SPIEVY z-pad mosta to chór uchodźczyń z Białorusi, które śpiewają archaiczne, ludowe pieśni, ale to także kobiecy krąg, think tank i projekt artystyczny. Rok temu pod warszawskim mostem Świętokrzyskim powstał zespół kobiet, które chcą, żeby ich głos wreszcie wybrzmiał – dosłownie i w przenośni.
Nazwały się tak, jak zaczęły: SPIEVY z-pad mosta, czyli „Śpiewy spod mostu”. Po raz pierwszy spotkały się 9 kwietnia 2023 roku. Od strony Pragi było dziko, mogły odbywać próby, nie wadząc nikomu, świetna akustyka, przyjemna zieleń dookoła, a na przęsłach grafika z lasem i zwierzętami oraz hasłem, które od razu im się spodobało: „Cała puszcza parkiem narodowym”. Miały swój symboliczny kawałek dzikości, z której wywodzą się utwory, jakich się uczyły.
Nazwę wymyśliła Karolina Polevikova – i to także ona pewnego dnia napisała do Rusi, czy nie chciałaby w Polsce poprowadzić takiego przedsięwzięcia. Poznały się jeszcze w Białorusi, Karolina robiła zdjęcia na koncertach, między innymi na występie zespołu Indiga, w którym Rusia była frontmenką.
Karolina Polevikova, która ma polskie korzenie, stała się główną siłą napędową chóru
Dziś Karolina to – obok Rusi, która odpowiada za prowadzenie chóru pod względem wokalnym, muzycznym – główna siła napędowa chóru. Można nazwać ją CEO, bo angażuje się w każdy kreatywny aspekt działania SPIEV-ów – chciałaby, żeby chór rozwijał się prężnie, ale też równomiernie – na płaszczyźnie wizualnej, lirycznej oraz strukturalnej. To duże spektrum do monitorowania, ale Karolina jest wszechstronną artystką. Pracuje z fotografią, wideo i modą, projektuje grafiki na okładki płyt. Na ubrania trafią jej kolaże i zdjęcia – najczęściej z miejskiego krajobrazu Mińska, ale jest też pole rzepaku. Bardzo lubi architekturę stołecznego placu Zwycięstwa z wielkim sloganem na budynkach: „bohaterski czyn narodu jest nieśmiertelny”. Kupuję od niej duży czarny T-shirt – z tyłu zdjęcie placu, na kołnierzu z przodu napis: „bezsmertna”, czyli nieśmiertelna.
Karolina świetnie mówi po polsku, ma polskie korzenie. Śmieje się, że kiedy starała się o wizę podkreślała, że przyjeżdża, żeby zjednoczyć się ze swoim narodem. Jej babcia jest Polką, katoliczką. Ona również dorastała jako katoliczka, chodziła w Lidzie – swoim rodzinnym mieście, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Litwą – co niedzielę do polskiego kościoła.
– Mój polski jest kościelny – śmieje się. – Dlatego nigdy nie klnę po polsku, przecież to język Jezusa. Przeklinam po rosyjsku.
Polska babcia, część rodziny litewska, część białoruska, Karolina lubi czerpać z wielu kulturowych kontekstów. Chyba najbardziej czuje się lidzianką, ostatnio wytatuowała sobie na ramieniu herb swojego miasta. Z Białorusi wyjechała w 2020 roku, po protestach, za jednym z zaprzyjaźnionych zespołów, uciekli do Ukrainy – dali jej znać, że zaczyna się robić niebezpiecznie. Jak mówi – działała na adrenalinie, w pośpiechu i nerwach – nie wiedziała, kiedy znowu spotka się ze swoją rodziną. Zamieszkała w Kijowie, ale nie zagrzała tam miejsca – ruszyła dalej, do Polski. Dziś stara się o polskie obywatelstwo.
– Tak to sobie ustawiam w głowie, że nie jestem tu obca.
Kiedy dowiedziała się, że Rusia także jest w Warszawie, pomyślała, że mogłaby i tutaj uczyć śpiewu czy emisji głosu, jak wtedy kiedy poznały się w Mińsku. Zauważyła, że wiele jej koleżanek szuka byle pretekstu, żeby się spotkać, bo w grupie zwyczajnie raźniej.
– Na początku chodziło przede wszystkim o to, żeby naładować się dawką energii do życia na emigracji, poczuć swoją siłę, sprawczość.
Tradycyjnymi pieśniami dziewczyny z chóru chciały okazać wsparcie tym, którzy zostali i walczą w kraju
Tradycyjnymi pieśniami dziewczyny chciały też okazać wsparcie tym, którzy zostali i walczą w kraju. Stąd czarne, żałobne stroje i czerwone usta, w hołdzie dla Marii Kolesnikovej, która w akcie oporu nawet w więzieniu nie przestaje podkreślać kobiecości.
Z czasem poczuły, że najważniejsza jest dla nich walka na froncie kulturowym. Zdecydowały, że SPIEVY nie będą jedynie lamentem za utraconą kulturą białoruską, ale chórem nadziei i przetrwania – będą budować białoruską diasporę na uchodźstwie. Pieśni ocalały przez stulecia – one będą pielęgnować je dalej.
