Głośne „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak wciąż wywołują rozmowy czytelników na temat ich relacji rodzinnych, wiejskiego życia babek i prababek, o którym dotąd tak mało się mówiło. – Jesteśmy w momencie, kiedy wiele kobiet ma dość, chce się uwolnić od obciążeń i powinności nakładanych na ich ramiona – mówi autorka książki. Nowa ekranizacja „Chłopów”, polski kandydat do Oscara, też jest opowieścią o losie kobiet w patriarchalnym świecie. Nowa ludowa historia Polski mówi o nas więcej, niż mogliśmy się spodziewać.
Jagna, w śnieżnobiałej koszuli z czerwoną obwódką, z modrą chustką na głowie, z wyraźnie podkreślonymi makijażem karminowymi ustami, leży na polu, patrzy w niebo. Przypomina postać z „Babiego lata” Chełmońskiego, ale w wersji bardziej nasyconej kolorami. Marzy, by można było chwycić za chmury, żeby, jak mówi Antkowi, „we świat polecieć”. Daleki świat nie jest dla niej, o czym wiemy, ale ten w animowanej ekranizacji „Chłopów”, pełnej malarskich cytatów, uwodzi intensywnymi barwami, łagodnym światłem, zdobnymi strojami.
Sztuczność tych obrazków w jednej ze scen zauważają sami twórcy filmu. Być może w ten sposób, niezależnie od fabularnego znaczenia tego fragmentu, podkreślają, jak bardzo pocztówkowe są powszechne współczesne wyobrażenia wsi, jak niewygodnie jest widzieć wiejską szarość, brud, biedę.
Do animowanych „Chłopów” powstało 40 tys. obrazów, pracowała nad tym ponad setka malarzy, a 24 płótna prezentowane są na wystawie „Malowani Chłopi” w warszawskiej Hali Koszyki. Jednocześnie zostały wystawione na sprzedaż. Jagna patrząca w niebo kosztuje 2 tys. euro, najtańsze prace można kupić za 500 euro. Organizatorzy zachęcają do publikowania na Instagramie zdjęć ze swoimi ulubionymi obrazami oraz oznaczania profilu filmu. Ekspozycja jest czynna do dnia przed wejściem „Chłopów” na ekrany polskich kin. Zdecydowanie więc produkcja, która jest już dobrze oceniana na świecie i której brytyjska premiera odbędzie się na Londyńskim Festiwalu Filmowym, nie tylko ma doskonałą promocję, ale też istnieje w głównym nurcie kultury popularnej.
Dzięki temu powieść Reymonta zyskała nowe grono fanów. Wiele czytelniczek i czytelników wraca do niej po latach, docenia bardziej niż kiedyś, niektórzy mówią, że jest kultowa, a często też zauważają, że tytuł mógłby brzmieć „Chłopki”. Tuż przed premierą animacji ukaże się nowe wydanie książki, z kadrami z filmu jako ilustracjami.
„Znachor”: Silne głosy kobiet na wsi
Ale Reymontowskie Lipce nie są jedyną literacką wsią, która na nowo zyskała sławę. „A gdyby tak wybrać się do Radoliszek?” – można było przeczytać w instagramowej relacji platformy Netflix, co po premierze „Znachora” Michała Gazdy wydaje się kuszącą propozycją. Nastrój miejsca akcji filmu na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza odtworzono w centrum Warszawy, przy Dworcu Centralnym. Jest tam skrawek pola, na nim dojrzałe żyto, łąkowe kwiaty, są beczki i kosze z jabłkami, grabie, kosa, inne rolnicze narzędzia, a nawet mostek wśród szuwarów i dwie łódki. Można usiąść na małej ławce przy piaszczystej dróżce, a na drewnianym ogrodzeniu przeczytać: „Przechodząc przez Radoliszki, nie spiesz się. Weź głęboki oddech. Zamknij oczy. Zrozumiesz, dlaczego Antoni Kosiba odnalazł tam ukojenie w swojej wędrówce”.
