W czasach transformacji wierzono, że poprzez ubiór możemy wykreować nową tożsamość. Białe skarpetki najpierw miały pokazywać, że w Polsce rodzi się klasa średnia, a chwilę potem stały się dowodem jej zróżnicowania. O najsłynniejszym elemencie ubioru przełomu lat 80. i 90. opowiada Magda Szcześniak, autorka książki „Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji”.
Jaka była rola ubioru w czasie transformacji?
Ubiór, tak jak urządzanie mieszkań i życia w ogóle, był jednym z wymiarów myślenia o tożsamości – sposobem na wzięcie udziału w zmieniającej się rzeczywistości. Za pomocą ubioru można było pokazać, że jest się aktywną uczestniczką i uczestnikiem transformacji. I cieszy się tą zmianą. Poprzez kupowanie, ale też naśladowanie obrazów, które pojawiały się w latach 80. i 90. w sferze publicznej, zaakcentować zmianę. Ubiór stał się sposobem na zaświadczanie, czy potrafimy w transformacji sprawnie brać udział.
Mówiąc o transformacji, myślę o transformacji ekonomicznej i wyłanianiu się nowej grupy, czyli klasy średniej. To byli ludzie, którzy zmieniając zawody, wchodzili na wolny rynek i starali się zademonstrować przynależność do nowej klasy, także przez ubiór. Przede wszystkim dotyczyło to biznesmenów i ludzi, którzy zaczynali pracować w korporacjach. Zmieniali się też politycy. Paweł Śpiewak zauważył wówczas, że niedawni opozycjoniści, dochodząc do władzy, zamieniają swetry na garnitury, koszule i krawaty, golą brody i przycinają włosy. Tak wchodzili w demokratyczną sferę publiczną.
Jakie obrazy Zachodu towarzyszyły transformacji?
To był zupełny miszmasz. W latach 80. Zachód poznawaliśmy z filmów na kasetach VHS i telewizji satelitarnej. W 1990 roku w TVP rozpoczęła się emisja serialu „Dynastia”, spóźniona o dekadę w stosunku do czasu nadawania w Stanach. Polska klasa średnia w procesie rodzenia się naśladowała – piszę o tym w mojej książce – obrazy, bo nie miała innych wzorców. Elity były przebrzmiałe, niepasujące do nowej epoki. A obrazy chaotyczne. Sama „Dynastia” prezentowała telenowelowe wyobrażenie o amerykańskiej klasie wyższej z początku lat 80., ale w obliczu braku innych odniesień stała się jednym z obrazów wzorcowych dla polskiej klasy średniej w latach 90. W tym czasie powstaje też wiele ilustrowanych czasopism wytwarzających projekt tej grupy społecznej: kopiując stockowe przedstawienia ludzi sukcesu z pism zachodnich, wytwarzały coś w rodzaju wizualnych instruktaży.
Te czarne pantofle są modne i typowo młodzieżowe (szpanerskie) i bardzo ładnie wyglądają na nodze przy białych skarpetkach. Mariusz na zakończenie roku zrobił w nich furorę. (1988)*
Skąd się wzięły białe skarpetki?
W latach 80. na Zachodzie pojawiły się w popkulturze. W teledyskach nosił je do czarnych butów Michael Jackson. Było ich trochę w hip-hopie. Fizycznie w Polsce pojawiły się pod koniec lat 80. na bazarach. Najpierw przywożone z Niemiec i Turcji, z czasem produkowane w kraju, nosili je handlarze i klienci bazarów, czyli – prawdę mówiąc – niemal wszyscy. Do mody weszły na przełomie dekad i stały się symbolem nowoczesności.
Bo handlarze z bazarów założyli poważniejsze biznesy?
Znalazłam w źródłach kilka wyjaśnień tego zjawiska. Najciekawsze wydaje mi się takie, że biznesmeni powinni je nosić, bo czyste skarpetki są dowodem na to, że nie pracuje się fizycznie, a między domem a biurem przemieszcza się samochodem. Są też poszlaki pozwalające wiązać białe skarpetki z tenisem jako sportem elit. Element ubioru sportowego przenosi się na chwilę do codziennej elegancji, ponieważ na początku swoje obycie w nowych realiach podkreśla się z, zabawnym z dzisiejszej perspektywy, nadmiarem.
Wystarczyło, że byli porządnie ubrani, nosili białe skarpetki i dyplomatki na szyfrowany zamek, a gabinety dyrektorów stawały dla nich otworem. (1991)
Kto je nosił?
