Polska potrzebuje wsparcia, by pozostać krajem demokratycznym – mówi Alice Bah Kunke, działaczka szwedzkiej Partii Zielonych, była ministra kultury, obecnie posłanka do Parlamentu Europejskiego, która zajmuje się imigracją, prawami człowieka i praworządnością.
W styczniu tego roku ubiegała się pani o fotel przewodniczącej Parlamentu Europejskiego. W przemowie opowiedziała pani o rasistowskim prześladowaniu, jakiego doświadczała jako czarne dziecko w Szwecji.
Mimo rozmaitych trudności, które napotkałam, mam to szczęście, że jestem Szwedką. Żyję w kraju, gdzie społeczeństwo obywatelskie i rząd są najlepszymi przyjaciółmi, a kwestionowanie praw człowieka i obywatela czy zamachy na wolność słowa nie miały za mojego życia miejsca.
Mówiła pani wtedy: „Strach w moim przypadku przerodził się w gniew, a potem w polityczne działanie”. Jaką ma pani receptę na to, by strach nie przeobrażał się w apatię?
Podczas wizyty w Warszawie spotkałam wielu aktywistów. Oni doskonale rozumieją, co to znaczy przemienić gniew w działanie. Pytałam ich, dlaczego nie są politykami, skoro tylko jako politycy mieliby wpływ na prawo, jego tworzenie, zmiany. Możesz być najlepszym aktywistą na świecie, wyjść na ulicę pięciomilionowym tłumem, ale w demokracji parlamentarnej wciąż nie stanowisz prawa, a polityk tak. Jest wiele partii, wybierz jedną z nich. A jeśli nie ma partii dla ciebie, to ją stwórz.
Ich zdaniem polityka to bagno.
Dokładnie to słyszałam. Rozumiem taki punkt widzenia, ale wciąż pytam, jak chcą stanowić prawo. To jest coś, o czym naprawdę warto pomyśleć. Jeśli nie widzisz w tym świecie wzorów osobowych, sam stań się wzorem!
Tak pani myślała, kiedy decydowała się na wejście do polityki?
Moja mama jest Szwedką, ojciec pochodzi z Gambii. W Szwecji mieszka całe dorosłe życie, ale i tak wychował mnie i moich braci w przekonaniu, że jesteśmy panami swojego losu, a o swoje trzeba walczyć, bo nic nie jest za darmo. Już jako dziewczynka zaczęłam zarabiać drobne kwoty na kieszonkowe. Najpierw wyprowadzałam sąsiadom psy, potem jako trzynastolatka zaczęłam dorabiać w lokalnej fabryce uszczelek. Pamiętam, jak niewiarygodne poczucie dumy i samodzielności miałam, odbierając pierwszą wypłatę. Nasi rodzice bardzo nas kochali, ale od początku zachęcali do osiągania tego, co chcemy, samodzielnie. Dlatego jeśli dziś czegoś pragnę, staram się pracować na to, by to osiągnąć, bez względu na przeszkody.
Taka delegacja, jaką odbyła pani niedawno w Polsce, wymaga bardzo starannych przygotowań. W jaki sposób decydowano o tym, jak ma przebiegać wizyta, z kim należy się spotkać, porozmawiać?
Reprezentuję partię Zielonych. To partia bardzo progresywna. Na co dzień pracuję w Parlamencie Europejskim, między innymi w komisji LIBE (Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych). Zajmuje się imigracją, kwestią praw człowieka i praworządności. Parlamentarzystką zostałam dzięki głosom szwedzkich wyborców. Są ze mną w kontakcie, chętnie podsuwają pomysły, wskazują palące problemy. Moim zadaniem jest spełnianie ich postulatów. Polska została przez nas uznana za kluczowy kraj, najbardziej w całej Europie potrzebujący naszego wsparcia, by móc pozostać demokratycznym. Zatem moi wyborcy chcą, bym przyjechała do Polski i zobaczyła, co można tu na miejscu zrobić. Zawsze przy organizacji takich wypraw kontaktuję się z lokalną Partią Zieloni, by skorzystać z ich wiedzy. Z polskimi Zielonymi jesteśmy bardzo blisko i harmonogram mojej wizyty powstawał przy ich wielkim wsparciu.
Była pani na granicy polsko-ukraińskiej. Jak wspomina pani tę wizytę?