Produkcja Netflixa sprawnie buduje sielską atmosferę, jest dobrym romansem, ale przede wszystkim opowieścią, w której zaznaczono relacje chłopów z rodziną dziedzica, ludźmi z miasta, bywalcami miejscowej karczmy, prowadzonej przez Żyda. Postaciami ważnymi na równi z głównym bohaterem są tu kobiety, które nie chcą, by je wydawano w zamian za konia czy morgi. Pewna siebie, cierpliwa właścicielka młyna Zośka, postać z drugiego planu w ekranizacji Jerzego Hoffmana z 1982 roku, w nowym „Znachorze” jest osobą o wielkiej sprawczej sile. A młoda Marysia, zanim zakocha się w hrabiczu, wykrzykuje do niego ze złością, żeby zamówił u swojego krawca z Mediolanu „portki, w których nie będzie się bał wejść do wiejskiej chałupy”.
I w „Chłopach”, i w „Znachorze” głosy kobiet wybrzmiewają również w muzyce
Łukasz „L.U.C.” Rostkowski, twórca ścieżki dźwiękowej do animacji według Reymonta, zaprosił do współpracy między innymi Laboratorium Pieśni, Marię Pomianowską, Karolinę Skrzyńską. W „Znachorze” słyszymy kobiecy band SVAHY, który w kompozycjach napisanych do filmu nawiązuje do tradycyjnych pieśni z Kujaw. Te utwory przypominają też, że ludowa historia Polski, zanim zaistniała w szerokim odbiorze dzięki książkom, rozwijała się w muzyce. Płyta „Gore – Pieśni buntu i niedoli XVI-XX w.” zespołu R.U.T.A., z tekstami o niewolniczym życiu chłopów, ukazała się w 2011 roku, promował ją teledysk do utworu „Z batogami na panów”. Kobiece trio Sutari, grające teraz w „Chłopach”, od ponad 20 lat tworzy własne aranżacje tradycyjnych polskich pieśni, a podczas koncertów mówi o pozycji kobiet w dawnych wiejskich społecznościach.
„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak: Książka, która porusza
Mimo niekrótkiej już obecności w kulturze popularnej tematu pańszczyzny, chłopskiego zniewolenia, mimo spektakli teatralnych oraz książek, których bohaterem jest Jakub Szela, mimo powieści Wita Szostaka, Radka Raka, napisanych przez badaczy pozycji takich jak „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego czy „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, nie było dotąd tytułu, który wywołałby tak wielkie emocjonalne poruszenie, jak „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak.
Na dyskusje związane z tą książką, również biletowane, przychodzą setki czytelniczek i czytelników. Kalendarz autorki wypełniony jest planami spotkań na kolejne miesiące, a wciąż zgłaszają się nowe miejsca, które chcą ją zaprosić.
Pisarka mówi, że ta popularność jest zjawiskiem, które zaistniało trochę obok znanego dotąd nurtu publikacji opowiadających ludową historię Polski. – Mam wrażenie, że po moją książkę sięgnęli trochę inni odbiorcy i odbiorczynie niż czytelnicy na przykład Adama Leszczyńskiego czy Kacpra Pobłockiego. Moimi czytelniczkami są głównie kobiety, starające się zrozumieć mechanizmy, które funkcjonują w ich rodzinach, chcące coś zmienić. Mówią, że ta opowieść ma dla nich charakter terapeutyczny, tożsamościowy. Ze spotkań autorskich wnioskuję, że duża część czytających moją książkę dowiedziała się o niej pocztą pantoflową, od koleżanki, przyjaciółki, ciotki, która powiedziała na przykład: „Przeczytaj, dużo zrozumiesz”. Jest też spora grupa starszych czytelniczek i czytelników, która mówi: „Ta książka to hołd dla naszych zahartowanych matek i babć. W końcu mogły się wygadać”.
Po lekturze czytelnicy chcą dzielić się swoimi rodzinnymi doświadczeniami, rozmawiać o nich. – Czasem mówią, że ta książka ich zmienia albo zmieniła. Najbardziej poruszyła mnie wiadomość, którą przeczytałam w internecie, jej adresatką nie byłam ja, ale matka, nieżyjąca już, jak się domyślam. Czytelniczka napisała: „Mamo, teraz rozumiem, wybaczam”.