Mężczyźni, którym się powiodło albo chcieli sprawić takie wrażenie. W prasie znalazłam relację z procesu oszustów, którzy w latach 1990–1991 wyłudzali kredyty bankowe. Dla sędzi prowadzącej ich sprawę białe skarpetki były elementem zaświadczającym o ich statusie materialnym. Ten detal pozwolił im podszyć się pod godnych zaufania biznesmenów. Nosili je też poważni biznesmeni. Marek Profus, który przez całe lata 90. znajduje się w pierwszej dziesiątce listy najbogatszych Polaków, wystąpił w nich w sesji dla magazynu „Sukces”. W tym czasopiśmie zresztą białe skarpetki pojawiały się na stopach wielu bohaterów – w końcu opisywano tam ludzi przedsiębiorczych. Nosił je aspirujący do klasy średniej inteligent z filmu Feliksa Falka „Kapitał”. Nosili politycy. W 1991 roku mężczyźni startujący w konkursie „Sexy-Man” za szczyt elegancji uznali czarne mokasyny, białe skarpetki i garnitury z Tajlandii.
Z czego były te skarpetki?
Z grubej bawełny albo frotté. Kojarzyły się właśnie ze strojem sportowym, ale jednocześnie elitarnym. Trzeba podkreślić, że istotą tej mody było noszenie sportowych skarpetek do wyjściowych butów – mokasynów, a nawet lakierków.
To nie był pierwszy raz w historii, kiedy skarpetki okazały się tak istotne. Skąd ich siła?
Roland Barthes w „Systemach mody” pisał, że detal to „znikomy byt, który daje obfite plony; małe coś, co wszystko zmienia”. Tak było z kolorowymi skarpetkami w latach 50. Najpierw nosili je bikiniarze, potem inteligenci. Stały się sposobem stawiania oporu systemowi, który narzucał inne normy stroju. Skarpetki świetnie się sprawdzają w tej roli, bo zależnie od okoliczności można je bardziej lub mniej wyeksponować. W drugiej połowie lat 90., gdy okazało się, że jednak nie należy nosić białych skarpetek, politycy i biznesmeni nie od razu je zmienili, ale – jak opisuje jeden z polskich dzienników – szybko nauczyli się chować nogi pod stół.
Skarpetki okazały się też w przewrotnym sensie praktyczne. W momencie zmiany konotacji z pozytywnej na negatywną ci, którzy nadążali za rozwojem, nie musieli zmieniać całej szafy. Wystarczyło, że zmienili skarpetki.
Białych skarpetek nie wolno zakładać pod żadnym pozorem. […] Garnitur – widać, że nie ze szczęki, koszula w lekki deseń, zegarek złoty, walizeczka szyfrowana. I białe skarpetki. […] Nic mu nie sprzedałem, choć chciał płacić gotówką. Nie dalej jak wczoraj mówili w dzienniku, że po 2000 roku wejdziemy do Unii Europejskiej. A on by tam chciał włazić w białych skarpetkach. Nieźle by nas skompromitował. (1994)
Najciekawsze w historii białych skarpetek jest chyba to, jak szybko zmieniły funkcję – w ciągu kilku lat z symbolu przynależności do klasy średniej stały się symbolem obciachu. Co takiego się stało?
W połowie lat 90. pojawiło się poczucie, że nie chcemy być już w procesie przejściowym. Oczywiście społeczeństwo również coraz bardziej różnicowało się ekonomicznie. Zmienił się repertuar obrazów, do których się odnoszono. Więcej było kontaktów z Zachodem – ludzie wyjeżdżali już nie tylko na handlowe wycieczki, tutaj przyjeżdżało coraz więcej cudzoziemców. Klasa średnia zaczęła się dzielić wewnętrznie. O ile na początku dekady wierzono, że może być jednorodna, że każdy może do niej dołączyć, o tyle pod koniec pierwszej połowy stało się jasne, że tak nie będzie. Do pewnego stopnia upadł mit kariery od pucybuta do milionera. Drobni przedsiębiorcy, którzy ze straganów trafiali do sklepików, przydomowe zakłady krawieckie zamieniali w szwalnie, początkowo byli herosami transformacji. Przedstawiano ich jako pomysłowych i przedsiębiorczych. Teraz stali się podejrzanymi figurami, a białe skarpetki – sygnałem, że nigdy nie przynależeli do prawdziwej klasy średniej.
W książce przywołujesz cytaty z prasy. Szokujący jest ton odwrotu od białych skarpetek. Dziennikarze nie odradzają, ale zakazują. Przestrzegają przed wstydem i kompromitacją.
