W internecie zawrzało. „To nie Celine, to Saint Laurent!” – komentowano debiut Hediego Slimane’a. Projektant rozpoczął nowy rozdział w historii domu mody Celine. I nie chodzi już tylko o brak akcentu nad „e”.
Kiedy w styczniu ogłoszono, że Hedi Slimane zastąpi Phoebe Philo, świat mody zawrzał. Znany z totalnych rewolucji, które przeprowadził w Saint Laurent i Dior Homme, oraz mocnej rockowej estetyki w stylu lat 80. zupełnie nie pasował do minimalizmu oferowanego przez projektantkę w ostatniej dekadzie.
Zaczęło się od usunięcia wszystkich postów z instagramowego konta marki. Na oficjalnej stronie Celine rozpoczęło się wielkie odliczanie, a chwilę potem ogłoszono powrót do logo z lat 60., czyli bez akcentu nad „e”. Potem sprawy potoczyły się już lawinowo. Pierwsze zapowiedzi kolekcji łudząco przypominały te z 2012 roku, gdy projektant obejmował stanowisko dyrektora kreatywnego w Saint Laurent. Pierwszy model torebki zaprezentowany przez Lady Gagę wyglądał z kolei jak podrasowana Birkin Bag. Oliwy do ognia dolał wywiad, którego projektant udzielił na kilka dni przed swoim debiutanckim pokazem francuskiemu „Le Figaro”. Wyraźnie zaznaczył w nim, że szanuje wizję uwielbianej przez miliony kobiet Phoebe Philo, ale w żadnym wypadku nie zamierza jej kontynuować. Teraz to jest jego podwórko.
I tak w centrum Paryża, tuż przed Hôtel des Invalides, Slimane zbudował wielką, czarną przestrzeń z neonowym logo Celine. Dwóch bębniarzy z Gwardii Republikańskiej ubranych w odświętne mundury zaanonsowało początek pokazu. Gościom ukazała się złożona z setek luster konstrukcja. Z jej wnętrza wyłoniła się pierwsza modelka ubrana w czarną, krótką sukienkę w białe grochy z ogromnymi bufiastymi rękawami. Tuż za nią podążał model w dopasowanym wełnianym garniturze, koszuli w paski i czarnym krawacie.
Slimane zaprezentował 96 sylwetek i udowodnił, że jego wizja klubowej młodości dalej ma ogromny wpływ na jego twórczość. Kolekcja zatytułowana „Paris La Nuit” („Paryż nocą”) to propozycja do noszenia po godzinach. Daleko jej do eleganckiego minimalizmu, do którego przez ostatnie dziesięć lat przyzwyczaiła nas Phoebe Philo. Na wybiegu królowała czerń w wersji super skinny i super mini. Błyszczące, bufiaste sukienki z dużymi ramionami przywodziły na myśl sylwetki w stylu lat 80. i bardzo wyraźnie nawiązywały do ostatniej kolekcji Slimane’a dla Saint Laurent. Cekinowe mini w kolorze złota, szmaragdu i czerwieni zestawione zostały z botkami, na wybiegu pojawiły się także mocno dopasowane garnitury i spodnie oraz skórzane ramoneski. Wizja i duch Phoebe zniknęły w mgnieniu oka. Dorosłą kobietę zastąpiła młodsza o pokolenie imprezowiczka.
Nowością była męską linia Celine, której Slimane poświęcił tyle samo miejsca, co projektom damskim, zaznaczając jednocześnie, że wszystkie prezentowane modele są uniseksowe, a więc oferowane także dla kobiet. Długo oczekiwane projekty dla chłopaków to odpowiedź na rosnący popyt w modzie męskiej. Teraz streetwear w wykonaniu Virgila Abloha w Louis Vuitton i Kima Jonesa w Dior Homme ma konkurencję w postaci wytaliowanych marynarek i obcisłych spodni.
Ważną częścią kolekcji były dodatki. Obok modeli torebek „16” i „c” pojawiły się fascynatory, do stworzenia których projektanta zainspirowały lata spędzone w klubach takich jak The Palace i The Bains Douche. To wersja zdecydowanie bardziej imprezowa i rockowa niż nakrycia głowy widziane podczas Royal Ascot. Okulary przeciwsłoneczne z błyszczącymi detalami, czarne botki w kowbojskim stylu na ściętym obcasie i czerwone półbuty – wszystko po to, żeby wykonać ogłoszone w styczniu przez Bernarda Arnoult plany. Właściciel LVMH ogłosił, że chce aby zyski Celine w przeciągu pięciu lat pracy Hediego Slimane’a wzrosły dwu- lub trzykrotnie, a dodatki będą najszybszym sposobem na osiągnięcie tego celu.
W Saint Laurent i Dior Homme projektant udowodnił, że jest mistrzem w swojej estetyce, którą teraz z powodzeniem kontynuuje Anthony Vaccarello. Dlaczego więc w Celine nie postawić przed sobą wyzwania i spróbować zrobić coś nowego? Z poszanowaniem nie tylko dziedzictwa marki, ale również rzeszy fanów, którzy długo jeszcze będą opłakiwać zaprezentowaną wczoraj kolekcję. Phoebe Philo projektowała dla wszystkich kobiet. Hedi projektuje dla jednej konkretnej kobiety.
Nadzieja w tym, że inni gracze na rynku szybko odkryją lukę. I wypełnią pustkę po Philo. Wystarczy przypomnieć sobie ostatnie kolekcje Victorii Beckham czy Jil Sander. Philomaniaczki nie zostaną same.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.