W swoich haftach, których zdjęcia od paru dni podbijają Instagram, młoda białoruska artystka Rufina Bazlowa używa dwóch kolorów: białego i czerwonego. A dziś w symbolicznej przestrzeni Białorusi to kolory ważne, bo nawiązujące do zakazanej przez władze narodowej flagi. W wydarzeniach, których obrazy haftuje Bazlowa, bezpośredni udział bierze z kolei dyżurny skandalista młodej sztuki, Aleksiej Kuźmicz. Obnaża fałsz państwowych ceremonii, a przy okazji – obnaża się. W działaniach Kuźmicza ważne jest bowiem jego nagie – czy prawie nagie – ciało.
Biało-czerwono-biała flaga Białorusi ma swoją burzliwą, choć krotką historię, a jej używanie od roku 1918 (od kiedy to zaprojektowany przez Klaudiusza Duż-Duszewskiego wzór stał się oficjalnym symbolem białoruskiej państwowości) zakazywane było już kilkakrotnie. Ostatni raz w sposób ostentacyjny i – wydawałoby się – definitywny w roku 1995, gdy na polecenie Aleksandra Łukaszenki została pocięta na kawałki. Dziś używanie biało-czerwono-białej flagi, a nawet zestawu kolorów bieli i czerwieni, uważane jest za polityczną deklarację i gest sprzeciwu wobec dyktatury Łukaszenki. Właśnie z takimi flagami pojawiają się na ulicach białoruskich miast i miejscowości uczestnicy trwających od 10 sierpnia powyborczych protestów.
Wydaje się więc, że czerwone i białe projekty haftów Rufiny Bazlowej wpisują się w polityczną symbolikę białoruskich kolorów. Skoro Bazlowa ukazuje na nich aktualne sceny z życia Białorusi, musi to robić w kolorach, które Białorusini uznali za swoje. Tym samym kolory zastępują wolność wyboru, która paradoksalnie została odebrana Białorusinom w wyniku wyborów prezydenckich. A jednocześnie ukazują narodowy charakter haftowanych przez artystkę scen z życia Białorusi: masowych protestów na ulicach, aktów przemocy dokonywanych przez milicję na obywatelach, pokojowych łańcuchów solidarności tworzonych przez białoruskie kobiety, milicyjną ciężarówkę przejeżdżającą protestującego obywatela. Obrazki dokumentujące wydarzenia na Białorusi, które oglądamy za pośrednictwem odłączonego przez władze w pierwszych dniach po wyborach internetu, Bazlowa przerysowuje i zapisuje w swoich haftach.
Narodowe odczytanie kolorystyki prac Bazlowej zdaje się jednak nie wyczerpywać wszystkich możliwych ich interpretacji. Bo oto na oficjalnej czerwono-zielonej fladze Białorusi (która obowiązuje od 1995 roku i zapewne wychodzi właśnie z użycia) znajduje się przecież biało-czerwony ludowy ornament z rombów układających się w większe figury połączone w łańcuchy o regularnie powtarzającym się motywie. Ornament ten zaczerpnięto z ludowego „rusznika” (autorstwa Matriony Markiewicz ze wsi Kościeliszcze) z roku 1917, a dokładnie z jej haftu pod tytułem „Wschodzące słońce”. W układach rombów dopatrzeć się można widoku „zaoranego pola, nad którym wschodzi słońce” – jak głosi białoruska propaganda, której akurat w tym przypadku nie mamy powodu nie wierzyć.
Warto przy tej okazji wspomnieć, że „ruszniki” (czyli po polsku: haftowane ręczniki) odgrywają i odgrywały w białoruskiej kulturze bardzo ważną, symboliczną rolę. Umieszczonym na nich wzorom haftu przypisuje się moc magiczną, przede wszystkim ochronną. Taką funkcję pełniły „ruszniki”, które matki ofiarowywały opuszczającym dom dzieciom; taką funkcję mają też „ruszniki” wiszące w towarzystwie świętych obrazów w tzw. pięknym kąciku, czyli domowym ikonostasie. Trudno nie uwzględnić tego kontekstu, gdy patrzymy na prace Bazlowej, czyli obrazki z czerwonych kształtów romboidalnych na białym tle haftowane tradycyjną metodą.
No i kolejna rzecz. Haftowane ręcznie wzory ułożone w łańcuchy podłużnych ornamentów zdobią też tradycyjny białoruski strój ludowy. Najczęściej używa się wtedy czerwonych nici. Ozdabiane są w ten sposób zarówno stroje męskie, jak i kobiece. Hafty pojawiają się na koszulach, fartuchach, nakryciach głowy, kamizelkach, szalach, a także na ubraniach wierzchnich. Podobnie jak na „rusznikach” mogą mieć znaczenie magiczne i ochronne, ale bardzo często są również znakiem rodzinnej przynależności: symbolicznie opowiadają dzieje rodziny na przestrzeni kolejnych pokoleń.
Wszystkie te znaczenia odnajdujemy w haftach Bazlowej, która z syntetycznych geometrycznych wzorów układa obrazy zapisujące historię Białorusi. Historię jej ostatniego tygodnia. Historię protestów, które przejdą do historii świata. Bazlowa swoimi haftami wyjmuje narodową symbolikę i ludową tradycję z języka propagandy. Włącza je do idiomu ulicy, do języka ludzi, czyni z nich język wszystkich Białorusinów.
