Prezentowana w cyklu BMW Art Academy malarka Karolina Jabłońska należy do najważniejszych przedstawicielek sztuki młodego pokolenia. Jej bezkompromisowa twórczość pozostawia po sobie trwały ślad farby mimo upływu lat.
W proces twórczy wpisane jest nieustanne zabieganie o widzialność. Często artystów kojarzymy ze stale odczuwalną potrzebą, by jak najdłużej przykuwać uwagę możliwie największej liczby osób. To pozornie naturalne pragnienie widzialności, zwane również sławą, uznaniem, rozpoznawalnością, zyskało kulturową aprobatę. Nadmierne skupienie się artystów na samych sobie traktujemy łaskawie, a ich upragnioną sceną są nieliczne galerie czy muzea, jednak większości musi wystarczyć Instagram. Prawda jest taka, że współczesne środki przekazu zmieniają rzeczywistość w spektakl i jak powietrza potrzebują celebrytów. Karolina Jabłońska stała się widzialna w sposób naturalny, weszła w ten system od zaplecza, niczego się nie domagając i robiąc to, co potrafi najlepiej, czyli przesadnie i nadwrażliwie materializując ciemną stronę osobowości każdego z nas, bez słodzonych emocji.
Był początek 2015 roku, kiedy odwiedziłem pracownię Karoliny Jabłońskiej na krakowskim Zabłociu. Mieściła się w wysokim budynku stojącym nieopodal muzeum MOCAK-u i fabryki Schindlera. Obrazy pokazywali mi wówczas Tomek Kręcicki z Cyrylem Polaczkiem, bo Karoliny akurat nie było w Krakowie. Tamtego dnia w pracowni przesyconej zapachem terpentyny nabrałem przekonania, że nasze drogi z Karoliną i jej płótnami przetną się jeszcze nie raz. Dziś jej prace odzwierciedlają myśli, uczucia, pragnienia, które z powodzeniem łączą w sobie plastyczną swobodę art brut, neoekspresjonistyczną aurę oraz konfesyjną moc sztuki modernistek i feministek. Artystka uważa, że proste rzeczy są generalnie nudne, dlatego woli malować o niespokojnych emocjach. W jednej z rozmów wyjaśnia: – Życie nie jest tak proste i kolorowe, jak widzimy w mediach społecznościowych. To także ból i zmaganie się z różnego rodzaju trudnościami. Jako artystka krytycznie obserwuję świat i czerpię z tego miejsca. Najbardziej fascynujące są dla mnie trudne uczucia, niepokój.
Jabłońska podejmuje bezpośrednią grę z widzem. Obiektem przedstawienia jest zazwyczaj kobieta – jej alter ego – która, kierując swój wytężony wzrok w stronę oglądającego, jednocześnie go kontroluje. Multiplikacja detali i wrażeń nie pozwala nam na zajęcie wygodnej pozycji. Co więcej, wciąga nas w bezpośrednie doświadczenie danej sytuacji, np. w Pod stołem malarka zaaranżowała nową, intymną przestrzeń z całym światem rodem z dzieciństwa. W tym autonomicznym miejscu Karolina sama dyktuje reguły gry. Wręcz sugeruje, że prawo do rozkoszy posiada tutaj kobieta, to ona nad nią panuje. Jej twórczość przeciwstawia się tradycyjnym obrazom kobiet stworzonym przez mężczyzn. Artystka kwestionuje bierne, wyidealizowane wizerunki, przejmuje inicjatywę i jest w tym bardzo sprawcza. Obrazy układają się w pewne cykle z osobliwą gamą kolorystyczną, w których rzeczywistość wymyka się z ram. Obfitują w przesadną czułość, nadrealistyczne, wizjonerskie gesty, które potęgują uczucie duszności, jak na obrazie Wrząca głowa czy Grill z pierwszej solowej wystawy Ślisko w galerii Raster. „Jabłońska smaży świadomość widza tak ostro, że temperatura odbioru dochodzi do granic entuzjazmu” – pisał krytyk Stach Szabłowski.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.