Jemima Kirke zasłynęła rolą w serialu „Dziewczyny”. Jej Jessa Johansson była awangardową miejską hipiską z artystyczną duszą. Bez zobowiązań, ale z przywilejami: pełnym portfelem i świetnymi ciuchami, mimo kolejnych nieukończonych projektów i prac. Teraz Kirke zagra w trzecim sezonie „Sex Education” dyrektorkę Hope – zupełną odwrotność Jessy.
Wiedziała doskonale, co to komfort, ale i brzemię uprzywilejowania, które daje dobry dom. Jemima Kirke urodziła się w Londynie, wychowała w Nowym Jorku. Córka rockowego perkusisty i właścicielki popularnego butiku Geminola z modą vintage, od najmłodszych lat nasiąkała nowojorską bohemą. Wśród krewnych miała marszandów, projektantów, modelki, aktorów. Sama malowała i widziała swoją przyszłość w świecie sztuki, po ukończonych studiach w Rhode Island School of Design zaczęła wystawiać obrazy w małych galeriach. Mimo koneksji nie wszystko układało się, jak chciała. Intensywne życie bywało podstępne. W tym, żeby nie zawieść bliskich, żeby nie bolało, żeby czuć więcej i bardziej, coraz częściej pomagały alkohol i narkotyki. Miała 23 lata, gdy trafiła na odwyk, ale, jak stale podkreśla, nie uważa się za osobę uzależnioną. – Piłam i zażywałam, żeby rozwiązywać problemy. Używki były dla mnie środkiem do celu, znieczulały mnie. Znieczulałam się też zakupami, seksem – mówi. Terapia pomogła ustalić powody tych zachowań, nauczyła ją mądrze rozpoznawać punkty zapalne i niebezpieczne reakcje. Dobierać odpowiednie narzędzia. – Często wydaje się nam, że podejmujemy decyzje. Ale przeważnie są to tylko reakcje na odczuwany strach lub presję. Dziś już nie idę natychmiast za emocją, usiłuję myśleć w dłuższej perspektywie. A gdy jest dobrze, staram się dokonywać wyborów, a nie trwać w poczuciu zadowolenia.
Osobiste doświadczenia Kirke zabrała na plan „Dziewczyn”. Nie należała do osób pilnie strzegących prywatności, nie przeszkadzało jej, że urywki jej doświadczeń trafiają do scenariusza. Postawiła jeden warunek: Jessa nie mogła być malarką, nie życzyła sobie, by postać, którą grała, ktokolwiek uznał za jej alter ego. Jako artystka, Kirke chciała być traktowana poważnie. „Dziewczyny” przesuwały utarte telewizyjne granice. (…)
Na plan Dziewczyn wchodziła sześć tygodni po pierwszym porodzie. Córkę Rafaellę urodziła, mając 25 lat, syna Memphisa dwa lata później. Gdy na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski, wystraszyła się, opanował ją stres. Nie była gotowa na rezygnację z marzeń. Zastanawiała się, czy zna malarki, które z sukcesem łączyły karierę z rodzicielstwem. Dziś otwarcie przyznaje, że gdyby mogła cofnąć czas, poczekałaby dłużej. Ale nie żałuje. – Chciałam zostać matką, bo miałam konkretne wyobrażenia na temat macierzyństwa. Szybko okazało się, że nie miały one wiele wspólnego z rzeczywistością. Kiedy urodziłam Rafaellę, poczułam, że brak mi jakichkolwiek kwalifikacji. Do dziś zdarza mi się wątpić, że dorosłam do tego zadania. (…)
Po rozstaniu z serialem – i, po ośmiu latach, z mężem, poznanym na odwyku prawnikiem, Michaelem Mosbergiem – Jemima wróciła do malowania. – W Nowym Jorku jest wielu artystów, niektórzy traktują sztukę śmiertelnie poważnie, co niekiedy mnie paraliżuje. Ale to miasto, ze swoim wyjątkowym charakterem i rytmem, zmotywowało mnie, by wrócić do malarstwa. Zachęciło, bym powiedziała sobie głośno: „Nadal jestem malarką, mimo że gram w filmach”. Najchętniej portretuje kobiety i bliskich. Wśród inspiracji wymienia m.in. obrazy Alice Neel i Otta Dixa, fascynuje ją sposób, w jaki John Singer Sargent malował dzieci.
Po rozwodzie Kirke związała się z australijskim muzykiem i awangardowym performerem Alexem Cameronem. Zaczepiła go na Twitterze, bo chciała zaproponować mu wspólny projekt.
– Zamiast tego wylądowaliśmy w łóżku. Potem przez kilka miesięcy przekonywaliśmy naszych menedżerów, że „nad czymś razem pracujemy” – wspomina.
Cały tekst o Jemimie Kirke oraz wiele innych materiałów o nowych początkach znajdziecie we wrześniowym numerze magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.