Helmut Newton nazwał ją „maniaczką mody”. Sama woli określenie: pasjonatka. Dyrektor kreatywna japońskiego „Vogue’a”, która dziś obchodzi 58. urodziny, w ostatnich latach przeprowadziła jednak w życiu rewolucję. Teraz na pierwszym miejscu jest miłość, a nie moda.
– Oszalałam na punkcie mody w dniu moich narodzin – powiedziała Anna Dello Russo w rozmowie z magazynem „W”. Już w dzieciństwie ubierała się świadomie. Rodzice (tata psychiatra i mama przyrodniczka) urodzonej 16 kwietnia 1962 r. w Bari na południu Włoch dziewczynki nie oczekiwali wcale, że córka pójdzie w ich ślady. Korzystając ze swobody, Anna postanowiła więc związać się z modą.
O czym marzy przeciętna trzynastolatka? Pewnie o pierwszej miłości, pierwszej szmince i pierwszej dorosłej sukience. Raczej nie o torebce Chanel. Ale Anna wyróżniała się na tle rówieśników. Na 13. urodziny poprosiła ojca o akcesoria Fendi – torebkę, portfel, brelok, pokrowiec na chusteczki, szalik i parasol. W Bari, gdzie słońce świeci przez większą część roku, Dello Russo nie potrzebowała wcale chronić się przed deszczem. Tacie wyjaśniła, że to część stylizacji, w której ma zamiar chodzić do szkoły.
To, co niektórym może wydawać się kaprysem, u Anny było wizjonerskim planem. W czasach liceum była już całkowicie oddana swojej pasji. Pewnego razu przygotowała sobie stylizację, której dopełnieniem była para żółtych butów. Niestety, w nocy kot Anny postanowił zrobić sobie z nich kuwetę. Niezrażona tym Anna, umyła je i poszła do szkoły ubrana dokładnie tak, jak to sobie wcześniej zaplanowała. Wysoka temperatura sprawiła, że w klasie zaczął unosić się odór kociego moczu. – Musiałam się przyznać, co zrobiłam, bo nie chciałam, żeby ktoś myślał, że się posikałam. Wszyscy krzyczeli: „Nie mogłaś zmienić butów?” – wspominała w rozmowie z „W”. Ale podczas gdy dla większości z nas moda jest przyjemnym naddatkiem, dla niej była ucieczką. – Rzeczywistość jest dla mnie zbyt trudna. A moda jest lepsza od narkotyków – wyznała w wywiadzie dla „Guardiana”.
Całe życie z „Vogiem”
Anna studiowała literaturę włoską i historię sztuki na Uniwersytecie w Bari, a następnie uzyskała tytuł magistra mody na Akademii Domus w Mediolanie. Jeszcze podczas nauki otrzymała ogromną szansę od projektanta pracującego na uczelni. Gianfranco Ferré uznał, że Anna musi poznać Francę Sozzani, która wtedy kierowała włoskim „Vogiem”, więc umówił je na spotkanie. Od tego spotkania wszystko się zaczęło. – To była pierwsza rozmowa kwalifikacyjna w moim życiu, a następnego dnia zaczęłam pracę. Nauczyłam się od niej wszystkiego – wspominała w rozmowie z „Celebre Magazine”. Anna współpracowała z włoską redakcją Condé Nasta przez kolejnych 18 lat. Początkowo z „Vogue Italia”, gdzie pracowała najpierw w dziale akcesoriów, a później jako redaktor mody. Następnie od 2000 r. w „L'Uomo Vogue” jako dyrektor kreatywna.
Pięcie się po szczeblach kariery doprowadziło ją w 2007 r. do objęcia sterów w ówczesnym „Vogue Nippon”, który od 2011 r. znamy jako „Vogue Japan”. Jest z nim związana do dziś. Dziennikarka, której odważny styl, zarówno ubierania się, jak i bycia, mocno odbiegał od modelu, który nakreśliła Anna Wintour z amerykańskiego „Vogue’a”, idealnie wpisał się w estetykę Kraju Kwitnącej Wiśni. Tam, gdzie redaktorki były powściągliwe, ona była krzykliwa. Tam, gdzie redaktorki były nieuchwytne, ona była wszechobecna.
