Powiedziała kiedyś, że pisząc o jej życiu, należy przedstawić ją jako socjalistkę, feministkę, lesbijkę i praktykującą świecką Żydówkę. Właśnie w tej kolejności. Dodałabym jeszcze dwa wyznaczniki tożsamości – po pierwsze, reprezentuje ona drugie pokolenie dzieci Holokaustu. Po wtóre, ona sama jest także ocalałą z Zagłady, bezpośrednio poddaną opresji nazizmu.
Dla Ireny Klepfisz – amerykańsko-żydowskiej poetki, wykładowczyni, tłumaczki i aktywistki – wizyta w Polsce, w 40. rocznicę powstania w getcie warszawskim, była powrotem, a zarazem przełomem.
Myślę.
Nie płaczę. O co tu
płakać? Zwyczajna ulica. [...]
Ta ulica mogła być moim domem
ta ulica mogła być początkiem
mojej podróży do śmierci.
Muszę pamiętać:
nie była ani tym, ani tym.
Mieszkam na innym kontynencie.
Jest 1983 rok. Jestem teraz gościem.
Historia nie zatrzymuje się dla nikogo.
(Warszawa, 1983: Umschlagplatz, przeł. Bella Szwarcman-Czarnota)
Wróciła do Warszawy, w której się urodziła, i do Polski, w której mieszkała przez pierwsze lata życia. Przyszła na świat w getcie warszawskim, w dniu dwudziestych ósmych urodzin swojego ojca. W dwa lata później, w drugim dniu powstania w getcie, Michał Klepfisz, dowódca jednego z oddziałów Żydowskiej Organizacji Bojowej, zginął śmiercią bohatera. Mała Irena przebywała wtedy z dala od getta, w klasztorze, a później, już z matką, na wsi. Wkrótce po wojnie wyjechały do Szwecji, a po kolejnych kilku latach do Stanów Zjednoczonych. Pobyt w Szwecji Irena Klepfisz wspomina jako „Arkadię dzieciństwa”; po wyjeździe stamtąd cierpiała, ponieważ po raz kolejny musiała zmierzyć się z nowym otoczeniem. Decyzja matki była ze wszech miar zrozumiała – właśnie do Ameryki przeniosła się niemal cała „rodzina bundowska”, towarzysze jeszcze sprzed wojny. Było to grono ludzi połączonych wspólnotą poglądów i walką. Jednym z najważniejszych elementów tej wspólnoty był język jidysz. Udało im się stworzyć namiastkę prawdziwego ciepłego domu dla siebie i swoich dzieci.
Ten krąg ocalałych z Zagłady i dawnych bundowców był przez wiele lat światem Ireny Klepfisz, odgrodzonym od świata amerykańskiego. Jak pisała w eseju „Świecka tożsamość żydowska. Jidyszkajt w Ameryce”, którego przekład zamieszczony został w „Midraszu” w 2003 roku: „Świat Ameryki zdawał mi się taki pusty, że nie robił na mnie żadnego wrażenia. Był światem [...]. w którym byłam kompletnie wyalienowana, inna, byłam żółtodziobem, ocaleńcem” (kolejne cytaty też pochodzą z tego tekstu).
Spędzali wspólnie, na sposób świecki, święta żydowskie, ale najważniejsze były coroczne akademie upamiętniające powstanie w getcie warszawskim, a także tych, którzy zmarli, zostali zamordowani czy zginęli w walkach. Irena zapamiętała doskonale te uroczystości, jak również wyjazdy na obozy letnie, na których spotykała co roku tych samych wychowawców i kolonistów – dzieci dawnych członków Bundu. Popołudniami uczęszczała do świeckiej szkoły żydowskiej.
Pomału z tego grona zaczęło ubywać ludzi, ukazywało się coraz mniej gazet w języku jidysz. A sama Irena nawet nie od razu to dostrzegła, zajęta intensywnym życiem studenckim, protestami przeciwko wojnie w Wietnamie i – nieco później – walką o równe prawa kobiet, a następnie o prawa osób LGBT+.
Irena Klepfisz powiedziała kiedyś, że pisząc o jej życiu, należy przedstawić ją jako socjalistkę, feministkę, lesbijkę i praktykującą świecką Żydówkę. Właśnie w tej kolejności. Dodałabym jeszcze dwa wyznaczniki tożsamości – po pierwsze, reprezentuje ona drugie pokolenie dzieci Holokaustu. Po wtóre, ona sama jest także ocalałą z Zagłady, bezpośrednio poddaną opresji nazizmu. Doświadczenie to – o czym wielokrotnie pisała – było katastrofą nie tylko dla jednostek, lecz także dla całego narodu żydowskiego. Zgładzono miliony tych, którzy żyli, ale też tych, którzy mogliby się narodzić i tworzyć di goldene kejt – złoty łańcuch (tradycji). Nie bez kozery Holokaust (a raczej Szoa) nazywany jest churban (z hebrajskiego „destrukcja”), tym samym słowem, którym określa się zburzenie I i II Świątyni w Jerozolimie.
Irena Klepfisz: „Feminizm musi się otworzyć na kultury żydowskie, w tym jidysz”
Pisać i publikować zaczęła Irena Klepfisz na początku lat 70. XX wieku. Znaczną część swojej twórczości poświęciła cieniowi Zagłady, rodzinie, zwłaszcza ojcu i jego bolesnej nieobecności, ale również Ginie, siostrze ojca, i matce – Róży. Najbardziej znane spośród jej utworów to „Bashert” (w języku jidysz słowo to oznacza „przeznaczony”) i „Keeper of Accounts” („Księgowa Pamięci”).