Dostaję podziękowania za zrozumienie własnej historii. Cieszą mnie informacje, że ludzie czytają książkę całymi rodzinami, co uruchamia rozmowy. Kobiety mają nadzieję, że dzięki tej lekturze ich relacje ulegną poprawie. Że będzie w rodzinie więcej zrozumienia. Dostałam podziękowania, pisane przez wnuczkę w imieniu babci, która ma dziewięćdziesiąt kilka lat. Babcia, wdzięczna za opowiedzenie tej historii, prosiła, żeby napisać. Ci ludzie mają poczucie, że coś dostali – mówi Kuciel-Frydryszak.
O powód popularności „Chłopek” zapytałam dr Katarzynę Growiec, psycholożkę zajmującą się psychologią makrostruktur społecznych. – Książka prawdopodobnie zaspokoiła potrzebę Polek, by zdobyć wiedzę o losach i warunkach życia ich przodkiń, które mieszkały na wsi. To wpisuje się w postulat obecny w socjologii od kilkudziesięciu lat, że aby poznać siebie lepiej, powinniśmy we własnej biografii zobaczyć historię, odkryć, jak zostaliśmy ukształtowani na przykład przez losy rodziny – wyjaśnia.
– Pisząc tę książkę, zastanawiałam się oczywiście, jak przeszłość naszych przodkiń wpływa na nas dzisiaj, ale nie sądziłam, że potrzeba rozmowy na ten temat jest aż tak duża – mówi Kuciel-Frydryszak. – Kobiety, czytając moją książkę, zastanawiają się nad własnym, swoich babek, matek miejscem w rodzinach. Jesteśmy w momencie, kiedy wiele kobiet ma dość, chce się uwolnić od obciążeń i powinności nakładanych na ich ramiona.
Być może właśnie w tym tkwi sedno wielkiego zainteresowania historią, która tak wyraźnie pokazuje niesprawiedliwość, krzywdę, zło, z jakimi mierzymy się od pokoleń. O losie wiejskich dziewczyn Joanna Kuciel-Frydryszak opowiada od ich lat najmłodszych, gdy są niezbędne w gospodarstwie jako siła robocza, przez dorosłość, kiedy głównym celem jest zamążpójście, potem powinności małżeńskie, po dojrzałość kobiet niepotrafiących myśleć o własnych potrzebach, mówić o sobie, odpoczywać. Cytuje pamiętniki, listy, wspomnienia. Jedna z rozmówczyń tak opowiada o babce: – Niczego się człowiek nie mógł od babci dowiedzieć. Jak się pytaliśmy, to zaraz mówiła: „A co żeście takie ciekawe?”. Nie wiem, co to była za moda, że ludzie takie skryte byli i babcia też. Dla niej liczyły się tylko praca i Pan Bóg.
Ta historia jest opowieścią o wyrwaniu się ze wsi, ułożeniu nowego życia na emigracji. Ale większość bohaterek książki musi przystosować się do tego, co zostało im dane, a raczej zaakceptować, że tak mało mogą mieć. Kuciel-Frydryszak nie wybiera języka chłodnego, zdystansowanego, często nie ukrywa własnych odczuć. – Gdyby to była książka akademicka, nie mogłabym pozwolić sobie na taki język, jakim się posługuję. Cieszę się, że nie musiałam pisać, że folwarczne izby były w nieodpowiednim stanie, tylko mogłam powiedzieć, że to były zimne, wilgotne nory. Mogłam sobie pozwolić na taką ekspresję. Choć jednocześnie nie chciałam nadużywać tego rodzaju języka – mówi.
Opowieść o naszych babkach: Historie patriarchalnych rodzin
Psycholożka dr Katarzyna Growiec podkreśla – przypominając również o „Chamstwie” Kacpra Pobłockiego i „Pańszczyźnie. Prawdziwej historii polskiego niewolnictwa” Kamila Janickiego – jak istotne w opowieściach z tego nurtu jest uświadamianie Polakom, że w zdecydowanej większości są potomkami chłopów. – Ważne jest także wskazywanie na to, co dziś wynika dla nas z doświadczenia pańszczyzny, z masowego poczucia braku podmiotowości, nieustannego zagrożenia karą fizyczną. Z tym wiąże się na przykład niski poziom zaufania społecznego – mówi psycholożka. – Książka Joanny Kuciel-Frydryszak sięga głębiej w tkankę społeczną. Bo pokazuje, jak wyglądały relacje w patriarchalnej, autorytarnej, chłopskiej rodzinie. Przedstawia z detalami przemoc fizyczną i psychiczną w tych relacjach. Zostawia nas z pytaniami: Ile z tych relacji i przemocy zostało do dzisiaj? W jak podstępny sposób ta przemoc ciągnie się za nami? Dlaczego dzisiaj relacje w polskich rodzinach są właśnie takie, a nie inne? Dlaczego kobiety godzą się na pracę ponad siły, na milczące znoszenie upokorzeń, dlaczego wyrzekają się swoich potrzeb, zupełnie jak sto lat temu kobiety na polskiej wsi? Ta opowieść tak silnie rezonuje, bo jest przez wielu traktowana jako punkt zwrotny. Jako moment, w którym mówimy, że już wystarczy.
