Kierunek rozwiązujący wszystkie dylematy: wyjazd aktywny czy wypoczynkowy, atrakcje zimowe czy raczej letnie, city break czy cottage chill. Tyrol to niedoceniany austriacki region, w którym atrakcje można wybierać jak produkty w supermarkecie – wkładając do koszyka to, na co w danej chwili ma się najbardziej ochotę. Zbliżający się długi czerwcowy weekend to dobra okazja, by przekonać się o tym na własnej skórze.
Innsbruck: Stare miasto z młodzieńczą energią
Najlepiej dostać się tu samolotem – niezapomniany widok przy lądowaniu w Innsbrucku będzie najlepszą przystawką przed daniem głównym, jakim jest piękny Tyrol. Jego stolica to miasto i jednocześnie… miasteczko akademickie. W Innsbrucku znajduje się aż pięć uczelni wyższych, to dlatego spośród 133 tysięcy mieszkańców około 40 tysięcy stanowią studenci. W tym „wieczni”, choć słynne określenie ma tu akurat dosłowne znaczenie – w Tyrolu można studiować w trybie dziennym na państwowym uniwersytecie do końca życia, niezależnie od wieku.
Młodzieńczą energię czuć w mieście zwłaszcza wieczorem, gdy przechodzi się przez główną ulicę-deptak imienia Marii Teresy, lub za dnia, spacerując wzdłuż kryształowomorskiej rzeki Inn z widokiem na pastelowe kamienice niczym z produkcji Wesa Andersona. W ciekawy sposób duch ten kontrastuje ze starą, zabytkową zabudową miasta. To oczywiście obowiązkowy punkt programu – zobaczenie m.in. słynnego Złotego Dachu na starówce, składającego się z ponad 2 tys. pozłacanych dachówek, które najlepiej oglądać, gdy odbijają promienie zachodzącego słońca, czy kościół dworski Hofkirche z robiącym piorunujące wrażenie grobowcem cesarza Maksymiliana I, który mówi wszystko o granicach męskiego ego. Megalomańskie zapędy na szczęście kończą się w tym samym miejscu, w którym się zaczynają, a sam Innsbruck urzeka swoją zwartą zabudową. Nawet podczas krótkiego city breaku nie zostawi z poczuciem nienasycenia – na satysfakcjonującą wycieczkę po mieście wystarczy nieco ponad godzina. Dodatkowo wrażenie odgrodzenia miasta powoduje pasmo górskie Nordkette, królujące nad Innsbruckiem od północnej strony. Widok, którym nie można się nasycić.
Pogoda: Zima wiosną, wiosna zimą
Alpejski mikroklimat pokochają wszyscy niezdecydowani między urlopem zimowym a letnim. Tutejsze lodowce pozwalają na długą, bo aż do czerwca (Stubai), i całoroczną (Hintertux) jazdę na nartach i snowboardzie. Świetnie zorganizowane, wręcz intuicyjne wypożyczalnie sprzętu i grupa zaawansowanych trenerów ćwiczących z FIS-owiskimi zawodnikami (czyli najlepsi) przetrą z chętnymi pierwsze i każde kolejne szlaki. Zjazd z lodowca od razu przenosi w alpejską wiosnę, która wygląda, jakby ktoś stworzył ją specjalnie pod Instagram: zielone doliny, kwitnące drzewa i kwiaty malują się na planie gór z ośnieżonymi wierzchołkami.
Najlepiej podziwiać ten widok ze szlaku, na który warto wybrać się rowerem elektrycznym. W Innsbrucku, który jest idealnym punktem startowym, znajduje się wiele wypożyczalni, np. Die Börse, które uzbrajają w potrzebny sprzęt od stóp do głów (kask obowiązkowy, tak jak krem z filtrem oraz bidon – do napełniania krystalicznie czystą wodą polodowcową prosto ze źródeł). Warto wybrać ten sposób obcowania z krajobrazem, nawet gdy w temacie mountain cyclingu jest się totalnym naturszczykiem (polecamy wspaniałą trenerkę Marię Frykman-Grant). Nagrodą może być zobaczenie kozicy górskiej, tutejszego symbolu, w jej naturalnym otoczeniu.
