Czułem, że gwiazdy mi sprzyjają – wyznał Austin Butler. Aktor za rolę Elvisa Presleya w filmie Baza Luhrmanna ma szansę na Oscara. O tym, by zagrać Króla, marzył od wielu lat.
Jeśli wierzyć w przeznaczenie, to rola Elvisa Presleya była mu pisana. Austin Butler od najmłodszych lat wiedział, że chce występować – i w filmach, i na scenie. Już jako nastolatek sam nauczył się grać na gitarze i pianinie. Pierwszą propozycję zawodową otrzymał, gdy miał 12 lat. Zaproponowano mu udział w reklamie. Wkrótce potem związał się z kanałem Nickelodeon i wytwórnią Disneya. Wysoki, niebieskooki blondyn z szelmowskim uśmieszkiem otrzymał rolę etatowego łamacza nastoletnich serc. Grał z Miley Cyrus, Anną Sophią Robb i siostrą Britney Spears. Na planie jednej z produkcji poznał Vanessę Hudgens, gwiazdę „High School Musical”. Zakochał się bez pamięci i z wzajemnością.
Młodzieńcza kariera Austina Butlera była trochę jak piękny sen. To uczucie potęgowała bliska obecność Disneylandu, który chłopak odwiedzał regularnie razem ze swoją starszą siostrą Ashley. Nawet rozwód rodziców nie zakłócił bajkowego życia Butlera. Jego matka Lori Anne i ojciec David Butler zakończyli małżeństwo w przyjaźni. Zrobili też wszystko, by dzieci jak najmniej odczuły konsekwencje rozwodu. Dlatego syn nie miał do nich żalu, a naprzemienne pomieszkiwanie z mamą lub tatą wydawało mu się wręcz ekscytujące. Cios spadł na niego dopiero, gdy skończył 23 lata. Wtedy jego matka zmarła na raka, a świat Austina na chwilę się zatrzymał. Paradoksalnie właśnie to tragiczne wydarzenie pozwoli mu później spełnić swoje największe pragnienie – zagrać króla rock’n’rolla.
Rola marzeń
O tym, by wcielić się w Elvisa Presleya, Austin Butler pierwszy raz pomyślał, gdy wrócił do Los Angeles w grudniu 2018 roku. Akurat jechał samochodem wzdłuż swojego ulubionego Griffith Park, a w radiu rozbrzmiewały dźwięki „Blue Christmas” Presleya. Butler miał już wtedy za sobą udany debiut na Broadwayu w sztuce „Zimna śmierć nadchodzi” na podstawie dramatu Eugene’a O’Neila. Zagrał w niej u boku samego Denzela Washingtona, który zawsze był jego idolem, a teraz stał się również mentorem. Teatr była dla Butlera niczym powiew świeżego powietrza. Nie ukrywał, że dusił się już w roli licealnego amanta, którą musiał odgrywać bez końca. – Niektóre sceny wprawiały mnie w niemałe zakłopotanie – zdradził w rozmowie z amerykańskim „Vogue”. – Z drugiej strony musiałem przecież gdzieś ćwiczyć swój warsztat i zbierać doświadczenie.
Za swoją grę na Broadwayu Butler zebrał świetne recenzje, w tym od najbardziej zjadliwych krytyków. „Na scenie oglądamy wiele osób, ale jest wśród nich tylko jeden prawdziwy aktor. Nazywa się Austin Butler” – zachwycał się „The New Yorker”. Austin zaimponował też Denzelowi Washingtonowi, bo znał na pamięć cały scenariusz, a na próbach zjawiał się na długo przed hollywoodzkim gwiazdorem. Zaznaczmy, że Washington słynie z wyjątkowej punktualności. Dwukrotny zdobywca Oscara obiecał Austinowi, że będzie o nim pamiętał, i zapewnił, że chłopak ma przed sobą jeszcze wiele wybitnych ról. Gdy więc Butler jechał wieczorem po rozświetlonych wzgórzach Los Angeles, zastanawiał się, czy jedną z nich mogłaby być rola Elvisa Presleya.
Ten pomysł podsunęła mu Vanessa Hudgens. Kilka lat wcześniej zerwali ze sobą, ale pozostali bliskimi przyjaciółmi. Byli parą przez dziewięć lat i Austin czuł, że Vanessa zna go lepiej niż ktokolwiek inny. Ta wizja bardzo mu się spodobała i zaczął zgłębiać historię Presleya. Rozważał nawet wykupienie praw do sfilmowania dziejów życia Króla. Elvis Presley fascynował go coraz bardziej. Dlatego gdy tylko usłyszał, że Baz Luhrmann, twórca takich hitów, jak „Romeo i Julia”, „Moulin Rouge!” oraz „Wielki Gatsby”, planuje nakręcenie jego historii, był zdeterminowany, by dostać rolę główną.
Tymczasem Luhrmann miał już pewne wyobrażenie na temat swojego filmu. W tytułowej roli Elvisa widział Ansela Elgorta znanego z filmu „Gwiazd naszych wina” i musicalu „West Side Story”. Brał też pod uwagę Aarona Taylora-Johnsona i, a jakżeby inaczej, Harry’ego Stylesa. Każdy z nich miał zdecydowanie bogatszy dorobek niż Butler. Ba, Styles był absolutną gwiazdą, która z pewnością przyciągnęłaby do kina miliony. Austin, poza wieloletnią współpracą z kanałami dla dzieci i młodzieży, mógł się poszczycić rolą na Broadwayu oraz epizodem u Quentina Tarantino. W „Pewnego razu… w Hollywood” wcielił się w członka rodziny Mansona, Texa Watsona, tego, który uczestniczył w krwawej rzezi w domu Romana Polańskiego i Sharon Tate. Na ekranie był może i krótko, ale wypadł rewelacyjnie. A jednak to nie Tarantino namówił Luhrmanna, by zaprosił Butlera na casting. Zrobił to Denzel Washington.