Bazlowa zapowiedziała już, że jej hafty pojawią się na serii T-shirtów. Oczywiście, w historii mody T-shirty nieraz już służyły do wyrażania politycznego stanowiska, buntu wobec władzy. Ale w przypadku projektu Bazlowej ma to jeszcze jedno znaczenie: jest zapisaniem na ubiorze prywatnej, rodzinnej i narodowej historii. Tak jak na tradycyjnym białoruskim stroju ludowym. W ten sposób aktualne wydarzenia polityczne Bazlowa wpisuje nie tylko w historię sztuki, lecz także w historie rodzinne. A to, co współczesne, czyni jednocześnie tradycyjnym. Zmiany, których boi się białoruski reżim, u Bazlowej stają się elementem narodowej tradycji. I nie są – jak głosi białoruska propaganda – narzucone z zewnątrz przez Polskę, Czechy, Holandię czy „czarnoskórych żołnierzy NATO stojących u białoruskich granic”.
W wydarzeniach, których obrazy haftuje Bazlowa, bezpośredni udział brał dyżurny białoruski skandalista młodej sztuki, Aleksiej Kuźmicz – artysta znany z performerskich akcji, w ramach których pojawia się w miejscach publicznych podczas oficjalnych wydarzeń, zmieniając niejako ich charakter. Swoją obecnością tworzy rysę na ceremonialnym obliczu. A właściwie: obnaża ich rytualny fałsz. Przy czym obnaża, obnażając siebie. W działaniach Kuźmicza ważne jest bowiem jego nagie – czy prawie nagie – ciało. Swoją publiczną nagość czyni znakiem i nośnikiem znaczeń nieoczekiwanych i niechcianych przez ceremonialne rytuały, czy to sztuki, czy to władzy.
Kuźmicz zresztą zauważa, że władza i sztuka są ze sobą złączone nierozerwalnym łańcuchem. I to zarówno władza opresyjnego państwa, jak i władza równie opresyjnego kapitału. Celem obu jest wykastrowanie artysty. Właśnie o tym traktował jego pierwszy performance, który wywołał szeroki rezonans w świecie białoruskiej sztuki – „Twórca bez jaj”. Był on wymierzony przeciwko temu, w jaki sposób traktują artystów instytucje międzynarodowego kapitału tworzące swoje kolekcje sztuki.
Taki był też jego najsłynniejszy do wyborów performance „Tarcza albo ministerstwo fallokultury”, podczas którego na wernisażu wystawy organizowanej przez białoruskie ministerstwo kultury Kuźmicz pojawił się całkiem nago, jedynie z tarczą zasłaniającą genitalia, identyczną jak tablica wisząca na budynku ministerstwa. Na filmie, który pokazuje moment poprzedzający akcję Kuźmicza, widzimy, jak artysta kupuje w aptece tabletkę viagry.
– Dopóki takie instytucje jak banki czy ministerstwa poprzez swoje budżety decydują o kształcie sztuki i losie artysty, nie może być mowy o wolności. Artyści – mówi Kuźmicz – są zmuszeni do podporządkowania się interesom władzy i de facto jej służą. Z drugiej strony, świat sztuki podporządkowany jest współcześnie tym dwóm siłom i poza nimi niemal zupełnie nie istnieje.
Sytuacja artysty nie jest jednak odosobniona. W podobnej sytuacji są obywatele. Kuźmicz odniósł się do tego w swoim najnowszym dziele „Wierzę”, którego – jak sam dziś mówi – pierwszą część przeprowadził 9 sierpnia 2020 roku, w dniu wyborów prezydenckich na Białorusi. Przyszedł do komisji wyborczej w zielonym płaszczu do kolan, z gołymi nogami, pobrał kartę do głosowania, wszedł do kabiny, zdjął płaszcz, na karcie narysował penisa, zawiesił ją sobie na szyi i stanął przy urnie z szeroko rozłożonymi – a może rozkrzyżowanymi – rękami.
Sytuacja obywatela podczas wyborów jest także podobna do sytuacji artysty na wystawach. I obywatel, i artysta są poniewierani przez władze. Rytuały i ceremonie, które składają się na życie społeczne, polityczne i artystyczne, Kuźmicz porównuje do czegoś w rodzaju quasi-religijnego kultu opartego na sadomasochistycznych praktykach. Obywatelowi czy artyście zostaje jeden wybór, i to wcale nie wolny: albo będzie ofiarą tych praktyk, albo elementem tej gry. Jednak w obu przypadkach przegrywa swoją wolność, stając się uczestnikiem – jak mówi Kuźmicz – ekscentrycznej farsy.
Dzień później, gdy na ulicach Mińska dochodziło do pełnego przemocy rozbijania manifestacji przez milicję, Kuźmicz z zawieszoną na piersi kartką z narysowanym penisem i z biodrami obowiązanymi białym materiałem wyszedł z szeregu i stanął na środku ulicy z rozłożonymi rękami. Na czele bezbronnego, odkrytego tłumu naprzeciw zwartego szyku uzbrojonych i wyposażonych w tarcze milicjantów. Oto zrealizowała się ekscentryczna farsa zapowiadana przez Kuźmicza. I choć wiadomo było, że artysta nie zatrzyma szturmu milicjantów, na kilkadziesiąt sekund zaburzył układ ról, jaki rozpisano w tych wyborach pomiędzy aparat władzy a białoruskie społeczeństwo. Za co jeszcze tego samego dnia został aresztowany.
Sztuka zdaje sobie sprawę, że proste gesty i zwykłe rysunki w pewnym momencie mogą się okazać mocniejszą bronią niż tarcze i karabiny.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.