Co więcej, piszą o tym gazety z głównego nurtu. Nie magazyny o modzie, lecz „Gazeta Wyborcza” i „Rzeczpospolita”, wówczas opiniotwórcze dzienniki. Te artykuły utrzymane są w tonie dyscyplinująco-karcącym. Tak samo pisano o disco polo, którego szanujący się inteligent czy przedstawiciel klasy średniej nie mógł słuchać pod żadnym pozorem, czy o podróbkach. Jeszcze na początku lat 90. nikt nie widział różnicy między Pumą a „umą”. Chodziło tylko o to, żeby mieć fajne sportowe buty. Potem pojawiły się w Polsce przedstawicielstwa zachodnich korporacji, w 1994 roku uchwalono ustawę o prawie autorskim i okazało się, że podróbki są obciachowe. Nie chodziło przy tym o różnicę w jakości, tylko o oryginalne logo.
To wygląda, jakby ludzie, którzy skończyli studia i dostali pracę w zachodnich korporacjach, odwrócili się od tych, którzy – może i byli nieokrzesani – ale zbudowali całą tę transformacyjną energię. Zrobiliście swoje, wracajcie do garaży?
Tak, trochę tak było. A przy okazji ci ludzie, którzy z impetem zaczynali, nie zawsze dobrze kończyli, co komplikowało transformacyjny mit o możliwości dorobienia się każdego, jeśli tylko wykaże dostateczne zaangażowanie. Dane z raportów z końca lat 90. wskazują, że większość z tych historii to historie porażek – nie tylko pucybuci nie zostali milionerami, ale nawet trudno było ze szczęk przenieść się do własnego sklepiku. To oczywiście było związane z przemianami gospodarczymi, wejściem Polski w obieg globalnego rynku, a więc – w przypadku rynku mody – chociażby konkurencji szwalni azjatyckich, której polskie nie mogły przetrwać. To jest ciągle nieopowiedziana historia.
W książkach poświęconych transformacji wszyscy cytujemy felieton „Wydeo” Agnieszki Osieckiej z cyklu „Galeria Potworów”. Dla mnie wyższościowy ton tamtego tekstu z 1989 roku zapowiada społeczne podziały, których konsekwencje odczuwamy dzisiaj.
Osiecka w tych felietonach śmiała się z transformacyjnych fenomenów. Oskarżała drobnych przedsiębiorców, że za bardzo rozpychają się w przestrzeni publicznej. Są głośni, mają złe maniery i tak dalej. Oczywiście to było utrzymane w lekkim tonie i trudno zakładać, że jeden felieton czy nawet cały cykl miał wielki społeczny oddźwięk. Ale jest to język symptomatyczny i powielany w bardzo wielu przestrzeniach – artykułach prasowych, filmach czy produkcjach telewizyjnych, literaturze. Na pewno wpisuje się więc w tendencję środowisk inteligenckich do wyśmiewania grup, które są w sferze publicznej niemile widziane. Klasizm Osieckiej skupiał się na sferze pozornie oczywistej i niewinnej: estetyce, obrazach, spędzaniu czasu wolnego (oglądanie „wydeo”). Być może to jeden z tych przypadków, kiedy niewinna zdawałoby się krytyka mody i obyczajów w konsekwencji prowadzi – jak widzimy – do poważnych konsekwencji politycznych.
Białe skarpetki zostały wyparte przez czerwone szelki maklerów giełdowych?
W dominującej wyobraźni tak, w życiu społecznym – nie. Media zakazywały noszenia białych skarpetek i kupowania podróbek, ale ludzie robili to, co chcieli i na co było ich stać. Dla podróbek z pewnością większym ciosem niż krytyczne artykuły w prasie było zamknięcie Stadionu X-lecia. Dla białych skarpetek po prostu zmieniająca się moda, a być może także ich niepraktyczny charakter.
* Pierwszy z cytatów pochodzi z prywatnego listu, pozostałe z prasy przywołanej w książce Magdy Szcześniak „Normy widzialności”
* Magda Szcześniak „Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji”, wyd. Fundacja Bęc Zmiana, Instytut Kultury Polskiej UW
* Magda Szcześniak – adiunktka w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji” (2016) oraz współautorka tomów „Kultura wizualna w Polsce” (2017). Stypendystka MNiSW, Narodowego Centrum Nauki i Fundacji Fulbrighta; zwyciężczyni Nagrody Naukowej Polityki w 2017 roku w dziedzinie nauk humanistycznych. W roku akademickim 2019–2020 roku przebywa na Duke University jako Visiting Scholar.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.