Chłopaki też płaczą. Mężczyźni już wiedzą, że nie muszą zawsze być silni
Choć nie raz widzieliśmy go we łzach, płacz Cristiana Ronaldo na mistrzostwach Europy wywołał lawinę komentarzy. Portugalski napastnik zapoczątkował swoim emocjonalnym wybuchem dyskusję o prawie mężczyzn do okazywania uczuć. Tym razem jednak liczba tych, którzy go bronią, wydaje się większa od liczby tych, którzy go wyśmiewają. Nadchodzi zmiana?
Mistrzostwa Europy w piłce nożnej 2024 dostarczyły widzom nie tylko sportowych emocji. Głośno zrobiło się o obscenicznym geście Jude’a Bellinghama, wypowiedziach politycznych Kyliana Mbappé oraz o płaczu Ronalda po nieudanym rzucie karnym. Ten ostatni temat najbardziej rozgrzał social media, a głosy krytyki popłynęły w kierunku tych, którzy… okrzyknęli zachowanie portugalskiego gwiazdora niemęskim. Warto przypomnieć, że w 2004 roku 19-letni wówczas napastnik także zalał się łzami, gdy jego drużyna odpadła z Euro, i wtedy obserwatorzy nie mieli litości dla reakcji piłkarza.
Co zmieniło się na przestrzeni dwóch dekad? Przede wszystkim nasze spojrzenie na uczuciowość mężczyzn. Świadomość, że depresja jest wszechobecna, a samobójcy to w zdecydowanej większości mężczyźni, każe zweryfikować podejście do publicznego okazywania przez nich uczuć. Właśnie tłamszenie emocji prowadzi często do tragedii. – Płacz jest ekspresją tego, jak się czujemy. Dobrze jest mieć na tyle silne poczucie bezpieczeństwa, by pozwolić sobie na ujawnienie własnych uczuć – mówi psychoterapeuta Jan Borowicz. – To, że męskie łzy budzą skrajne emocje, wynika z pewnością z naszych uwarunkowań i sposobu wychowania. Ci, których uczono, że łzy są domeną kobiet lub oznaką nieradzenia sobie w życiu, tak właśnie będą je odbierać – dodaje. Patriarchat wyrządził wiele zła nie tylko kobietom, lecz także mężczyznom. Sztywne rozgraniczenie dozwolonych zachowań i podział obowiązków ze względu na płeć skutkują utrwaleniem krzywdzących stereotypów. Widok znanych mężczyzn, którzy nie wstydzą się łez, z pewnością może przyspieszyć zmianę w tym obszarze.
Oscarowe łzy Joaquina Phoenixa
Co ciekawe, tych, którzy szydzą z łez sportowca, nie bawi wzruszenie aktorów czy piosenkarzy. Joaquin Phoenix, odbierając Oscara za rolę Jokera w 2019 roku, był niezwykle poruszony. Zamiast wymienienia osób, którym dziękuje, Joaquin wygłosił ze łzami w oczach mowę o tym, że w pracy aktora ważna jest dla niego możliwość stania się głosem tych, którzy głosu nie mają, a walka o prawa wszelkich mniejszości jest w istocie walką o sprawiedliwość. Apelował o zmianę wygodnych nawyków w imię dobra planety. Wreszcie wyznał, że sam wielokrotnie był łotrem i osobą trudną we współpracy, która jednak dostała drugą szansę. Łamiącym się głosem zakończył przemowę, cytując młodzieńczy wiersz zmarłego brata: – Biegnij na ratunek z miłością, a pokój podąży za tobą.
Wystąpienie aktora, którego niełatwy życiorys jest powszechnie znany, nagrodzono gorącymi brawami. Jego rodzice należeli do sekty, w której Joaquin z czwórką rodzeństwa spędził pierwsze lata życia. River, najstarszy z nich, miał doświadczyć tam molestowania seksualnego – być może spotkało to także jego młodszego brata. Kiedy rodzice opuścili sektę, dzieci trafiły do świata show-biznesu. Joaquin po kilku latach wycofał się z aktorstwa, jednak ponownie znalazł się w centrum zainteresowania, kiedy w 1993 roku stał się świadkiem śmierci Rivera. Dramatyczne nagranie, na którym słychać, jak Joaquin dzwoni po pomoc, obiegło cały świat. Aktor żył w cieniu tej tragedii, zmagał się z własnymi demonami i uzależnieniem od alkoholu. Ci, którzy widzieli go w trakcie pracy, mówią, że chowanie się za rolą jest czymś, co przychodzi Joaquinowi łatwiej niż bycie sobą, jednak odbierając Oscara, pokazał swoje prawdziwe emocje i poruszył tym ludzi.
Polityk, który nie krył wzruszenia
W czasie trwających osiem lat rządów Barack Obama płakał publicznie aż siedmiokrotnie. W kilku przypadkach jego emocje wiązały się ze śmiercią i pogrzebami osób mu bliskich czy wybitnych polityków. Za najbardziej pamiętne uznaje się wystąpienie z 2016 roku na temat zmiany przepisów dotyczących broni w USA. – Za każdym razem, kiedy myślę o tych dzieciach, czuję wściekłość – mówił Obama, nawiązując do ofiar masakry w szkole podstawowej Sandy Hook w Newtown z 2012 roku. Adam Lanza zastrzelił wtedy 20 dzieci i 6 nauczycielek, po czym popełnił samobójstwo. Prezydent USA, składając kondolencje rodzinom ofiar, nie krył łez. – Mogę mieć tylko nadzieję, że pomoże wam to, że nie jesteście sami w swojej rozpaczy – mówił.
