Jennifer Lawrence ma – w dodatku w odpowiednich proporcjach – wszystkie cechy, które czynią aktorki ulubienicami Ameryki. Równie bezpośrednia, co ironiczna, inteligentna, ale swojska, przepiękna, ale jak dziewczyna z sąsiedztwa, a nie niedostępna bogini. W każdym razie kiedyś tak było. Dziś laureatka Oscara za „Poradnik pozytywnego myślenia” sprzed 10 lat powraca do Hollywood po urlopie macierzyńskim – dojrzalsza, mocniejsza, odważniejsza. W kinach możemy oglądać jej przebojową komedię „Bez urazy”.
– Błagam, Boże, tylko nie uczyń mnie łysą – modliła się ponoć Jennifer Lawrence, gdy jej prywatny samolot prawie zderzył się z ziemią. Leciała z rodzinnego Kentucky do Nowego Jorku mniej więcej w tym czasie, gdy do kin wszedł horror „Mother!” (2017) nakręcony przez jej ówczesnego chłopaka, Darrena Aronofsky’ego. Aktorka nie była wtedy szczęśliwa. Czuła, że związek rychło się rozpadnie, film został zmiażdżony przez krytyków, leciała prywatnym samolotem, choć troszczy się o środowisko. Wielu rzeczy jej wtedy brakowało. Pomyślała więc o swoich włosach – długich, blond, jak łany zboża na amerykańskim Południu, gdzie się wychowała, gęstych jak marzenie każdej cheerleaderki. Dziś dumnie prezentuje sięgające pasa pasma. Na premierze najnowszego filmu – komedii „Bez urazy” Gene’a Stupnitsky’ego – w białej sukni Diora wyglądała jak grecka bogini. Jest już inną kobietą niż pięć lat temu. A może wtedy była jeszcze dziewczyną, a dziś już kobietą.
Po „Mother!” zagrała jeszcze w szpiegowskiej „Czerwonej jaskółce” (2018), też kiepsko przyjętej. Straciła wyczucie, które wyróżniało ją od początku hollywoodzkiej kariery. Musiała odpocząć. W ostatnich latach nakręciła tylko trzy filmy – apokaliptyczną komedię „Nie patrz w górę” dla Netfliksa, którą promowała w zaawansowanej ciąży pod koniec 2021 r., wyprodukowany przez jej firmę Excellent Cadaver (w każdym wywiadzie powtarza, że makabryczna nazwa oznacza sławną ofiarę mafii) „Most” o żołnierce doświadczającej stresu pourazowego w 2022 r. (prace przerwała pandemia) i aktualny „Bez urazy”, którym Lawrence udowadnia, że ma szansę zakasować swoją przyjaciółkę Cameron Diaz w rolach szalonych blondynek z komedii tylko dla dorosłych.
Jennifer Lawrence w komedii „Bez urazy”: Po powrocie z urlopu macierzyńskiego jej gwiazda świeci jeszcze jaśniej
W „Bez urazy” (reżyser filmu pracował zresztą z Diaz nad „Złą kobietą”, a wcześniej odpowiadał za cięty dowcip „Biura”) JLaw, jak nazywają ją fani, co tylko podkreśla, że jej gwiazdorski status jest równy JLo, gra Maddie. Trzydziestoletnia kierowczyni Ubera traci samochód, swoje jedyne źródło dochodu. Jest ryzyko, że straci także dom po ukochanej mamie. Podejmuje się więc nietypowego zadania – ma randkować z nerdem Percym (Andrew Barth Feldman), zanim ten uda się do Princeton. Dojrzała kobieta i nastolatek? Z początku fanom aktorki zapaliła się czerwona lampka. Okazuje się jednak, że w filmie nakręconym z inspiracji prawdziwym ogłoszeniem na Craigslist – wrzuconym przez zrozpaczonych rodziców chłopaka, który nie wyściubiał nosa ze swojego pokoju – bohaterka Lawrence zadzierzgnie przyjaźń z nieśmiałym dzieciakiem. Nauczy go życia: postawi drinka, pozwoli przeżyć przygodę, otworzy na ludzi.
Ta rola jest dla Lawrence stworzona nie tylko ze względu na vis comica, którą aktorka od dawna chciała pokazać (potrafi być tak zabawna, jak jej idolki, z przyjaciółką Amy Schumer na czele). Maddie to dziewczyna u progu dorosłości, podobnie zresztą jak Lynsey z „Mostu”. Gdy Lawrence zaczynała zdjęcia do tego filmu, nie czuła się osadzona. Życie rzucało ją tu i tam, tak jak bohaterkę. Gdy powróciła na plan po pandemii, była już w ciąży z mężem, Cookiem Maroneyem. Wszystko zaczęło się układać – tworzyła własną rodzinę. Inną od tej, w której ją wychowano. Z rodzicami przez wiele lat nie rozmawiała. Dopiero gdy Cy przyszedł na świat, postanowiła wyciągnąć do nich rękę.