Wizyta w Medyce i Przemyślu była zaplanowana już od dawna, ale dopiero na miejscu okazało się, że będziemy w stanie wjechać do Ukrainy. Umożliwili nam to wspaniali polscy wolontariusze. Pracują z zaangażowaniem, na które nas, Szwedów, chyba nie byłoby stać. Wydaje mi się, że jesteśmy bardzo uprzywilejowani, a przez to staliśmy się poniekąd leniwi i nie wiemy, jak to jest musieć walczyć o swoją wolność i demokrację. Ci wolontariusze są fenomenalnymi ogarniaczami chaosu, przyzwyczajonymi do organizowania tysięcy ludzi, mają przyjaciół za granicami. To dlatego, że na co dzień zajmują się organizowaniem festiwalu kulturalnego Folkowisko, który łączy Białoruś, Ukrainę i Polskę. Jeszcze kilka tygodni temu planowali kolejną edycję wydarzenia, ale kiedy Rosja najechała na Ukrainę, zmienili plany.
Dziś zajmują się pomocą wioskom na północnym zachodzie Ukrainy, gdzie nagle drastycznie zwiększyła się populacja – uciekli tam ludzie z oblężonych rejonów, brakuje jedzenia, lekarstw. Wolontariusze odwiedzają ich trzy do sześciu razy dziennie i w tajnych lokacjach zostawiają potrzebne im środki, które następnie przejmują lokalni działacze. Kiedy się o tym dowiedziałam, zapytałam, czy zabraliby mnie ze sobą. Zgodzili się. Pojechaliśmy do Jaworowa, bazy militarnej niedaleko Lwowa, na którą wcześniej spadły rosyjskie rakiety. Miałam możliwość porozmawiać z burmistrzem, żołnierzami, pacjentami okolicznego szpitala. To było straszne i smutne, bo taka jest wojna. Ale siła i wytrwałość tych wolontariuszy, którzy bez żadnego wsparcia ze strony rządu tak fenomenalnie się organizują i motywują, jest dla mnie wielką inspiracją. Tym bardziej że byli to ludzie określający się jako sojusznicy społeczności LGBT+, a mieszkający w „strefie wolnej od LGBT”. Na co dzień walczą, także w sądzie, o wycofanie tej krzywdzącej ustawy. Najprawdziwsi bohaterowie.
Wiem, że udało się pani im pomóc w zaskakujący sposób...
Zapytałam, co jest dla nich największym wyzwaniem. „Oczywiście potrzebujemy wsparcia finansowego, ale przydałaby się nam aplikacja, która umożliwiłaby nam koordynację działań”, odpowiedzieli. Od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do przyjaciela ze Szwecji, który się w tym specjalizuje, a do tego dysponuje serwerami, co jest istotne, bo wolontariusze nieustannie padają ofiarami ataków hakerskich ze strony rosyjskiej. Apka powinna być gotowa na dniach.
Jest pani członkinią progresywnej partii i osobą głęboko wierzącą. To połączenie, które w Polsce wciąż dziwi. Wytłumaczy mi pani, jak to działa?
Całkiem naturalnie. Jestem chrześcijanką, należę do kościoła protestanckiego. W małej wiosce, z której pochodzę, kościół to była właściwie jedyna możliwa forma aktywności, więc byłam w jego strukturach bardzo aktywna. To w kościele uczyłam się o świecie, o dzieciach z innych krajów, które głodują, o wojnach. Ale też o współpracy, współdziałaniu. Kształciłam obywatelską wrażliwość. Należałam nawet do struktur kościelnych, przez dwie kadencje reprezentowałam w kościelnej radzie swój region. Zresztą większość członków Partii Zielonych poznała się w kościele! Szwedzki kościół zawsze należał do najbardziej liberalnych.
W Polsce liberalne poglądy i kościół to niewyobrażalne zestawienie. Kościół wciąż postuluje patriarchalne stereotypy, nie idzie z duchem czasu. Oficjalnie staje też po stronie konserwatywnego rządu w kwestii aborcji, która obecnie w Polsce jest niemal całkowicie nielegalna.
