Projektanci inspirują się sztuką, tworząc kolekcje nawiązujące do nurtów artystycznych, konkretnych dzieł albo życiorysów twórców. Australijska marka Common Hours mariaż ten wnosi na zupełnie nowy poziom. Założycielka i projektantka Amber Symond, pokrywając jedwabne szlafroki i sukienki licencjonowanymi litografiami, słowami piosenek i fragmentami obrazów, przenosi sztukę na ubrania. A nawet więcej, czyni z nich dzieła same w sobie.
Słowem pandemicznego roku 2020 bez wątpienia stał się loungewear. Spędzając dnie i wieczory w domach, bez jakiejkolwiek perspektywy na to, by wystroić się na wielkie wyjście, zaczęłyśmy szukać odzieży wygodnej i efektownej. Tkaninę frotte zamieniłyśmy na satynę i jedwab, a oversize’owe dresy na komplety z kaszmiru i otulające sylwetkę szlafroki. Uczyłyśmy się celebrować w nich codzienność i odnajdywać luksus w najprostszych czynnościach – relaksującej kąpieli, inspirującej lekturze, filmowym maratonie z Netfliksem, który przez kilkanaście miesięcy zastępował nam kino.
Gdy na horyzoncie zaczął rysować się (względny) powrót do normalności, z jednej strony okazało się, że tęsknimy za maksymalistyczną, ekstrawagancką i wyrazistą modą, a z drugiej, że coraz częściej podchodzimy do niej pragmatycznie – szukamy projektów wszechstronnych i łatwych w noszeniu, odpowiednich na różne okazje i takich, o których z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że stanowią modną inwestycję na lata.
Na tym koncepcie zasadza się australijska marka luksusowych szlafroków i wieczorowych sukienek Common Hours. Powstała z miłości do sztuki. Bliski jest jej pragmatyzm.
Założycielka i projektantka marki Amber Symond jest kolekcjonerką sztuki. Dom, który dzieli z mężem Johnem Symondem, jest jak galeria z dizajnem, rzeźbami i obrazami i od znanych, i od młodych artystów. W modzie Symond też zawsze poszukiwała rzecz niepowtarzalnych.
W sypialni i w operze
Pracując nad Common Hours Symond, jak artysta, szukała podstawowej konstrukcji, która posłuży jej za „płótno”. Padło na szlafrok. Nie tylko dlatego, że wiązały się z nim osobiste wspomnienia (w latach 70. jej mama nosiła na wieczorne wyjścia inspirowane szlafrokami suknie). Stwarzał duże pole do kreatywnej ekspresji. Szyte ręcznie i z najbardziej luksusowych tkanin szlafroki zaczęła pokrywać fragmentami poezji i prozy, ilustracjami i dziełami sztuki, które pozyskiwała w ramach licencji bezpośrednio od artystów albo produkowała niezależnie wewnątrz firmy. Nazwę marki zaczerpnęła z fragmentu wiersza amerykańskiego pisarza i filozofa Henry’ego Davida Thoreau. – Lubię, jak mocno pobrzmiewają w nim ludzkie doświadczenia – mówi. – Inspiruje mnie jego humanistyczny i inkluzywny charakter.
O wyjątkowości szlafroków Common Hours miał też świadczyć detal, który – podobnie jak w dziełach sztuki – nie jest widoczny gołym okiem. Ideę tę Symond nazywa „prywatnym rozmyślaniem”, formą protestu. – Ubrania, które tworzymy, zawsze mają dla nas określone znaczenie – mówi. – Wyrażają nastrój albo bliski nam temat. Uważam, że moda jest wspaniałym środkiem do tego, by zgłębiać i celebrować filozofię i sztukę.
– Podstawowym celem, jaki przyświeca nam w Common Hours, jest to, by w autentyczny sposób rozwijać pomysły, ożywiać wspomnienia i realizować inspiracje wewnątrz konkretnych sylwetek i zdobiących je kompozycji – opowiada projektantka. – Niektóre projekty-płótna celowo pozostawiamy gładkie i bez jakichkolwiek dekoracji, akcentując w ten sposób ich nieprzeciętną formę i konstrukcję. W innych wykorzystujemy wyszywane ręcznie hafty albo wymagające ogromnych nakładów pracy nadruki, które umieszczamy na tkaninie tak, by oplatały sylwetkę, a przy szwach łączyły się w odpowiednią sekwencję. Podstawą działania marki jest nie tylko poszukiwanie wyrafinowanych tkanin i produkcja, której etapy do złudzenia przypominają te zarezerwowane dla krawiectwa haute couture, lecz także pogłębiony research. Symond i jej zespół sami narzucają więc tempo działań. Projekty wypuszczają do sprzedaży w momencie, gdy są nimi w pełni usatysfakcjonowani. Szyją je też w limitowanych ilościach – maksymalnie 50 na kolekcję.
Nie do podrobienia
Każdy szlafrok Common Hours ma wszyty numer seryjny, ale nie posiada metek. Można go nosić dwustronnie – w wersji gładkiej, odwróconej do wewnątrz, albo w odsłonie pokrytej słowami z piosenek, wierszy czy fragmentami obrazów. Jeden z najbardziej znanych modeli zdobił wizerunek Josephine Baker z plakatu Paula Colina. Na innym wykorzystano cytaty Oscara Wilde’a. Były też szlafroki zdobione słowami piosenki „Just Like Honey” zespołu The Jesus and Mary Chain albo dziełami holenderskiego trio Darwin, Sinke & van Tongeren.
Choć szlafroki nadal są fundamentem portfolio australijskiej marki, dziś w jego skład wchodzą także wieczorowe suknie (od modeli o fasonie trencza po bieliźniane), para eleganckich spodni z organzy, a nawet komplet bielizny, który pokryto fragmentem obrazu Robyn Mayo „Gardenia with Aboriginal Basket”. – Byłam i nadal jestem bardzo przywiązana do uniwersalności szlafroków – tego, jak bardzo są eleganckie i w nieoczywisty sposób wszechstronne – wyjaśnia Symond. – Odkrywanie i modyfikowanie rozmaitych sylwetek i konstrukcji wzbudziło w nas potrzebę pójścia o krok dalej i podjęcia próby zrealizowania naszej wizji na bieliźnianych sukienkach i kompletach bielizny. Propozycje te jedynie potęgują doświadczenie, jakie marka oferuje klientkom. Stwarzają nam też jeszcze więcej możliwości zabawy detalami i nadawania im ukrytych znaczeń. Zupełnie jak w sztuce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.