
Miał dwa życia. Pierwsze naznaczone terrorem wojny i więzienia, drugie wolne i artystyczne. Tej niezwykłej transformacji Tadeusz Rolke dokonał świadomie, z aparatem fotograficznym w ręce.
Młodość w cieniu wojny i więzienia
Najstarsze zachowane zdjęcia pochodzą z czasu, kiedy ma 15 lat. To portrety służącej i przyjaciela – osób, które są w pobliżu. Gdy nikt nie chce pozować, układa martwe natury – przyda się krzyżyk i tulipan. Matki nie portretuje, bo rzadko spotyka ją w domu. Od czasu śmierci ojca Tadeusza w 1933 roku Zofia Rolke musi utrzymać siebie i dwóch synów ze skromnej urzędniczej pensji. Ale to ona jako pierwsza docenia fotografie syna. Gdy w czasie powstania ucieka z płonącego domu i zabiera ze sobą jedną walizkę, są w niej zdjęcia i aparat.

Z dzieciństwa Tadeusz zapamięta wakacje u rodziny i wędrówki po warszawskim śródmieściu. Wojna wybucha, kiedy ma 10 lat. Nigdy nie będzie jej mitologizował – Siedzieć cichutko, przetrwać, byle nie umrzeć z głodu. Złapią, trudno – jadę do Niemiec. Zostaję robotnikiem rolnym albo w fabryce buduję samoloty, które bombardują Sowietów. Nie robię głupot, które narażają mnie i tysiące ludzi na zamordowanie* – powie po latach.
Ale fakty są trochę inne. Zarówno on, jak i matka poważnie się narażają. Ona ukrywa Żydów, zresztą sama pochodzi z zasymilowanej rodziny żydowskiej. On zaciąga się do Szarych Szeregów, jest łącznikiem i działa pod pseudonimem Wilk. Już na początku Powstania Warszawskiego, które będzie nazywać „największą zbrodnią”, zostaje poważnie ranny w nogę, potem trafia do obozu i pracuje jako robotnik przymusowy w Niemczech. Ma szczęście, bo trafia do gospodarzy, którzy karmią i zapewniają godne warunki, ale nie daje sobie rady z pracą fizyczną. Na pytanie bauerki o to, kim zostanie w przyszłości, skoro jest „leniwy i słaby”, odpowiada, że fotografem, choć zupełnie nic na to nie wskazuje.
Wojenne losy rzucają go do kolejnych miejsc – Chwalima, Sieradza czy Gdańska. Wszędzie jednak realia są podobne. Musi walczyć o jedzenie i uważać na nogę, bo rana czasem się otwiera. Jest sprytny, znajduje sposoby, żeby uchylać się przed wyniszczającą pracą, buduje przyjaźnie, jakoś dostosowuje się do warunków.
– Jest taka scena, często przywoływana przez Tadeusza, z końca wojny, która zastała go w Gdańsku. Dwóch chłopaków z Wehrmachtu mimo klęski cieszy się wiosną i wystawia twarze do słońca, choć nie wie, co za moment ich czeka. Myślę, że to jest strategia życiowa Tadeusza. Tego się od niego nauczyłam – mówi biografka Rolkego, Małgorzata Purzyńska.
W kwietniu 1945 roku jako 16-latek dociera wreszcie do Warszawy, która jest gruzowiskiem. Odnajduje matkę i próbuje wrócić do normalnego życia – kończy liceum, ma studiować, ale Uniwersytet Warszawski odrzuca go ze względu na inteligenckie pochodzenie. Zaczepia się na filozofii na KUL-u, później na historii sztuki. Jest towarzyski, flirtuje z dziewczynami, być może komuś się naraża. Gdy na początku lat 50. sytuacja polityczna gęstnieje, zostaje aresztowany pod fikcyjnym zarzutem przynależności do Ruchu Uniwersalistów. Dostaje surowy wyrok – siedem lat więzienia, dzięki amnestii wychodzi po dwóch. Ma wtedy 25 lat i głęboką determinację, żeby żyć wreszcie na własnych zasadach.