Gwiazda mody ulicznej
Rozumiejąc potęgę internetu, w 2010 r. Anna Dello Russo założyła własną stronę. Do tej decyzji popchnęła ją stale rosnąca popularność, którą zdobyła za sprawą Scotta Schumana, czyli Sartorialista, fotografa mody ulicznej. Redaktorki mody przestały być anonimowe, a Anna słynąca z ekstrawaganckich stylizacji z łatwością przyćmiewała koleżanki z branży.
– Na początku byłam nieśmiała. Nie miałam na tyle pewności siebie, żeby pozować na środku ulicy przed tłumem gapiów – tłumaczyła w wywiadzie dla „Guardiana”. Ale czuła, że to początek nowej epoki. Dzięki stronie nazwisko Dello Russo stało się marką. Dzięki temu stworzyła kolekcję dla H&M i wystąpiła w roli modelki na pokazie kolekcji stworzonej przez sieciówkę z domem mody Lanvin.
Zakochana kolekcjonerka
– Zaczęłam kolekcjonować ubrania jako nastolatka, zanim moda stała się dla mnie zawodem. Nie postrzegam tego jako pracy. To styl życia. Jestem mu całkowicie oddana – wyznała w rozmowie z „Cover Media”. – Jestem prawdopodobnie fanatyczką mody albo jej ofiarą. A ikoną stałam się dzięki sieci – powiedziała magazynowi „Look”. Długo nie liczyło się dla niej nic poza modą. Jej małżeństwo rozpadło się z powodu nadmiaru ubrań. W mieszkaniu Anny nie było miejsca ani dla odzieży jej męża, ani dla niego samego. Sama dziennikarka potrzebuje na swoją kolekcję niemałej przestrzeni, dlatego kupiła nie jeden apartament, a dwa, które ze sobą sąsiadują. Pierwszy to mieszkanie dla niej, drugi jest przeznaczony wyłącznie dla jej ubrań. Tym bardziej zaskakująca mogła się wydać decyzja o wyprzedaży sporej części kolekcji.
– Ubrania są stworzone do rozmowy. Moje archiwum to mój alfabet mody. A teraz chcę to przekazać nowemu pokoleniu. To nie jest dla zysku! Nie chcę z tego pieniędzy. Chodzi o przekazanie mojego dziedzictwa – powiedziała w rozmowie z amerykańskim „Vogiem”. Pierwsza znacząca odzież pochodzi z 1985 r. – zdradziła włoskiej edycji magazynu. Pod młotek poszły nie tylko piękne stroje, ale przede wszystkim ogromny kawałek historii mody. Między innymi projekty Nicolasa Ghesquière’a dla Balenciagi, Hediego Slimane’a dla Saint Laurent i Toma Forda dla Gucci. Jak sama podkreślała, jej archiwum Dolce & Gabbana może być większe niż to, które posiadają Domenico i Stefano.
– Nieużywane ubrania są jak puste przedmioty, a ja chciałabym, żeby rzeczy, których z pasją używałam, cieszyły też innych. W pewnym momencie poczułam pilną potrzebę pozbycia się czegoś, co stało się dla mnie ciężarem – opowiedziała włoskiemu „Vogue’owi”. Aukcja, z której dochód został przekazany na fundusz Swarovskiego dla studentów mody w Central Saint Martins, była zwiastunem premiery publikacji „AdR Book: Beyond Fashion”, która miała miejsce w maju 2018 r. Nie bez znaczenia była też strata kolejnej bardzo ważnej dla niej osoby. – Po śmierci Franki Sozzani pracowałam z Lucą Stoppinim nad tą książką, aby zamknąć tę historię – powiedziała w wywiadzie do amerykańskiej edycji magazynu.
– Teraz wszystko zmienia się w modzie, ja też się zmieniłam. Wyszłam z nałogu – dodaje. W życiu Dello Russo jest wreszcie miejsce na miłość. Dla Angela Gioi zrobiła porządki w szafie i w sercu. Z mody nigdy nie zrezygnuje. Wciąż pracuje dla japońskiego „Vogue’a”, a dzięki współpracy z Istituto Marangoni w Mediolanie wspiera młode talenty. To w nich widzi przyszłość branży.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.