Wystąpienie z 2012 roku komentatorzy polityczni i historycy uznali za rewolucyjne. – To największe emocje, jakie amerykański prezydent kiedykolwiek pokazał przed kamerą – mówił Jerald Podair, profesor historii z Lawrence University w Wisconsin. Nowy styl prezydentury analizowano przez pryzmat pochodzenia Obamy: nie był to kolejny przywódca ukształtowany przez środowisko białych protestantów, dla których trzymanie uczuć na wodzy jest cnotą, ale wywodził się z tradycji afroamerykańskiej, w której zachęca się do publicznego dzielenia się emocjami. W 2015 roku w wywiadzie dla BBC Obama uznał brak zmian w prawie dotyczącym dostępu do broni za swoją największą porażkę. Kiedy więc w kolejnym roku ustanowiono nowe prawo, jego łzy były jak najbardziej uzasadnione. I – co warto dodać – pozytywnie wpłynęły na obraz polityka. – Przykład ten dowodzi, jak zmienne są kulturowe normy dotyczące emocji – komentuje Jan Borowicz. – Pokazuje też, że płaczemy z bardzo wielu powodów: nie tylko ze smutku, żalu i rozpaczy, lecz także z wściekłości, bezsilności, radości, rozczarowania, ze wzruszenia czy zmęczenia. A czasem i dlatego, że tak dużo czujemy, iż tylko to pozostaje.
Płacz ze szczęścia Pharrella Williamsa i Ke Huy Quana
„Happy” to bez wątpienia jedna z piosenek, którą należy dodać do playlisty na poprawę humoru. Wielki hit Pharrella Williamsa z 2013 roku był najczęściej odtwarzanym utworem drugiej dekady XXI wieku. Na YouTubie pojawiły się setki wersji teledysków, ukazujących młodszych i starszych ludzi z różnych krajów tańczących do utworu. – To było jak wielkie bum! – tak zamieszanie, jakie wywołał hit, komentował Pharrell w rozmowie z Oprah Winfrey. – Nie wiedziałem, co się dzieje, ludzie zaczęli nagrywać swoje filmy, to już nie jest tylko moja piosenka – mówił. Oprah zaprezentowała mu jeden z takich teledysków. Po jego obejrzeniu Pharrell zasłonił oczy dłonią, przez dłuższą chwilę nie był w stanie mówić. – To przytłaczające, bo robię to, co kocham. Tak wielu ludzi wierzyło we mnie tak długo, że doszedłem tu, gdzie jestem, i mogę czuć to, co czuję – powiedział w końcu. A komentarze? Piosenkarza uznano za jednego z nielicznych, którzy potrafią odczuwać wdzięczność przy jednoczesnym zachowaniu pokory.
– Ja często płaczę – mówi z rozbrajającą szczerością gwiazdor, który – co zdarza się rzadko – dostał drugą szansę w Hollywood i umiejętnie ją wykorzystał. Ke Huy Quan, który zagrał w „Indianie Jonesie i Świątyni Zagłady” u boku Harrisona Forda oraz w kultowym „Goonies”, musiał pożegnać się z aktorstwem, ponieważ na przełomie lat 80. i 90. w Hollywood nie było wielu ról dla Azjatów. Ke pracował więc za kamerą. Zajmował się układaniem choreografii walk do takich hitów jak X-Men, grywał epizody. W końcu spełniło się jego marzenie. – Zadzwonił telefon i usłyszałem: Chcemy cię! – tak opisuje moment otrzymania roli w hicie kinowym „Wszystko wszędzie naraz”. Po radości przyszły wątpliwości: – Nie miałem 20 lat. Nie byłem po trzydziestce. Miałem 49 lat, kiedy podjąłem decyzję o powrocie. Przestraszyło mnie to. Ale myśl o tym, że mógłbym żałować, że nie spróbowałem, przeraziła mnie jeszcze bardziej.
Odbierając Oscara za rolę we „Wszystko wszędzie naraz”, aktor zaraził swoim wzruszeniem publiczność. Łzy pojawiły się w jego oczach już w chwili, gdy usłyszał, że został laureatem. Zanim doszedł na scenę, płakała z nim spora część widowni, która zgotowała mu owację na stojąco. Quan podzielił się swoją historią: – Moja podróż zaczęła się na łodzi, spędziłem rok w obozie dla uchodźców i nagle wylądowałem na największej scenie w Hollywood. Mówią, że takie rzeczy zdarzają się tylko w kinie, a mnie przytrafiło się to naprawdę. Pamiętajcie, by wierzyć w swoje marzenia.
Łzy aktora przysporzyły mu wielu sympatyków. Dlaczego więc łzy Cristiana Ronaldo naraziły go na hejterskie komentarze? Być może chodzi o kolejny stereotyp, jakim jest postrzeganie sportowców jako silnych i twardych. – Na pewno sportowcy mają trudniejsze zadanie w przełamywaniu ról płciowych niż artyści, którym społecznie pozwala się na więcej swobody. Dobrze, że pojawia się możliwość publicznego ujawnienia uczuć, które świadczą o wrażliwości, delikatności czy zranieniu. Uczucia w końcu nie mają płci – mówi Borowicz.
Na szczęście nasza mentalność się zmienia i już dziś płacz piłkarza także przestaje śmieszyć. Przeciwnie: budzi zrozumienie. Do głosu dochodzi pokolenie wychowywane w inny sposób i to ono może dokonać zmian. Jeśli potrafimy konfrontować się z tym, co czujemy, i zastanawiać się nad własnymi emocjami, nie będziemy negatywnie oceniać płaczu innych – konkluduje Jan Borowicz.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.