Marka Pandora podjęła współpracę z uznaną ilustratorką Polą Augustynowicz
Polska ilustratorka Pola Augustynowicz stworzyła ilustracje, które stały się tłem dla ekspozycji charmsów marki Pandora w sklepach w turystycznych lokalizacjach. Efekty pracy artystki zobaczymy w kilku krajach. – Tworzę to, co nazywam „wektorowym szaleństwem”. To taka wektorowa wersja kolażu – mówi Augustynowicz.
Jak doszło do twojej współpracy z marką Pandora?
Pandora sama się do mnie zgłosiła z propozycją współpracy, co było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Na początku nie wiedziałam, jakie dokładnie zadanie otrzymam. Ostatecznie okazało się, że miałam stworzyć ilustracje, które posłużą jako tło dla ekspozycji biżuterii w salonach marki w kilku krajach. Ten pomysł bardzo mi się spodobał. Wykorzystałam ikoniczne elementy architektury i przyrody jako symbole miast (Warszawa, Kraków, Wrocław, Zakopane, Karlovy Vary, Praga i Budapeszt), a także dodałam sporo własnych akcentów, zgodnych z moim stylem. Ilustracje stanowią tło dla charmsów kojarzonych z danym miejscem, lokalnych symboli, które klientki kolekcjonują, odwiedzając te miejsca.
Uważasz, że marki otwierają się coraz mocniej na indywidualną estetykę artystów, z którymi współpracują?
Tak. Pracuję jako ilustratorka od 20 lat. Zaczynałam jako nastolatka. Kiedyś marki wykorzystywały moje projekty, ale liczył się efekt finalny, a nie osoba artysty. Moje projekty rzadko podpisywano moim nazwiskiem. Czułam się raczej jako wykonawca, dziś jestem twórcą – pokazuję swoją postać, promuję projekt, biorę udział w sesjach wizerunkowych czy nagraniach. A marki z dumą podkreślają współpracę ze mną.
Wielu artystek i artystów bało się, że w czasach AI nasz zawód zniknie, zabraknie dla nas pracy. Paradoksalnie ta ludzka twarz sztuki stała się jeszcze ważniejsza. Liczy się czynnik ludzki. Tak też było z Pandorą – widziałam scenografię, którą przygotowała Marlena Stawarz, czy grawery autorstwa Ludoviki Basso. Podoba mi się ten kierunek. Twórcy czują się doceniani, a sam produkt zyskuje dodatkową wartość.
Od czego zaczynasz projekt, który ma powstać we współpracy z marką?
Wertuję brandbook. Zagłębiam się w estetykę marki. Robię research. W wypadku Pandory wiedziałam, że muszę pracować w określonej palecie kolorystycznej – konkretnych odcieniach różu, bieli, czerni. Zanim przyjęłam zlecenie, wybrałam się do salonu Pandory. Zobaczyłam, jak bardzo marka się zmienia. To naprawdę dobre projekty biżuterii.
Nie zawsze jednak współpraca układa się tak dobrze. Zdarza się, że klient wielokrotnie przerabia mój pomysł, tak że ostatecznie z pierwotnej koncepcji zostaje ułamek.
Jaki projekt wspominasz do dziś?
Projekt dla amerykańskiego Microsoftu był dla mnie niezwykłą okazją. Szukano ilustratorki z Europy, która uchwyciłaby historie kobiet pracujących dla tej firmy. Stworzyłam animacje z całkowitą swobodą w twórczym procesie.
Jak określasz swój styl?
Tworzę to, co nazywam „wektorowym szaleństwem”. To taka wektorowa wersja kolażu. W mojej twórczości zdecydowanie nie ma miejsca na minimalizm. Zamiast tego pasjonuje mnie maksymalizm i eklektyzm, w których mogę w pełni wyrazić swoją kreatywność. Lubię odważne połączenia kolorów i różnorodnych form, które ożywiają moją sztukę i nadają jej unikalnego charakteru. Wierzę, że bogactwo detali i intensywność barw sprawiają, że każda ilustracja opowiada swoją własną, fascynującą historię.
Pracujesz też dla siebie?
Dla siebie maluję. To pozwala mi odpocząć od laptopa i tabletu, na których pracuję przy ilustracjach. Moje osobiste projekty – ilustracje i obrazy – często powstają na bazie słów, które przeczytam lub usłyszę. To właśnie te inspiracje stanowią główny motor mojej twórczości, dając mi możliwość wyrażenia siebie w unikalny sposób.
Dlaczego zdecydowałaś się zostać ilustratorką?
Grafika i sztuka intrygowały mnie, od kiedy tylko pamiętam. Mój tata prowadził drukarnię. Od dziecka przyglądałam się jego pracy, byłam zafascynowana procesem powstawania książek. Wkręciłam się też w programowanie i projektowanie stron internetowych, robiłam analogowe kolaże. Pierwsze zlecenia dostawałam w podstawówce od właścicieli hodowli psów, których znałam z wystaw (świat kynologii był i jest moją wielką pasją). Wtedy jednak nie wiedziałam, że istnieje taki zawód jak ilustrator, nie było ich tylu co dzisiaj.
