Na wiosnę słynąca z wysokiej jakości dzianin marka Brunello Cucinelli otwiera flagowy butik w Warszawie. Zanim to nastąpi, odwiedzamy projektanta w jego włoskim domu.
Urodził się w 1953 roku na umbryjskiej wsi, w domu bez bieżącej wody i elektryczności. Kiedy miał 15 lat, ojciec rolnik postanowił przenieść się z rodziną na przedmieścia i zatrudnić w fabryce, gdzie z pana własnego skrawka ziemi został sprowadzony do roli trybiku w maszynie. Obserwacja tej przemiany stała się dla syna nie tyle zaczynem świadomości klasowej, ile przyczynkiem do rozważań o tym, czym praca w ogóle różni się od pracy godnej. Nie poszedł w ślady ojca. Zdecydował się studiować inżynierię, ale jej nie skończył, bo wciągnęły go kawiarniane dyskusje i lektury tekstów klasycznych filozofów podejmowane na własną rękę.
Nieoczekiwanym zwrotem zakończyła się też inna decyzja niezbyt zasobnego młodzika: kilkanaście kaszmirowych swetrów zafarbował na śmiałe kolory w miejscowej farbiarni i ruszył do Mediolanu poszukać na nie klientów. Coś, co dziś uznalibyśmy za desperację, wówczas nie śniło się nikomu, bo kaszmir występował wyłącznie w naturalnych odcieniach, od kości słoniowej do szarości. Pardon, właściwie przyśniło się wcześniej tylko raz – Luciano Benettonowi, który wykonał ten sam ruch z dzianiną z wełny szetlandzkiej. I wygrał.
Los sprzyjał też Brunellowi – do Solomeo wracał już z zamówieniem na pierwsze kilkaset sztuk. Strzałem w dziesiątkę okazała się również sprzedaż kaszmirów na rynek niemiecki, który, jak słusznie kalkulował adept biznesu, lubi dobre rzemiosło i płaci sowicie. Tak w 1978 roku narodziło się przedsiębiorstwo, które przez kilkanaście kolejnych lat skupiało się wyłącznie na dzianinie dla kobiet, by w latach 90. dołożyć linię męską i przejść daleko idącą metamorfozę: od krzykliwych kolorów do stonowanej elegancji made in Italy, która bezbłędnie komunikuje majętność i luksus. W nowe milenium firma weszła wzbogacona jeszcze o linie dodatków i butów, kolekcje dziecięce i wnętrzarskie. Wszystkie w duchu szlachetnego rzemiosła i dyskretnej elegancji, z naturalnych włókien: kaszmiru i jedwabiu, surowej bawełny, alpaki i moheru.
Największe zaciekawienie budzi jednak sposób, w jaki Brunello prowadzi rodzinną firmę. W autobiografii „Il Sogno di Solomeo” (wydanej w 2018 roku) nazwał tę ideę humanistycznym kapitalizmem. Sprowadza się ona do bycia „strażnikiem, nie właścicielem” swojego miejsca na ziemi i oddawania społeczności tego, co się od niej, nawet metaforycznie, otrzymało. To dlatego notowana na włoskiej giełdzie firma Brunello Cucinelli SpA ma siedzibę w Solomeo, które według ostatniego spisu liczy 436 dusz. Zatrudnia jedynie lokalnych umbryjskich rzemieślników, szyje wyłącznie we Włoszech. To dlatego w dawnym budynku firmy, tzw. zameczku, dziś mieści się szkoła rzemiosła dla młodzieży z regionu, gdzie pod okiem mistrzów terminuje kilkanaścioro uczniów, mających potem gwarantowany angaż w fabryce Brunella. Pracuje się w niej zresztą tylko do 17:30 z półtoragodzinną przerwą na lunch, potem panuje oficjalny zakaz komunikacji w sprawach firmowych aż do rana (tak samo jak w weekendy). To dlatego pracownicy zarabiają 20 procent więcej niż na porównywalnych stanowiskach w innych fabrykach dziewiarskich.
Cały tekst można przeczytać w lutowym wydaniu „Vogue Polska”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.