„Chłopki” otwierają rozmowy nie tylko wśród osób pamiętających swoich chłopskich przodków, znających ich czy pochodzących z tej klasy. – Osoby, których doświadczenia czy pochodzenie są inne, mówią mi, że pewne mechanizmy rządzące relacjami w ich rodzinach, zachowaniami bliskich, odnajdują w opowieściach o chłopkach. W życiu mojej babci korzenie ludowe odzywały się bardzo silnie, choć mieszkała już w mieście – mówi Kuciel-Frydryszak. W końcu większość kobiet w Polsce, niezależnie od pochodzenia, ma do dziś do czynienia z patriarchatem.
Gdy rozmawiamy, Joanna Kuciel-Frydryszak podkreśla, żeby mówiąc o nurcie, który nazywamy ludową historią, nie zapominać o pozycjach wydanych przed książką Adama Leszczyńskiego w 2020 roku, a napisanych przez kobiety. „Anioł w domu, mrówka w fabryce” Alicji Urbanik-Kopeć, „Służące do wszystkiego” autorki „Chłopek” ukazały się w 2018 roku, „Aleja włókniarek” Marty Madejskiej rok później. Każda z tych książek, choć dotyczyły przede wszystkim pracownic w miastach, mówiła o osobach pochodzących często właśnie z chłopstwa.
Fotografie mieszkańców wsi: Ludowa historia Polski na zdjęciach
„Nieprzezroczyste. Historia chłopskiej fotografii” Agnieszki Pajączkowskiej ukaże się jeszcze w 2023 roku, w listopadzie. Jednym z cytatów na początku tego eseju jest zdanie Radka Raka z jego „Baśni o wężowym sercu albo wtórym słowie o Jakóbie Szeli”: „Ale to są wszystko opowieści spisane potem przez panów i dla panów, bo to panowie wygrali historię i napisali ją dla siebie”.
Agnieszka Pajączkowska szuka chłopskiej historii na dawnych zdjęciach. Na zadane w jednym z archiwów pytanie, dlaczego nie ma kategorii opisującej fotografie robione przez mieszkańców wsi, słyszy odpowiedź: „Bo to, proszę pani, dla nikogo nie było ważne”. A jednak poszukiwania autorki doprowadzają ją do obrazów, które pokazują folwarczny świat, widziany oczami jego mieszkańców, nie z perspektywy kogoś od nich bogatszego, bardziej uprzywilejowanego, kogoś wolnego. Poznaje życie chłopskiej fotografki, która zarabiała, robiąc zdjęcia, choć nie chodziło jej tylko o pieniądze, lubiła to zajęcie, zależało jej na dobrych reporterskich kadrach. – Ogromnie chciałam utrwalać świat – mówi inna żyjąca kiedyś na wsi fotografka.
Tak jak istniały konkursy prasowe na pamiętniki chłopek i chłopów, do których odwołują się współcześni autorki i autorzy książek o ludowej historii, organizowano też konkursy fotograficzne. Do przysyłanych do oceny zdjęć dołączano kartki z informacjami o pracach. Ale poza wyliczaniem faktów, które zgodnie z regulaminem należało podać, takich jak daty, nazwy miejsc, nazwiska, twórcy zdjęć opisywali swoje chłopskie rodziny, często w długich listach, a te potem przez dziesiątki lat pozostawały w archiwach. Nareszcie chcemy słuchać tych historii, w końcu nie wydają nam się nieważne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.