Paloma Elsesser, bohaterka okładki marcowego wydania „Vogue Polska”, tylko w ostatnim sezonie wzięła udział w pokazach Fendi i Salvatore Ferragamo. Za obydwoma stał ten sam casting director, który sprawił, że wiosenny pokaz Versace przejdzie do historii ze względu na dobór modelek. Zmiany, które dzieją się w modzie to między innymi zasługa casting directorów. W magazynie opisujemy ich pracę, a w ramach „Vogue Festiwalu” porozmawiamy z Piotrem Chamerem, jedynym Polakiem w światowej czołówce szefów castingów. Rozmowę Instagramie „Vogue Polska” poprowadzi Karolina Gruszecka. Już dziś, w piątek, 5 marca o godz. 16. Bądźcie koniecznie.
Mediolan, 25 września 2020. Dziennikarze, styliści i klienci czekają na pokaz Versace. Tym razem w domu lub w biurze, pochyleni nad ekranami komputerów i telefonów, a to nie koniec zmian – kolejne będą na wybiegu. Scenografia podwodnego świata, strumienie wody w tle. Pokaz otwiera Mica Argañaraz, za nią podążają kolejne modelki i modele, reprezentujący prawie każdy typ etniczności. Wśród nich Jill Kortleve i Precious Lee – ikony mody w rozmiarze 40 lub większym. Dla marki, która do tej pory promowała długonogie, jasnowłose modelki w rozmiarach 34-36 to rewolucja. Dla świata mody – kolejny ważny krok w zmianie, która dzieje się od kilku lat.
Jeszcze w sezonie wiosna-lato 2015 roku zaledwie kilkanaście procent modelek i modeli na głównych światowych wybiegach reprezentowało inny niż biały, tak zwany kaukaski, typ urody, a modelki 40+ (chodzi o rozmiar i wiek) były ewenementem. W 2020 roku widać różnicę. Według przygotowywanego co sezon raportu forum The Fashion Spot w Mediolanie, Paryżu, Nowym Jorku i Londynie ponad 40 procent osób biorących udział w pokazach stanowiły te o innym niż biały odcieniu skóry. Jeśli chodzi o wiek, tożsamość płciową czy typ sylwetki z różnorodnością jest dużo gorzej. Modelki większe i starsze (niż 50 lat) to nie więcej niż jeden procent wszystkich zatrudnianych na najważniejszych pokazach. Modele i modelki transgenderowi – nieco ponad jeden procent.
Mimo wszystko to postęp wobec sytuacji sprzed zaledwie dekady. Skąd ta zmiana? Bez wątpienia przysłużyły się media społecznościowe – pozwoliły pokazać się osobom o różnych rodzajach urody i markom, w których DNA wpisana jest inkluzywność. Akcje i protesty, jak #MeToo czy Black Lives Matter sprawiają, że ewoluuje świadomość. Przez świat przetacza się rewolucja obyczajowa, na którą moda nie może być głucha. O to, by zmiana była widoczna, dbają szefowie castingów.
Kim są casting directorzy?
Jeśli zawód casting directora przypisano by do jakiegoś miejsca, byłby to samolot między Londynem a Nowym Jorkiem. Teraz oczywiście rzadziej, ale przed pandemią to tę trasę pokonywali najczęściej w poszukiwaniu swojej drogi w świecie mody. Drogi, która pozwala im wreszcie mieć wpływ na różnorodność na wybiegach i w kampaniach największych marek i projektantów.
W hierarchii świata mody szefowie castingów plasują się gdzieś pomiędzy projektantem, modelką a odbiorcami. Od domu mody dostają wizję kampanii i muszą zrealizować ją tak, by – nie przecząc twórcom – podobała się konsumentom. Czołowi w każdym sezonie przygotowują dla klientów propozycje kilkuset modelek i modeli, z których ci wybierają około 40 do pokazów i kilkoro do kampanii i lookbooków.
Najważniejsi w branży
Anita Bitton, obecnie właścicielka The Establishment New York, jednej z czołowych agencji zajmujących się obsadzaniem modelek i modeli, dzieciństwo spędziła w południowym Londynie. Na początku lat 80. – miała wtedy dziesięć lat – pozowała do lookbooków i katalogów butiku twórczyni słynnej Biby, Barbary Hulanicki – Mini Rock. Praca modelki pozwoliła jej nasiąknąć modą i muzyką, które były motorem napędowym całej kultury wizualnej. Londyn – tygiel kreatywności – był też świetnym miejscem do nawiązywania znajomości. To tam dorastała przyszła elita światowej mody. Bitton świetnie czuła się w pracy przy sesjach, pomagała między innymi aktualnemu redaktorowi naczelnemu brytyjskiego „Vogue’a” – Edwardowi Enninfulowi, który wówczas był stylistą. Po jakimś czasie zatrudniła się jako asystentka, a potem bookerka w agencji modelek w Nowym Jorku. Od tej pory wykorzystywała zdolności organizacyjne, dobre oko i znajomość branży do budowania karier swoich podopiecznych. Podróże, przyjaźnie z modelkami i modelami, życie w centrum światowej mody oraz dobre zarobki, które się z tym wiązały, okazały się satysfakcjonujące tylko na kilka lat. Zrozumiała, że najbardziej lubi łączyć pracę z modelkami z pracą z klientami i założyła własną agencję.
W podobnym czasie, pod koniec lat 2000., pierwsze kroki w świecie castingów stawiał Piergiorgio Del Moro, dziś odpowiedzialny za obsadę pokazów Fendi, Louis Vuitton czy Versace. We Włoszech studiował prawo, ale angażował się w pomoc przy produkcjach sesji i pokazów mody. Tak jak Anita Bitton pojechał do Nowego Jorku. Tam pracował dla wielu edycji „Vogue’a”, stamtąd organizował castingi do pokazów we wszystkich stolicach mody. Wreszcie rozkręcił agencję DM Casting.
Bitton i Del Moro dołączyli do rosnącej w siłę nowojorskiej elity osób odpowiedzialnych za castingi, do której już należały między innymi Ashley Brokaw i związana z KCD Michelle Lee. To ta czwórka zrobi rewolucję w modelingu.
Kto stoi za zmianą?
Od przełomu lat 80. i 90., czyli ery supermodelek, świat mody nie szukał mocnych osobowości. Owszem, zdarzyła się Kate Moss, jedyna w swoim rodzaju. Russell Marsh, który przez kilkanaście lat zajmował się castingami dla Prady, wypromował Larę Stone, Sashę Pivovarową czy Gemmę Ward. Jednak szefowie castingów raczej spełniali życzenia domów mody i projektantów, niż realnie wpływali na kształt branży. W pokazach i kampaniach z przełomu XX i XXI wieku widać fale kolejnych nacji, które co dwa-trzy lata dzierżyły prym na wybiegach. Były wśród nich Brazylijki, Belgijki, Rosjanki, Polki. Pojawiła się silna grupa Amerykanek. Dziewczyny wpisywały się w konkretny kanon urody – długonogiej, chudej, zazwyczaj jasnowłosej piękności o jasnym odcieniu skóry. Żeby coś mogło się zmienić, musieli pojawić się doradcy, którzy zestawili oczekiwania klientów ze zmianami w świecie. Dla mody oznacza to początek transformacji od ekskluzywności do inkluzywności, przynajmniej w kontekście twarzy widzianych na wybiegach i w kampaniach.
* Dalszy ciąg tekstu Szymona Machnikowskiego „Robią różnicę” w marcowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i tutaj.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.