A z naszych badań wychodzi, że Partia Zielonych jest w Szwecji najpopularniejsza wśród wierzących wyborców! Podczas przygotowań do bierzmowania zastanawiamy się nad tym, jak postępowałby dziś Jezus. Nie ma wątpliwości, że nie tworzyłby „stref wolnych od LGBT”, przecież dla niego każdy człowiek był równie ważny. Dlatego walczyliśmy o małżeństwa jednopłciowe, o wyświęcanie kobiet. Te wszystkie postulaty zaniosłam do samego papieża Franciszka, kiedy jako ministra towarzyszyłam szwedzkiej arcybiskupce Antje Jackelén. Pamiętam, że jego kardynałowie byli strasznie podenerwowani, chyba dlatego, że zobaczyli kobietę w sutannie. Uniemożliwili nam zrobienie wspólnego zdjęcia. Za to papież był bardzo miły i raczej wyluzowany.
To był rok 2016, środek pani kadencji w roli ministry kultury. Miała pani wtedy prywatną audiencję. Co mu pani powiedziała?
Miałam z nim sam na sam dosłownie pięć minut. Perfekcyjnie je zaplanowałam. Przywitałam się i zaraz przeszłam do sedna: „Musimy porozmawiać o aborcji”. „Tak, słucham?”, odpowiedział. „Wiem, że wiesz, że kobiety umierają dlatego, że nie mogą decydować o swoim ciele. Jako papież możesz to zmienić. I mam nadzieję, że nie przestaniesz być odważny i zrobisz to, co należy. Proszę o to z głębi mojego serca”. To był monolog, gadałam jak najęta. Na końcu zapytałam tylko, czy mnie zrozumiał, czy wie, o co proszę. „Tak”, odpowiedział. „I dziękuję”.
O czym rozmawiała pani z działaczkami aborcyjnymi, z którymi spotkała się pani w Polsce?
Dla mnie spotkanie z polskimi działaczkami kobiecymi w Warszawie i Rzeszowie było prawdziwym wyróżnieniem. Udało mi się porozmawiać z przedstawicielkami Federy, komitetu „Legalna aborcja. Bez Kompromisów” i Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, w tym z Martą Lempart. Tematem naszych rozmów była ciągła walka Polek o ich podstawowe prawa, jakim jest aborcja czy dostęp do środków antykoncepcyjnych. Usłyszałam wiele tragicznych historii, w których Polki traciły zdrowie i życie, bo taka jest polityka obecnego rządu. Wielkim wyróżnieniem była dla mnie możliwość towarzyszenia komitetowi Legalna Aborcja. Bez kompromisów w złożeniu w Kancelarii Sejmu ponad 200 tys. podpisów pod inicjatywą ustawodawczą zmieniającą to barbarzyńskie prawo.
Wizerunek Polski poprawił się w oczach Zachodu dzięki naszej postawie wobec osób uchodźczych z Ukrainy. Boję się, że Unia Europejska odpuści PiS przeszłe grzechy za to, że teraz dobrze wypadamy na tym froncie.
Bardzo ważne podczas planowania wizyty było naświetlenie kwestii łamania praw człowieka, jakie wciąż ma niestety miejsce w waszym kraju z rządowym przyzwoleniem. Ja też się martwię tym, co pani, bo rzeczywiście mam sygnały z wnętrza Komisji Europejskiej, że spora frakcja postuluje uwolnienie środków z Funduszu Odbudowy. Napisaliśmy wspólnie z zielonymi kolegami i koleżankami z Europarlamentu list skierowany do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen postulujący podtrzymanie wstrzymania wypłaty środków unijnych w związku z licznymi antywolnościowymi, niepokojącymi sygnałami, choćby próbami sądownego ścigania działaczek aborcyjnych. Przecież to wcielona w życie „Opowieść podręcznej”!. Mówimy: nie możecie tego zrobić Polakom! Bo oni walczą nie tylko za siebie, lecz także za nas wszystkich! Polski rząd twierdzi, że potrzebuje tych pieniędzy na szkoły, wsparcie imigrantów. Dysponujemy imponującymi kwotami z innych źródeł, możemy je przekazać bezpośrednio potrzebującym szkołom czy uchodźcom. Ale nie zamrożone pieniądze z Funduszu Praworządności! Praworządność nie przestała być ważna, jak pokazują ostatnie wydarzenia. Być może dziś jest ważniejsza niż kiedykolwiek.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.