„Któregoś dnia niespodziewanie zadzwonił do mnie Denzel – opowiadał reżyser w magazynie „GQ”. – Byłem zaskoczony, bo nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. W sposób najbardziej emocjonalny, jak i bezpośredni zarazem opowiedział mi o pewnym młodym aktorze, z którym występował na scenie. Mówię ci, opowiadał, jego etyka zawodowa nie przypomina niczego, co kiedykolwiek widziałem. W życiu nie poznałem aktora, który poświęcałby każdą sekundę swojego życia na doskonalenie roli!”. Po takiej rekomendacji Luhrmann nie mógł zrobić nic innego, niż dać Butlerowi szansę.
Austin wiedział, że jest o krok od spełnienia marzenia. I wariował ze strachu. Musiał przecież wypaść doskonale. Zdawał sobie sprawę, ile osób ubiega się o rolę Elvisa Presleya. Dlatego choć czuł, że jest stworzony, by wcielić się w Króla, to nie miał pojęcia, jak najlepiej zaprezentować się przed Luhrmannem. A musiał nagrać, jak wykonuje jedną z jego piosenek. Najpierw wybrał słynny utwór „Love Me Tender”. Nagranie go rozczarowało. – To było odtwórcze, nie było w tym występie ani trochę prawdy – wspominał. Czy więc aby na pewno nadawał się na Elvisa? Tej nocy położył się spać z wielkim znakiem zapytania w głowie. I wtedy z pomocą przyszła mu ukochana matka.
– Przyśniła mi się – wspominał Austin Butler na łamach „Vogue”. – Kilka dni wcześniej, gdy oglądałem masę dokumentów o Presleyu, dowiedziałem się, że on także wcześnie stracił matkę. Miał wtedy dokładnie tyle lat, co ja, gdy musiałem pożegnać moją. Uznałem, że jemu też musiały się zdarzać takie noce, gdy głos matki wyrywał go ze snu. I zastanowiłem się, co mógłbym z tą energią zrobić. Postanowił wykorzystać swoje emocje w sposób twórczy. Włączył kamerę i ubrany tylko w szlafrok usiadł do fortepianu. Jego palce powoli wybijały dźwięki „Unchained Melody” Presleya. – Dotychczas, śpiewając tę piosenkę, zawsze myślałem o dziewczynie. Tym razem, wyjątkowo, śpiewałem ją z myślą o mojej mamie. Niczego nie udawałem, to nie była żadna kreacja, nie myślałem nawet o tym, by brzmieć jak Elvis. To były po prostu czyste emocje zamienione w muzykę.
Wszystko dla Króla
Gdy tylko Baz Luhrmann otrzymał nagranie, był pewien, że znalazł swojego Elvisa. A Austin Butler wiedział, że stoi przed prawdopodobnie największym wyzwaniem w karierze. Postanowił dać z siebie wszystko. A nie było łatwo. Tom Hanks, który wciela się w „Elvisie” w menedżera gwiazdora, Toma Parkera, już na początku realizowanych w Australii zdjęć zachorował na COVID-19. Wkrótce pandemia przyspieszyła, zatrzymując cały świat. Trzeba było przerwać zdjęcia, ekipa wracała do domu. Butler postanowił zostać w Australii, a czas lockdownu spożytkować na „zamarynowanie się” w Presleyu. Dom, który wynajmował, obkleił plakatami, zdjęciami i wycinkami z gazet na temat Elvisa. Nie oglądał nic innego niż filmy o nim, jego rodzinie i karierze. Słuchał wyłącznie jego płyt, czytał jedynie o nim. Później sam przyzna, że zatracił się w roli. Tak bardzo, że tuż po zakończeniu zdjęć, w marcu 2021 roku, trafił do szpitala.
– Czasem, gdy pracujesz nad rolą, zapominasz, kim jesteś – opowiadał potem Butler. – Kiedy tylko na planie padł ostatni klaps, mój organizm zaczął się wyłączać. Następnego dnia obudziłem się o czwartej nad ranem z rozdzierający bólem – wspominał. Aktor był wykończony, zupełnie stracił odporność, zapadł na infekcję wirusową. Spędził kilka dni w szpitalnym łóżku. Hanks doradził mu wtedy, by w przyszłości za każdym razem, gdy pracuje nad rolą, spędzał choć chwilę na robieniu czegoś zupełnie niezwiązanego z postacią. Butler kocha czytać, obiecał więc Hanksowi, że już nigdy nie zatraci się tak bardzo w roli.
Ale nie da się ukryć, że jego poświęcenie się opłaciło. Za swoją rolę 30-letni Austin Butler zbiera same pochwały. Publiczność w Cannes zgotowała filmowi 12-minutowe owacje na stojąco. Choć opinie na temat dzieła Luhrmanna są podzielone, to w jednej kwestii wszyscy są zgodni – Butler zasługuje na Oscara. Zachwyca się nim nawet córka Elvisa, Lisa Marie Presley. „W końcu oddano mojemu ojcu należyty hołd. Filmowa kreacja Austina nie ma sobie równych!” – napisała na Twitterze. Chętnie pozowała też pod rękę z Butlerem na słynnej Met Gali w Nowym Jorku. Ich wspólne zdjęcia były sensacją. Na szczęście dziewczyna Austina, modelka Kaia Gerber, nie miała nic przeciwko. Córkę Cindy Crawford i filmowego Elvisa okrzyknięto najseksowniejszą parą gali. Dwa lata wcześniej Kaia przebrała się na Halloween za Priscillę Presley, żonę Elvisa. No i jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.