Mówi, że dobra moda jest jak muzyka rockowa – składa się z anarchii i buntu. Jednocześnie na pokazach jej inspirowanych modą męską i stylem artystycznej bohemy, poddanych dekonstrukcji projektów zawsze panowała atmosfera spokoju i porządku. I choć obchodząca dziś 62. urodziny Ann Demeulemeester w 2013 roku odeszła z założonej przez siebie marki, ta wciąż działa i ma rzeszę wiernych fanów, z Patti Smith na czele.
Urodzona 29 grudnia 1959 roku w belgijskim mieście Waregem Ann Verheist, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko projektantki, jako młoda dziewczyna nie interesowała się modą. Zawsze jednak miała ogromną wrażliwość na piękno, chętnie przeglądała albumy flamandzkich mistrzów. Dlatego zdecydowała się na naukę w szkole artystycznej w Brugii. Szybko odkryła, że najbardziej interesuje ją tworzenie portretów. Ann fascynowały ludzka twarz i ciało oraz to, jak dzięki ubraniom sylwetka może zmieniać proporcje. Zastanawiało ją, co ludzie noszą i dlaczego. Powoli zaczęła się zwracać w kierunku mody. Studia na antwerpskiej Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie się przeniosła w 1978 roku, wyzwoliły w spokojnej dotychczas Ann ducha buntu.
Szóstka wspaniałych
Antwerpska Królewska Akademia Sztuk Pięknych ma dziś opinię kuźni talentów, miejsca, które dało światu mody najbardziej kreatywne osobowości. W czasie, kiedy trafiła tam Ann Demeulemeester, było inaczej. Zmorą studentki sztuki projektowania ubioru była profesorka, która kroju i konstrukcji uczyła na archiwalnych projektach garsonek Coco Chanel czy koktajlowych sukienkach Balenciagi. Ann z zachowawczą estetyką nigdy nie było po drodze, więc widząc klasyczny żakiet, zastanawiała się, jak go przerobić, przekształcić na swój sposób. To właśnie „nudne” projekty wyzwoliły w niej pasję do dekonstrukcji, która dziś jest sztandarową zasadą estetyki nie tylko Demeulemeester, ale też całej grupy awangardowych projektantów nazywanej antwerpską szóstką.
Estetyka Demeulemeester spotkała się z oporem ze strony profesorów, ale szybko zaczęła być doceniana poza uczelnią. Już rok po ukończeniu szkoły projektantka została nagrodzona Golden Spindle Award – nagrodą Złotego Wrzeciona przyznawaną najbardziej obiecującym projektantom. Lata spędzone na studiach zaowocowały wypracowaniem własnej estetyki, ale też nowymi przyjaźniami. Poznała ludzi, którzy podobnie jak ona stawiali na kreatywne rozwiązania. Po ukończeniu Królewskiej Akademii Ann Demeulemeester, Dries van Noten, Dirk van Saene, Walter Van Beirendonck, Dirk Bikkembergs i Marina Yee wspólnie ruszyli na podbój świata.
Zadebiutowali na londyńskim fashion weeku. Projekty, które przywieźli do Londynu wypakowanym po dach vanem, spotkały się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem. Młodych twórców ochrzczono antwerpską szóstką – jak twierdzą złośliwi, dlatego że nikt w branży mody nie potrafił wymówić, a tym bardziej zapamiętać ich nazwisk. Do czasu.
Dzięki nim Antwerpia stała się istotnym ośrodkiem mody. Ann Demeulemeester z przyjaciółmi przetarli szlaki takim absolwentom belgijskiej ASP jak Raf Simons, Olivier Theyskens czy Veronique Branquinho.
Trzy białe koszule
Każdy z antwerpskiej szóstki reprezentował odmienną filozofię i konsekwentnie rozwijał swój indywidualny styl. Drogi młodych twórców szybko więc się rozeszły i każdy pracował na własne nazwisko.
Ann Demeulemeester wyspecjalizowała się w reinterpretacji klasyków, w tym tych pochodzących z męskiej garderoby. Takich jak jej sztandarowe projekty – biała koszula i kamizelka czy charakterystyczne, ciężkie buty. Inspiracji szukała w gotyku, punku oraz stylu japońskim. Chętnie stosowała drapowania i zabawę proporcjami, była jedną z pionierek mody oversize.
Projektantka słynie z dbałości o detale i żelaznej konsekwencji stylu – jej kolekcje zawsze były spójne. Demeulemeester nie goniła za zmieniającymi się trendami. Pozostała wierna sobie i ukochanej palecie czerni i bieli. Już pierwszy indywidualny pokaz Ann, który odbył się w 1992 roku w paryskiej galerii sztuki, został świetnie przyjęty. Cztery lata później projektantka wystartowała z męską linią.