Od świata żydowskiego odeszła, jak się okazało, tylko czasowo, gdy zaangażowała się w ruch feministyczny i lesbijski. „Moje zajęcia związane z jidysz – pisała – ledwie wzbudzały zainteresowanie środowiska feministycznego i lesbijskiego […] Większość zaś jidyszystów, z którymi miałam do czynienia, nie wiedziała nic o moim życiu we wspólnocie lesbijskiej”.
I oto w kwietniu 1983 roku Irena Klepfisz udała się do Polski na obchody czterdziestej rocznicy powstania w getcie warszawskim. Jak pisała potem, była zupełnie nieprzygotowana na to, co zastała w Polsce – zobaczyła „cienie kultury polsko-żydowskiej”, mogła zyskać jedynie „wyobrażenie o wspaniałości tego, co tu niegdyś było […]”. Zapisała: „Nagle uświadomiłam sobie rozmiar tej utraty, która mnie przygniata […]. Podczas tych siedmiu dni dowiedziałam się, że nigdy już nie będę uważała kultury jidysz za coś zagwarantowanego i że już nigdy jej nie porzucę”.
Wiele lat żyła w przekonaniu, że jej pierwszym, podstawowym językiem jest jidysz. Gdy wróciła do niego poprzez nauczanie innych – wydał się jej bojaźliwy, ubogi, niepewny. Zdała sobie sprawę, że to nie był jej pierwszy język, jej mame loszn (jid. matczyny język). Początkowo, w dzieciństwie, mówiła po polsku, potem po szwedzku, wreszcie – po angielsku. Zaczęła stopniowo łączyć swój jidysz z angielskim, by zbudować coś nowego, tworzyć poezję, która czerpie z jej własnego doświadczenia, żeby połączyć dwa kulturowe światy w ramach jednego wiersza. W ten sposób, nie odwracając się plecami do przeszłości, zbudowała coś nowego. Następnym krokiem łączącym działalność Ireny Klepfisz jako poetki z aktywnością feministyczną było zainicjowanie przekładów z jidysz prozatorskiej twórczości kobiecej. Z jej inicjatywy powstały koła tłumaczek, wyszukujących i przekładających nieznane opowiadania zapomnianych autorek jidyszowych.
Pisała: „Tak jak świat jidysz musi się otworzyć na feminizm, feminizm musi się otworzyć na kultury żydowskie, w tym jidysz. Inne kobiety muszą wiedzieć o mocnych, dzielnych, twórczych kobietach wywodzących się z mojej kultury, potrzebują tej wiedzy nie mniej niż ja i inne Żydówki”.
Język jidysz żyje w twórczości Ireny Klepfisz
Na dwujęzyczną jidyszowo-angielską poezję oraz wspomniany już tekst „Świecka tożsamość żydowska. Jjdyszkajt w Ameryce” natrafiłam dość przypadkowo, na początku lat 2000., gdy zapoznałam się z antologią „The Tribe of Dina. A Jewish Women’s Anthology” („Plemię Diny. Antologia kobiet żydowskich”) pod red.Ireny Klepfisz i Melanie Kaye-Kantrowitz.
Może to zabrzmi nieco patetycznie, ale teksty tam zamieszczone dodały mi odwagi i nadziei. Mój jidysz, który był moim pierwszym językiem, też był nieśmiały – strzępy zapamiętane z dzieciństwa, z piosenek, z czytanych na głos w gronie rodzinnym wierszy i opowiadań klasyków literatury jidysz. Przez wiele lat uważałam, że kres jidysz jest nieuchronny, przynajmniej tutaj – część władających tym językiem opuściła Polskę w 1968 roku, inni – kolejno umierali. Ale zaczęłam tłumaczyć, zaczynając właśnie od dwujęzycznej poezji Ireny Klepfisz, by z czasem puścić się na szersze wody. A w Polsce powstała spora grupa jidyszystów, dla których ten język i literatura stały się wartością, sposobem na życie – niezależnie od tego, kim się urodzili i z jakich środowisk się wywodzą. I tak, jak pisała Irena Klepfisz:
„Ci, którzy zwykli uważać, iż jidysz to wyłącznie język przeszłości, nagle spostrzegli, jak ktoś tchnął weń nowe życie, Kiedy mój język, moje usta, wargi, gardło, płuca – wszystkie razem wydobyły jidysz na świat, kiedy ja, Żydówka, mówiłam w żydowskim języku do innych Żydów, wówczas jidysz okazywał się znów żywy”.
Tak oto jidysz żyje dzięki Irenie Klepfisz, ale też dzięki innym, którzy podtrzymują go w istnieniu – mówiąc, pisząc, śpiewając, nauczając, tłumacząc.
Niebawem z bogatą twórczością Ireny Klepfisz będą mogli zapoznać się czytelnicy, którzy do tej pory jeszcze o niej nie słyszeli. Nakładem zasłużonego wydawnictwa słowo/obraz terytoria ukaże się dwujęzyczny – angielsko-polski – tom, w którym znalazły się oryginały i przekłady wszystkich najważniejszych utworów Ireny Klepfisz – od wczesnych do najbardziej aktualnych. Tom pod redakcją Ireny Klepfisz i Olgi Kubińskiej, zatytułowany jest „Pomiędzy światami. Wybór wierszy i esejów”.
Bella Szwarcman-Czarnota jest tłumaczką, redaktorką, filozofką, publicystką. Zajmuje się między innymi tematami związanymi z historią kobiet żydowskich. Jest laureatką Nagrody im. ks. Stanisława Musiała, przyznawanej osobom zasłużonym dla dialogu chrześcijańsko-żydowskiego i polsko-żydowskiego oraz laureatką Nagrody Jana Karskiego i Poli Nireńskiej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.