. Nawet gdy wystąpił w serialowej ekranizacji „Rozmów z przyjaciółmi” Sally Rooney (naprawdę uwielbia jej książki), uczynił z Nicka postać jeszcze bardziej nieoczywistą niż w powieści. Niedojrzały, narcystyczny, chwiejny mąż zdradza żonę ze studentką, krzywdząc po drodze obie. – Lubię Sally Rooney, bo nigdy nie domyka swoich historii, pozwalając nam domyślać się, co było dalej – mówi. Alwyn zdecydowanie nie zabiega o sympatię fanów, tylko o uznanie i widzów, i krytyków. Ale najbardziej zależy mu na lojalności paczki przyjaciół – tych samych od ponad 20 lat.

Z Taylor Swift (Fot. Getty Images)

Joe Alwyn dorastał w Kentish Town w londyńskim Camden jako syn psychoterapeutki i dokumentalisty. – Oboje świetnie rozumieją ludzi i są ich ciekawi. To, czego się od nich nauczyłem, przydaje mi się w pracy – mówił Alwyn w programie Drew Barrymore. Od najmłodszych lat przejawiał zainteresowanie aktorstwem, ale do sukcesów może zaliczyć tylko udział w szkolnym przedstawieniu „Tin Tina”, gdzie zagrał pieska. Przełom miał przyjść, gdy Alwyn skończył 11 lat. Wówczas agent dostrzegł jego talent na lekcji szermierki. Niewiele brakowało, a dostałby rolę Sama w „To właśnie miłość” (gra go Thomas Brodie-Sangster). – Miałam wtedy obsesję na punkcie Zorro i to było dla mnie najważniejsze – śmieje się Alwyn. Zdał więc najpierw na uniwersytet w Bristolu, gdzie studiował literaturę angielską i teatr, a potem uczył się w Central School of Speech and Drama w Londynie. Podziwiał wówczas aktorów charakterystycznych na czele z Philipem Seymourem Hoffmanem. Tak jak on, nie marzył o czerwonych dywanach, tylko o rolach, które pozwolą mu się rozwijać. – Żyjemy w dziwnych czasach. Wszyscy się do wszystkiego wtrącają. Niezależnie od tego, czy się przed nimi odsłaniasz i ile im dajesz, i tak wezmą to, co chcą – twierdził ze smutkiem. 

Wielokrotnie wskazywał także na niestabilny charakter zawodu. – Wciąż przeżywamy górki i dołki – to naprawdę dziwna praca – tłumaczył. Możliwe, że „The Brutalist”, który najprawdopodobniej dostanie Oscara za najlepszy film, okaże się przełomowym projektem w jego karierze. Nakręcony w formacie VistaVision, którego w amerykańskim kinie nie używano od 1961 r., opowiada historię węgierskiego architekta László Tótha. Ocalały z Holokaustu, przybywa do Nowego Jorku. Tam zatrudnia go bogacz (Guy Pearce), a właściwie jego syn, Harry (Alwyn). Tytułowy brutalista ma zbudować przemysłowcowi bibliotekę marzeń. – Nie sądziłem, że tyle ludzi zobaczy ten obraz, ale to świetny film – mówił zdziwiony powodzeniem produkcji Brady’ego Corbeta. W „The Brutalist” widzi nawiązania do współczesnej polityki. – Wiele rodzinnych biznesów skrywa mroczne tajemnice – tłumaczył, wskazując na rządzącego Stanami Zjednoczonymi Donalda Trumpa, któremu doradzają m.in. jego dzieci. Na aktualności nie traci jego zdaniem także brytyjskie „Biuro”. – Znam każdy odcinek na pamięć – mówi Alwyn. Czy to znaczy, że kiedyś zagra w komedii?

Anna Konieczyńska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Joe Alwyn wychodzi z cienia rolą w „The Brutalist”, najlepszym filmie roku
Proszę czekać..
Zamknij