Zawód fotograf
Nie ma nic, niewiele może też stracić. W oczach społeczeństwa jest karany i ma niewłaściwe pochodzenie, to przekreśla szanse na skończenie studiów, trudno mu również znaleźć sensowną pracę. Ostatecznie jako robotnik niewykwalifikowany Tadeusz trafia do Polskich Zakładów Optycznych. Tu głównym zadaniem ma być produkcja soczewek, ale on znajduje sobie inny cel – dogłębnie poznać warsztat fotografa, nauczyć się pracy w ciemni. Tadeusz dużo czasu spędza w przyzakładowym dziale fotograficznym, gdzie znajduje świetnych ekspertów. Zapisuje się też na kurs zawodowy, który ma go wykształcić na fotografa rzemieślnika. Swoje zdjęcia będzie wywoływał sam, do późnych lat 90.
Tak naprawdę interesuje się przede wszystkim reportażem prasowym. Jego idole to zatarte dziś przez historię nazwiska, takie jak Władysław Sławny czy Jan Kosidorowski z magazynu „Świat”.
– Zarabiałem grosze. Wstawałem przed piątą i biegłem na stację, by na szóstą rano zdążyć do fabryki na Grochowie* – wspomina po latach swój etap formacyjny. To też moment, kiedy bierze ślub z Wiesławą, a niedługo potem zostaje ojcem. Ale Tadeusz Rolke nie mości sobie gniazdka w spokojnym mieszczańskim życiu. Marzą mu się podróże, nowi ludzie i przygody. Aparat szybko okazuje się doskonałym narzędziem do obserwowania świata, pozostając niezauważonym i wolnym.
Już w 1956 roku jest gotowy, żeby pracować dla magazynu „Stolica”. O ile Zbyszko Siemaszko i Edmund Kupiecki w tej samej redakcji specjalizują się w zdjęciach architektury nowej powojennej Warszawy, Tadeusz Rolke fotografuje jej mieszkańców. Wkrótce publikuje w innych tytułach, jak „Świat”, „Polska”, „Ty i ja” czy w „Przekroju”. Jego sprzęt to Flexaret 6x6, a zlecenia to otwarte tematy reporterskie o wypoczynku górników nad morzem albo portret społeczności romskiej. Z czasem pojawia się też moda, zawsze fotografowana w plenerach. Rolke lubi portretować artystów, dzięki zleceniom dla prasy poznaje środowisko artystyczne – Henryka Stażewskiego, Stefana Gierowskiego. Zaprzyjaźnia się z Aliną Szapocznikow.

Kobiety i emigracja
– W PRL-u osiągnąłem tyle, ile można było, jeśli chodzi o dobre redakcje, jakąś popularność i nazwisko* – będzie mówił po latach z nutką goryczy, bo żelazna kurtyna nie pozwoliła mu swobodnie pracować dla zachodnich tytułów i rozwinąć międzynarodowej kariery. – Potem, gdy wyjechałem do Niemiec, było już za późno, miałem 40 lat. Trudno zaczynać wszystko od nowa* – tłumaczy, wspominając migracyjny epizod, nienasycony współpracą ze „Sternem”, „Die Zeit”, „Der Spiegel” czy magazynem „Art”.
– Mniej więcej w latach 70. Rolke rozpoczął tworzenie własnych cykli fotograficznych, wśród nich są dzisiaj najbardziej poważane jak „Fischmarkt”. To kwintesencja obserwacji różnych typów ludzkich. Targ rybny, na którym spotykały się dwa światy: ludzi kończących dzień po całonocnych imprezach z tymi rozpoczynającymi nowy o wczesnym poranku, fotograf odwiedzał każdej możliwej niedzieli przez cały rok – mówi Olga Guzik-Podlewska kuratorka galerii Le Guern.