Na zaliczenie tej atrakcji Innsbruck przygotował też plan B – Alpenzoo, czyli alpejskie zoo, do którego można się dostać z samego centrum miasta widokową kolejką Hungerburgbahn. Warto się tu wybrać nawet ze względu na samą kolejkę, której stacje zaprojektowała jedna z najsłynniejszych architektek na świecie, Zaha Hadid. W Tyrolu znajduje się także rozsławione przez instagramerki SPA Aqua Dome, znane z basenów termalnych zamkniętych w futurystycznych kielichach. Choć parująca, gorąca woda największe wrażenie robi, gdy kontrastuje z pokrytymi śniegiem górami, to i latem w przeszklonych pomieszczeniach trudno oderwać wzrok od widoków za oknem.
Kuchnia: Zero waste
Pora obalić wszystkie gastronomiczne stereotypy. Fakt, region słynie z mięsa. Tutejszym przysmakiem jest speck (do spróbowania np. w Speckerii, a także do kupienia w marketach), czyli wędzona szynka o charakterystycznym smaku jałowca, natomiast w menu prawie każdej knajpy znajduje się wiener schnitzel – sznycel wiedeński, zwykle podawany w wersji nie mniejszej niż wielkość talerza. Pozytywnie zaskoczeni będą wegetarianie (a nawet weganie, którzy trafią do restauracji Olive). Tyrol to jeden z nielicznych alpejskich regionów, w których nie jest się skazanym wyłącznie na frytki. Innsbruck stoi zielenią nie tylko w obszarze fauny i flory – wegetariańskie i wegańskie pozycje znajdują się w menu nawet wysokogórskich knajp znajdujących się na szlaku.
Wszędzie panuje jedna zasada: zero waste. Jedzenia się tu nie wyrzuca, w związku z czym naprawdę nie wypada zostawiać czegokolwiek na talerzu. Ciekawą interpretacją tej zasady jest kuchnia w Die Wilderin (austr. dzikuska), kultowym wśród lokalsów miejscu znajdującym się w jednej z odchodzących od głównego traktu uliczek. Tu kucharz rozbiera całe zwierzę, stąd w codziennie innym menu znajdziemy dania z wykorzystaniem wszystkich, również tych mniej popularnych, części zwierzęcej (głównie dzikiej) tuszy. Dzień najlepiej zwieńczyć wzniesieniem kieliszka na wysokość znajdujących się na horyzoncie szczytów w jednym z licznych widokowych barów – to też powód, dla którego Innsbruck jest tak popularną destynacją na wieczory panieńskie – np. Cafe Weinbar Lounge 360° (wejście przez galerię handlową Rathaus Galerien). Taki toast zapadnie w pamięć na długo i będzie wisienką na torcie po intensywnie spędzonym dniu.
Sztuka: Muzeum Swarovskiego
Mocno modowy akcent to dosyć niespodziewany punkt programu pobytu u podnóża Alp. A jednak w Wattens, położonym w odległości 20 minut jazdy samochodem i 30 minut jazdy pociągiem od Innsbrucku, znajduje się najbardziej połyskujące muzeum w Europie – Muzeum Swarovskiego. Zostało otwarte w 1995 roku z okazji 100. rocznicy założenia przez Daniela Swarovskiego przedsiębiorstwa produkującego sztuczne kryształy.
Instytucja ma ciekawą koncepcję komnat, tzw. Chamber of Wonder – zaaranżowanych i pachnących (!) pomieszczeń, z których każde opowiada inną historię. I oczywiście oślepia blaskiem tysięcy kryształów we wszystkich możliwych wielkościach, wzorach i kolorach. Do tworzenia tych sal zapraszani są najbardziej znani artyści reprezentujący różne style i dziedziny sztuki, np. ostatnio James Turrell, który wykonał 18. Komnatę zatytułowaną „Umbra 2022”, zainspirowaną wyjątkowym sposobem, w jaki kryształ rozprasza światło. W związku z tym muzeum stale się powiększa.
Nie zdradzając wiele, fanów mody czekają w muzeum najsłynniejsze kostiumy, w których występowały największe gwiazdy w historii, od Eltona Johna przez Michaela Jacksona (słynna rękawica wysadza kryształkami Swarovskiego) po Cher i Katy Perry. Na wizytę warto zarezerwować sobie trochę więcej czasu, by po zwiedzaniu spędzić jeszcze chwilę w tutejszych sensorycznych ogrodach (również ozdobionych kryształami) z zapierającym dech w piersiach widokiem na Alpy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.