Wierną fanką stylu Ann jest Patti Smith. Zakochała się w jej projektach, gdy ta pewnego dnia przesłała jej trzy białe koszule zapakowane w czarne, przewiązane wstążką pudełko.
Ann Demeulemeester podziwiała Patti Smith, odkąd jako 16-letnia dziewczyna wysłuchała jej albumu „Horses”. Tego, na którego okładce widnieje fotografia wykonana przez Roberta Mapplethorpe’a. Patti stoi w białej koszuli, z marynarką zawadiacko przerzuconą przez ramię.
Ponoć już wówczas Ann postanowiła, że pewnego dnia pozna tę artystkę. Kiedy miała już markę, namierzyła Patti i wysłała jej prezent. Paczka, którą zastała Smith w Detroit, stała się początkiem przyjaźni – niezwykłej relacji, którą obie kobiety określają jako siostrzaną.
Dziś Smith mówi, że nosi wyłącznie ubrania vintage, a jeśli ma na sobie coś nowego, to pochodzi to od Ann Demeulemeester. W wywiadzie dla amerykańskiego „Vogue’a” przyznała, że nigdy nie wychodzi na scenę bez czegoś od Demeulemeester: – To może być koszula, spodnie, buty lub kamizelka. Czerpię z tych ubrań moc i przekazuję ją do tłumu, a on oddaje mi ją z powrotem.
Wciąż ma tamte trzy koszule. Mówi, że są jej skarbem.
Na rozstaju dróg
Podczas trwającej prawie 30 lat kariery Ann Demeulemeester stworzyła jeden z najbardziej oryginalnych stylów w świecie mody. W 2013 roku uznała, że osiągnęła już to, co niegdyś zaplanowała. Poinformowała o tym we właściwy sobie sposób – jednocześnie elegancki i awangardowy: e-mailem rozesłała kopię odręcznie napisanego listu. „Jako młoda dziewczyna marzyłam, aby mieć głos w modzie. Pracowałam ciężko, by spełnić to marzenie, i teraz myślę, że zakończyłam tę misję” – napisała, dodając, że przyszedł w jej życiu czas na nowe doświadczenia.
Istotnie, podbiła świat. Współpracowała z amerykańskim awangardowym artystą Jimem Dine’em, stworzyła też kolekcję inspirowaną malarstwem Jacksona Pollocka, której fanką jest piosenkarka PJ Harvey. Ubrania z metką Ann Demeulemeester są sprzedawane w ponad 30 państwach. Gdy opuszczała markę, ta notowała 50 mln dolarów dochodu.
Demeulemeester zostawiła swój dom mody w rękach francuskiego projektanta Sébastiena Meuniera. Opuściła Maison Guiette – jedyny zachowany w Belgii dom projektu Le Corbusiera, gdzie wcześniej mieszkała i pracowała i wraz z mężem, fotografem Patrickiem Robynem – i przeniosła się na przedmieścia Antwerpii. Tam znów zabrała się do pracy. W 2014 roku wydała podsumowujący jej dotychczasową twórczość album. Wstęp napisała oczywiście Patti Smith. W tekście zatytułowanym „Dziewczyna z Flandrii” artystka składa projektantce hołd we właściwym sobie poetyckim stylu i wspomina moment, kiedy po raz pierwszy spotkały się ich światy.
Ann Demeulemeester zwróciła się w stronę natury. Zaczęła hodować warzywa i uprawiać ogród. Ale jej kreatywna energia szybko dała o sobie znać. – Chciałam stworzyć piękne naczynia, aby móc podawać w nich własne warzywa – wspomina Ann w wywiadzie dla magazynu „Wallpaper”. Tak narodziła się współpraca z belgijską marką Serax, wraz z którą Ann tworzy dziś ceramikę, sztućce i szkło.
Po raz kolejny okazało się, że Ann wszystko, czego dotknie, potrafi zamienić w złoto – kolekcja naczyń jej projektu była we wrześniu prezentowana na paryskich targach Maison et Objet, gdzie spotkała się z ogromnym zainteresowaniem. – Przez całe życie chciałam otaczać się pięknem. To moja pasja, moje raison d’etre – mówi w „Wallpaper”. I dodaje, że największą przyjemność sprawia jej robienie tego, co stanowi dla niej wyzwanie, oraz spełnianie swoich marzeń. Z pewnością przekonamy się niebawem, o czym jeszcze marzy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.