Do polski wraca na początku lat 80. po drugim rozwodzie, nigdy nie będzie się już żenić. – Często się skarżył, że rozpraszało go życie bohemy i kobiety, ale taki miał temperament – mówi Purzyńska, która przeglądając archiwa, po twarzach modelek potrafi precyzyjnie datować zdjęcia. Lucyna, Blanka, Matylda, Agnieszka, Jadwiga, Dorota – to kolejne fascynacje Tadeusza na przestrzeni lat. Bardzo młode kobiety, które on sam nazywa „muzami”.
– O relacjach miłosnych mówił jak o poszukiwaniu mitycznej Beatrycze. Ale muszę podkreślić, że w tych romansach, choć licznych, nie było przekroczeń granic, jakie wypłynęły na fali Me Too. Z relacji, które znam, wynika, że był konsensualny i bardzo opiekuńczy. Kiedy jedna z jego partnerek zdecydowała się na wyjazd za granicę, wysyłał jej pieniądze, żeby mogła spełnić marzenia i pracować tam jako modelka. Było to w czasach PRL-u, kiedy sam był biedny – mówi Purzyńska i dodaje: – Innym razem sprzedał swoje archiwa zdjęć, ponieważ jego ówczesna partnerka znalazła się w trudnym położeniu materialnym. Myślę, że jest typem człowieka, który do życia potrzebuje drugiej osoby. Wtedy dopiero czuje się szczęśliwy.

Tadeusz Rolke staje się klasykiem
Powrót do Polski jest odżywczy. Fotografia ma dobry moment, Rolke pokazuje swoje zdjęcia na wystawach. Wciąż pociąga go reportaż prasowy, współpracuje z „Gazetą Wyborczą”, przewodniczy Konkursowi Polskiej Fotografii Prasowej, zostaje też wykładowcą na dziennikarstwie UW.
Pod koniec lat 90. otwiera ważny dla swojej twórczości projekt „Tu byliśmy”. Podróżując po świecie z Markiem Gryglem, dokumentuje miejsca ze śladami kultury żydowskiej. – Ponownie w centrum zainteresowania fotografa staje człowiek, tylko tym razem jest to jego dojmująca nieobecność. Na zdjęciach nie ma ani jednej osoby i właśnie ten brak artysta chce uchwycić – mówi kuratorka Guzik-Podlewska.
Jest już nestorem, kiedy w okolicach 2010 roku jego dorobkiem zaczyna opiekować się galeria Le Guern. Trzy lata póżniej powstaje film dokumentalny „Dziennik z podróży”, w którym reżyser Piotr Stasik portretuje Tadeusza jako mistrza przekazującego doświadczenie kolejnemu pokoleniu.
– Chyba w tym momencie ludzie zaczynają rozpoznawać Tadeusza na ulicy, na wernisażach otacza go tłum, w którym zresztą bardzo naturalnie się odnajduje, bo fotografią wciąż żyje i jest w swojej roli bardzo autentyczny – mówi Purzyńska.
– Lekkość i ciekawość, ale nie ciekawskość, wrażliwość, ale z poczuciem humoru, powaga, ale bez patosu – tak Guzik-Podlewska określa cechy fotografii Rolkego, które zweryfikowały się pozytywnie po latach i dziś wprowadzają dorobek artysty do ponadczasowego kanonu. Choć sam Tadeusz z rozbrajającą szczerością przyznaje, że jego drodze zawodowej towarzyszyła wieczna niepewność. Pracował, gdzie się da, bo był ambitny i uparty. Szukał wciąż nowych tematów i formuł, bo mógł polegać wyłącznie na własnej intuicji. Przez całą zawodową drogę brakowało mu mistrza, którym teraz staje się dla innych. – Mnie nikt nie powiedział słowa o tym, co robię* – wspominał jako 80-latek – Rozmawialiśmy tylko o cenzurze, polityce, codzienności, trochę o sprawach redakcyjnych. Wybieraliśmy najbardziej udane fotografie do reportażu. Ale nie miałem do kogo iść, by rzucić mu odbitki na stół i porozmawiać.
*Cytaty Tadeusza Rolkego pochodzą z książki „Tadeusz Rolke. Moja namiętność” Małgorzaty Purzyńskiej, wydawnictwo Agora
Sprawdź także:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.