Jennifer Lawrence urodziła się w 1990 r. w Indiana Hills w stanie Kentucky. Wszyscy w okolicy głosowali na republikanów. Dziewczynie wydawało się, że polityka jest jak sport – lubi się swoją drużynę. A swoją drużyną byli republikanie. Gdy teraz o tym opowiada, nie potrafi ukryć gniewu. I nie chodzi tylko o Trumpa. Nie wyobraża sobie, żeby Cy poszedł do szkoły, do której jakiś dzieciak może przynieść broń. Nie zgadza się z negacjonistycznym podejściem amerykańskiej prawicy do katastrofy klimatycznej. I nie rozumie, jak można utrudniać kobietom aborcję. Sama dwukrotnie poroniła – raz jako młodziutka dziewczyna, która chciała usunąć ciążę, i drugi raz podczas zdjęć do „Nie patrz w górę”. – Nie wyobrażam sobie, że będąc w tej sytuacji, nie mogłabym realizować swoich praw – mówiła w wywiadzie dla „Vogue’a”, podkreślając, że czuje powagę sytuacji, szczególnie od czasu, gdy została matką. – Narodziłam się na nowo, gdy on przyszedł na świat – mówi o Cyu.
Niewiele więcej o rocznym synku gwiazdy wiadomo. Z początku aktorka reagowała agresją na fotoreporterów chcących uchwycić ją podczas spaceru z dzieckiem po Nowym Jorku. – Ale przestałam się bać, bo nie chciałam, żeby on dorastał w lęku – tłumaczyła w wywiadzie dla „Vanity Fair”. Niełatwo być także mężem supergwiazdy. Ale marszand Cooke Maroney nic sobie nie robi z popularności Lawrence. Dla niego jest po prostu ukochaną kobietą. – Poznał nas ze sobą Stupnitsky. Miałam kupić jakiś obraz, a on polecił mi Cooke’a. Chciałam mu natychmiast powiedzieć: jesteś niesamowicie przystojny – wspomina Lawrence. Syna nazwali na cześć Cya Twombly'ego, jednego z ulubionych artystów Cooke’a.
Najważniejsza rola Jennifer Lawrence
Wrażliwość połączyła Jennifer i Cooke’a. Ta wrażliwość uratowała ją też, gdy była dorastającą dziewczyną. Nie pasowała do dzieciaków ze swojej szkoły. Odnajdywała się tylko na scenie. I w sporcie – grała w koszykówkę w drużynie prowadzonej przez jej ojca Gary’ego, właściciela firmy budowlanej, w hokeja na trawie, była cheerleaderką. Nie mogła współzawodniczyć z innymi dziewczynami, bo była „za silna”. Mama chciała, żeby córka wyrosła na taką twardzielkę jak starsi bracia. Nigdy nie skończyła szkoły. Nie poszła nawet do liceum. Gdy skończyła 14 lat, podczas wycieczki do Nowego Jorku dostrzegł ją łowca talentów. Przekonał Lawrence’ów, że ich córka ma niezwykły potencjał. – Gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi pokoju hotelowego, byliśmy pewni, że zginiemy – wspominała moment, w którym zostali z bratem (Blaine miał wtedy 19 lat) sami w Nowym Jorku.
Wkrótce Lawrence miała się zacząć piąć po szczeblach kariery w show-biznesie. Próbowała zostać modelką, ale bez powodzenia. Anegdotka, którą przy tej okazji aktorka opowiada, idealnie oddaje jej dystans do siebie, graniczący z nadmierną skromnością. – Na planie reklamy wszystkie inne dziewczyny udawały, że grają w piłkę. A ja dostałam szału, bo naprawdę chciałam wygrać. To nie wyglądało dobrze w obiektywie – wspomina casting do kampanii Abercrombie & Fitch.
Lepiej pasowała do telewizji, gdzie zagrała kilka ról. Ale prawdziwy przełom przyszedł w 2010 r., gdy reżyserka Debra Granik zaangażowała ją do filmu „Do szpiku kości”. Dwudziestolatka otrzymała swoją pierwszą nominację do Oscara za rolę twardej nastolatki z Ozark, która utrzymuje chorą matkę i rodzeństwo, jednocześnie poszukując ojca. Na planie nauczyła się rąbać drewno, obdzierać ze skóry wiewiórki i nie tylko. Szkoła życia przydała jej się dwa lata później. W 2012 r. Lawrence została ulubienicą Ameryki. Za rolę niestabilnej emocjonalnie wdowy w „Poradniku pozytywnego myślenia” Davida O. Russella otrzymała Oscara. A postacią Katniss Everdeen z ekranizacji kultowej sagi „Igrzyska śmierci” zapisała się w historii popkultury. Dostała też angaż do innej franczyzy – „X-Menów” kręconych przez Marvela. Grała zmiennokształtną Mystique. Na planie sagi poznała pierwszego sławnego chłopaka, Nicholasa Houlta. Następne lata należały do niej. Ale zaznała też cieni sławy. W 2014 r. hakerzy włamali się do jej telefonu. Cały świat obiegły jej nagie zdjęcia. Lawrence przyznaje, że nie otrząsnęła się do dziś. Zazdrośnie strzeże prywatności po to, by sytuacja nigdy się nie powtórzyła. Coraz wyższe gaże i coraz bardziej spektakularne filmy – „Joy”, „American Hustle”, kolejne części „Igrzysk śmierci”. Czasami zapominała, kim jest. Dlatego zrobiła sobie przerwę. A wróciła tylko dlatego, że „nigdy nie czytała tak zabawnego scenariusza”, jak ten do „Bez urazy”. – Odkąd jestem mamą, inaczej wybieram rolę. Zastanawiam się, czy ten film aby na pewno jest wart tego, żeby przez pół dnia nie widzieć Cya? – mówi Lawrence.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.