Znaleziono 0 artykułów
26.09.2021

„Bo we mnie jest seks”: Jedyna taka Kalina

26.09.2021
Fot. materiały prasowe

Kalina Jędrusik – podobnie jak Marilyn Monroe – była ikoną. Każdy miał zdanie na temat tego, kim jest. I każdy twierdził, że jego wersja jest jedyną słuszną.

Bardziej niż osobą Jędrusik była mitem, wyobrażeniem. Pokazuje to film „Bo we mnie jest seks”, który można było obejrzeć na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.

 

Wyreżyserowany przez Katarzynę Klimkiewicz oryginalny półmusical to nietypowa biografia. Próba przekrojowego opowiedzenia o życiu tak bogatym i nieoczywistym z góry skazana byłaby na porażkę. Zamiast upychać obok siebie fakty i pędzić z przeładowaną akcją, Klimkiewicz wybiera tylko kilka miesięcy z życia artystki. Nie chce pisać kilkusetstronicowej księgi, ale uchwycić energię. Esencję Kaliny.

Dlatego widz odbywa podróż w czasie do roku 1963. Kalina (Maria Dębska) ma 33 lata, jest u szczytu kariery. Partia zaprasza ją na galowe występy dla klasy robotniczej. Panowie wśród publiczności wzdychają z utęsknieniem, żony nienawistnie syczą pod nosem.

Fot. materiały prasowe

W Kabarecie Starszych Panów Jędrusik ma status gwiazdy, jej muzyczne występy są centrum kolejnych jego odsłon. Prywatnie to też dobry moment w życiu aktorki. Jej małżeństwo z literatem Stanisławem Dygatem (świetny Leszek Lichota) okrzepło, para znalazła własne zasady szczęśliwego funkcjonowania. Jedną z nich jest otwartość, zatem Kalina nie ukrywa romansu z młodym muzykiem Luckiem (Krzysztof Zalewski). Ze Stasiem prowadzą aktywne życie towarzyskie, spotykają rozmaitych znajomych – m.in. Kazimierza Kutza (Borys Szyc w uroczej peruczce) czy Tadeusza Konwickiego (Paweł Tomaszewski). Żyje pełną wydatną piersią, na której eksponuje duży, srebrny krzyż. Ten prowokacyjny widok staje się pretekstem dla wysokiego rangą urzędnika pracującego w telewizji. Aktorka odrzuca pokraczne zaloty Molskiego (Bartłomiej Kotschedoff), wiec ten postanawia użyć swojej pozycji, by zniszczyć jej karierę.

Czas brylowania na srebrnym ekranie się kończy, coraz częściej brakuje pieniędzy na podstawowe produkty. Jak Jędrusik poradzi sobie z tą sytuacją? Czy złamie zasady, by ochronić karierę, czy pozostanie wolna, niezależna i bezkompromisowa?

Fot. materiały prasowe

Maria Dębska musiała do roli przejść prawdziwą metamorfozę 

Forma filmu koresponduje z decyzją reżyserki o pokazaniu tylko charakterystycznego wycinka. Lata 60., ich łagodne pastele zyskują w obiektywie Weroniki Bilskiej wymiar nieco baśniowy. Klimkiewicz od początku bardzo wyraźnie podkreśla znaczenie konwencji. W tym uniwersum nie może dziwić postać, która z dialogu płynnie przechodzi w śpiew lub nagle dołącza do grupowej sceny tanecznej. Podróże Kaliny po Warszawie nie zawsze odbywają się zgodnie z rzeczywistą topografią miasta, jej przygody luźno związane są z realizmem. W narrację wpisana jest subiektywność, ale też oniryczność. Nie ma sensu kwestionować prawdopodobieństwa konkretnych scen, bo prawda w tym filmie nie kryje się w reporterskim odtworzeniu detali, lecz gdzie indziej. Bohaterka nie tylko jest – ona nieustannie występuje, performuje. Ożywia mit.

Maria Dębska musiała do tej roli przybrać 10 kilo i ta decyzja wydaje się głęboko uzasadniona. Wciąż jest na ekranie szczuplejsza niż pierwowzór, ale jej nowa figura umożliwia odnalezienie się w ciele z innym środkiem ciężkości, inaczej poruszającym się, inaczej przemykającym w tłumie czy siadającym. Ta transformacja ożywia energię pierwowzoru. W połączeniu z solidną pracą nad tembrem głosu, charakterystyczną intonacją, przydechem daje to bardzo sugestywny, wręcz magiczny efekt.

Fot. materiały prasowe

Kalina Jędrusik w „Bo we mnie jest seks” nie przejmuje się społecznymi oczekiwaniami

Niech cukierkowa paleta barw nikogo nie zwiedzie: „Bo we mnie jest seks” to pełnokrwista herstoria, która swojej bohaterce nigdy nie robi tego, co telewizyjny urzędnik czy wielu innych mężczyzn. Nie ocenia po pozorach. Nie przypisuje cech na podstawie ubioru, tembru głosu czy chodu. Nie zakłada, że jeśli sypia z wieloma, to ze wszystkimi. Że jeśli nosi dekolt, to jest chętna. Nie wymaga, by była dziwką i świętą jednocześnie.

Można odnieść wrażenie, że doskonale swoją bohaterkę rozumie Maria Dębska, aktorka młoda, ale zdecydowana w poglądach i mówiąca głośno o swoim braku akceptacji dla seksizmu w filmowej branży. Wysoce prawdopodobne, że i na nią ten czy ów spojrzał jak na obiekt seksualny. Ale Dębska nie przyjmuje owych spojrzeń w milczeniu i tę odwagę przekazuje swojej Kalinie. Główna bohaterka nie baczy na społeczne oczekiwania czy definicje kobiecości. Klnie jak szewc, bo lubi. Kiedy myśli „nie” – mówi „nie”. Oczywiście czasem jest jej przykro, miewa poczucie niesprawiedliwości, bywa zraniona. Ale nie opuszcza głowy, tylko odpala nieodłącznego papierosa i idzie naprzód.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Bo we mnie jest seks”: Jedyna taka Kalina
Proszę czekać..
Zamknij