Trzeba skończyć ASP, żeby zostać artystą?
Ja tak nie uważam. Mój pierwszy wybór to studia dziennikarskie, dopiero później przyszło ASP. Już przed studiami miałam okazję pracować jako graficzka i ilustratorka, co pokazało mi, że sama edukacja to tylko część drogi do sukcesu. W końcu, aby rozwijać swoją karierę, trzeba po prostu usiąść i doskonalić swoje umiejętności – godzina po godzinie.
Na pewno ta praca wymaga ciągłego dokształcania się. Uczestniczę w kursach i warsztatach, ponieważ sama praca w programach graficznych, takich jak te z pakietu Adobe, wymaga nieustannego uczenia się i adaptacji do nowych innowacji.
Jak wygląda praca artystki?
Jak wygląda moja praca dzisiaj? Na pewno wymaga pełnego zaangażowania i oddania. Częścią, z którą wciąż się oswajam, jest obecność w social mediach. Często gdy wrzucam coś na Instagram, wychodzę ze swojej strefy komfortu, to bywa wyzwaniem.
Mimo to uważam możliwość wykonywania tego zawodu za ogromny przywilej. Kiedyś pracowałam w agencjach reklamowych, bywało naprawdę trudno.
Jednak od wielu lat prowadzę własną działalność i bardzo to sobie cenię. Możliwość zarządzania swoim czasem i realizowania własnych pomysłów daje mi ogromną satysfakcję. Oczywiście, jak w każdej pracy, bywa lepiej i gorzej – czasem napotykam na wyzwania, które wymagają dużo wysiłku, ale to również one kształtują mnie jako artystkę. Wszystkie doświadczenia, zarówno te pozytywne, jak i trudniejsze, przyczyniają się do mojego rozwoju i sprawiają, że mogę być jeszcze lepsza w tym, co robię.
Kobietom jest w tym świecie trudniej?
Ja tego osobiście mocno nie odczułam, ale wiem, że kobiety w wielu branżach, w tym w sztuce i ilustracji, często muszą stawiać czoła większym wyzwaniom, takim jak stereotypy płciowe czy trudności w zdobywaniu uznania. Aczkolwiek wiele kobiet w sztuce czerpie siłę ze wspólnoty czy wsparcia innych artystek i to jest piękne, sama codziennie rozmawiam z moimi przyjaciółkami – artystkami, robimy też artystyczne mastermindy, organizujemy wspólne wyjazdy.
Od czego zaczynasz pracę?
U mnie wszystko kręci się wokół kolorów. Praca z Pandorą była udana także dzięki temu, że ich paleta bardzo mi odpowiadała. W ramach researchu sprawdzam, jakie projekty powstały dla marki wcześniej. Na kartce powstaje szkic kompozycyjny. Potem sięgam po tablet. Działam w takiej technice, że mogę przesuwać wszystkie elementy, obiekty, wywracać wszystko do góry nogami, więc łatwo na każdym etapie coś zmienić.
Co stanowi dla ciebie niewyczerpane źródło inspiracji?
Mniej więcej raz w miesiącu podróżuję, oglądam dużo wystaw sztuki współczesnej. Tym się karmię. Mocno działają na mnie też słowa – otwierają nowe zakładki w głowie. Staram się natomiast nie korzystać z Pinteresta i nie scrollować na Instagramie, bo wydaje mi się, że łatwo ulec pokusie kopiowania tego, co się tam zobaczy, łatwo jest też wpaść w kompleksy. Wolę czerpać inspirację z bezpośrednich doświadczeń i obserwacji, co pozwala mi zachować autentyczność w mojej twórczości.
Co planujesz na przyszłość?
Założyłam własną markę, która wystartowała w czerwcu, a ja wciąż rozwijam ją z ogromnym entuzjazmem. Pełne plany i marzenia mają szansę zrealizować się w przyszłym roku. W June Heart znajdziesz wszystko, co związane z morzem, plażą, basenem i wakacjami – to moje ulubione klimaty! Kiedyś chciałabym spędzać część roku na Krecie.
Na razie mieszkasz w Poznaniu. Ta odległość od Warszawy pomaga w pracy czy w niej przeszkadza?
Po pandemii to przestało mieć znaczenie. Kiedyś na każde spotkanie z klientem musiałam jechać do Warszawy – dziś udaje mi się umawiać online. Przez rok mieszkałam w Warszawie, ale tęskniłam za przyjaciółmi z Poznania. Mam tu trzy paczki wspaniałych ludzi. Jedną z nich tworzą lokalni artyści – mój kolektyw ilustratorski ILU NAS JEST.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.