W Białorusi system bije każdego, kto choć odrobinę mu się sprzeciwi. Przemoc rozlała się na niespotykaną dotąd skalę. Reżim przekracza kolejne granice niemal każdego dnia – mówi fotograf Jędrzej Nowicki, który rok temu pojechał do Mińska. Przez pierwszy tydzień fotografował protesty, potem – przez wiele kolejnych dni – uwieczniał na zdjęciach napotkanych ludzi i w ten sposób opowiadał ich historie. Tak powstał projekt „Blizny”, jego osobisty zapis białoruskich wydarzeń.
– Białorusini i Białorusinki wychodzą na ulice od dawna, ale wcześniej dynamika i skala protestów była mniejsza. Sierpień 2020 roku wyglądał inaczej. Niezgoda na sytuację w kraju okazała się tak wielka, że protesty wybuchły jeszcze przed wyborami – mówi fotograf Jędrzej Nowicki, który razem z grupą dziennikarzy z Polski relacjonował wybory prezydenckie w Białorusi
Kobiety na ulicach
Choć Nowicki fotografował różne protesty, przyznaje, że te miały szczególną energię – na ulicach dominowały bowiem kobiety. – Częściowo stało się tak dlatego, że wielu opozycjonistów i liderów politycznych – mężczyzn – zamknięto w więzieniach, więc tylko one mogły być siłą napędową protestu.
Omonowcy, stając twarzą w twarz z Białorusinkami często ubranymi na biało lub biało-czerwono (barwy narodowe), rzadziej używali przemocy. – Podniesienie ręki na dziewczynę, siostrę albo matkę nie było częste, choć się zdarzało. Widać było, że ci mężczyźni czują opór, by robić to publicznie – dodaje Jędrzej.
Społeczny zapał płonął – w szczytowych momentach na ulicach Mińska przeciw Aleksandrowi Łukaszence protestowało około 100 tys. osób. Reżim mógł zareagować tylko siłą – rozpoczęły się masowe aresztowania. W ciągu kilku dni do więzień trafiło ok. 7 tys. osób, zarówno zaangażowani opozycjoniści, jak i przypadkowi obserwatorzy wydarzeń. – Za murami aresztów – bez świadków – zatrzymanych bito i upokarzano. Teraz już wszystkich: kobiety i mężczyzn.
Strach reportera
Sytuacja na ulicy zmieniała się tak gwałtownie, że choć Nowicki znajdował się w centrum wydarzeń, nie wiedział, na co może sobie pozwolić jako dziennikarz. – Były dni, gdy jeździliśmy samochodem po mieście, wyskakiwaliśmy na kilka minut, robiliśmy zdjęcia, a potem szybko odjeżdżaliśmy. Z kolei innym razem mogliśmy chodzić swobodnie i fotografować służby bezpieczeństwa, które nie reagowały – opowiada.
Skąd taka zmiana? Tego nie wiadomo. O tym, jaki był aktualny status dziennikarzy, Nowicki mógł się dowiedzieć, podejmując ryzyko i badając dopuszczalną granicę działania. – Nasz strach, strach dziennikarzy z Unii Europejskiej, musiał być niczym przy tym, co czuli Białorusini i Białorusinki, za którymi nie stała żadna instytucja – przyznaje.
Zdjęcia ofiar w szpitalu
Ofiary agresji systemu spotykał na każdym kroku. Aby wysłuchać ich historii, razem z Wiktorią Bieliaszyn, dziennikarką „Gazety Wyborczej”, pojechał do szpitala. Mimo milicji udało im się dostać do budynku, w którym przebywały osoby poszkodowane w trakcie zamieszek. Wprowadził ich współpracujący z opozycją personel.
Ranni – mimo traumy – chętnie dzielili się swoimi historiami. Kilku-, kilkunastominutowa rozmowa szybko stawała się intymna – przed obiektywem Białorusini pozowali z poczuciem misji. Tak Nowicki poznał na przykład Siergieja, byłego wojskowego, który został zatrzymany przez służby, gdy wracał ze sklepu. Nie był zaangażowany w protesty, po prostu pojawił się w złym miejscu o złej porze. W szpitalu lekarze zszyli mu ranę ciętą czoła.
Do więźniarki wepchnięto także studenta Artioma. – Ciemne plamy na jego twarzy i rękach to skóra zdarta o beton. Artiom był ciągnięty po ziemi – mówi Jędrzej. Najdrastyczniejsza relacja pochodzi od Darii „Różyczki” (opozycjonistka zawdzięcza swój pseudonim różowej kurtce). – Ta 20-letnia dziewczyna opowiadała o schodach śmierci, na których omonowcy bili zatrzymanych. Mówiła też o gwałtach i skrajnej przemocy psychicznej. Ich relacje uzmysłowiły mi, że w Mińsku system bije każdego, kto choć odrobinę mu się sprzeciwi. Przemoc rozlała się na niespotykaną dotąd skalę. Reżim przekraczał kolejne granice niemal każdego dnia – przyznaje Nowicki.
W szpitalu spotkał ludzi okaleczonych i obolałych, ale jednocześnie dumnych i walczących. Z czasem jego rozmówcy tracili jednak energię. Niektórzy – tak jak 24-letni Robert, z zawodu konsultant biznesowy – odwracali wzrok od aparatu. Robert został dotkliwie pobity. Choć z czasem jego ciało zdrowiało, w głowie pojawiał się paraliżujący strach. Mówił wprost, że boi się o swoje życie.
– Młodzi ludzie, jeśli mogą, uciekają do Polski albo na Litwę. Jeśli działają w opozycji, są aktywni w internecie. Tu się dyskutuje, organizuje działanie czy pomoc. Dziś przeczytałem, że Litwa planuje postawić na granicy z Białorusią ogrodzenie, bo liczba nielegalnych imigrantów wzrosła pięciokrotnie. Być może jest to przestrzeń na kolejną opowieść – gorzką puentę…
Jędrzej Nowicki: fotograf dokumentalny. W pracach skupia się na problemach wykluczenia społecznego, prawach człowieka, solidarności i niesprawiedliwości społecznej. Dobrze zna region Europy Środkowo-Wschodniej. Fotografował także na Bliskim Wschodzie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.