– Jesteśmy otwarte na współpracę z Polakami, na tworzenie razem nowej jakości – wyjaśnia Rusia Shuma, prowadząca chór artystka, piosenkarka, kompozytorka, trenerka głosu.
Rusia opowiada, że chór to projekt zdecydowanie feministyczny, emancypacyjny.
– Mamo, musisz założyć koronę! – woła Aja, jej córeczka, która nam towarzyszy w rozmowie.
Rusia wyjaśnia, że dziś mają dzień królowej i księżniczki, więc musi wyjąć z plecaka swoje królewskie nakrycie głowy. W pewnym momencie wpada do nas Karolina i zabiera dziecko na przechadzkę. Rusia podąża za moim wzrokiem i odzywa się, jakby czytała mi w myślach:
– Nie jest łatwo być samodzielną matką na uchodźstwie. W SPIEV-ach bardzo się wspieramy, przyjaźnimy. Chcemy pokazać Ai, że ma przed sobą dobrą przyszłość.
Rusia urodziła się w niewielkim miasteczku Tsyerakhowka na południu Białorusi, w rodzinie artystów i muzyków. Od małego przysłuchiwała się dyskusjom o prozodii, synkopach i nutach. Choć dzieciństwo miała pełne sztuki, nie wspomina go dobrze – w domu doświadczyła dużo przemocy psychicznej, poczucia opuszczenia, a ojciec-perkusista był alkoholikiem. Rusia szybko dorosła i zaczęła żyć po swojemu.
– Byłam młoda, buntowałam się, śpiewałam w rockowej kapeli. Chciałam być jak Courtney Love. Ale wkrótce mnie to zmęczyło, te speluny pełne papierosowego dymu, ten ciągły rausz.
Rusia jest skromna i nie wspomina, że jako rockmanka zrobiła niemałą karierę, a w 2006 roku, w czasie gali rozdania nagród białoruskiego festiwalu Rock Coronation została wybrana „rockową księżniczką”.
Po rozwiązaniu Indigi założyła z przyjacielem zespół elektro-folkowy Shuma, który istnieje do dziś. Uczestniczyła też w wielu międzynarodowych projektach muzycznych, bazujących na etno, jazzie, muzyce klasycznej. Uczyła się, jak śpiew może stać się narzędziem terapeutycznym w leczeniu traumy, w procesie wzmacniania się, odnajdywania tożsamości. Pracowała jako terapeutka głosu i lektorka w Bielsat TV. To jej głos płynie z megafonów na dworcach w Mińsku i w Brześciu.
W końcu wyemigrowała do Kijowa, potem do Warszawy. Dziś pracuje jako tłumaczka na białoruski, ma rozmaite zlecenia lektorskie, prowadzi też gabinet terapii przez głos. Powoli wyodrębnia się w Warszawie i w innych większych miastach białoruska scena muzyczna, której Rusia jest jednym z filarów; co kilka miesięcy występuje na festiwalu Varushniak promującym białoruskich muzyków i artystów. W czasie letniej edycji, nad Wisłą, wystąpiły także SPIEVY. Na wodą zapłonęło ognisko – to była noc świętojańska. Dziewczyny ubrane na biało śpiewały ludowe pieśni na przesilenie i spacerowały dookoła ogniska. Na przesilenie śpiewa się tak zwane „pieśni barana” na pomyślne zbiory, na mroźną zimę i na pomyślność aż do następnej kupały. Jest też pełna energii pieśń To, to, to, energiczna i radosna, której towarzyszy taniec, klaskanie i tupanie, a czasem też skoki przez ogień.
Rusia Shuma: Najważniejsze jest to, aby to były głosy autentyczne, znalezione w sobie
Na stronie SPIEV-ów znajdują się wszystkie teksty piosenek – można uczyć się i próbować śpiewać samemu. W czasie żniw śpiewa się Darohaju, z przepięknym wersem „Oj idu ja darohaju, a moj hołas dubravoju. Jak toj moj hołas začuje, dyk to mianie pažałkuje”, co można tłumaczyć jako: „Idę drogą, a mój głos kroczy pomiędzy dębami. Niech ktoś usłyszy mój głos i zakocha się we mnie”.
– Ale widzisz, tu ważne jest – tłumaczy Rusia – „žałkuvaci” to nie jest słowo oznaczające romantyczną miłość, ale chodzi o miłość bardziej w znaczeniu buddyjskim, jako współodczuwanie, poczucie powiązania z kosmosem.
Śpiewy gardłowe, tradycyjne, to nie są wokale szkolone, ale amatorskie – jednak płynące z poczucia prawdy i mocy. Dlatego – choć Rusia pilnuje, żeby w SPIEV-ach były głosy prowadzące, które brzmią bardziej muzycznie i potrafią pomóc tym mniej czystym – najważniejsze jest to, aby to były głosy autentyczne, znalezione w sobie.
Cały tekst znajdziecie w październikowym wydaniu „Vogue Polska” poświęconym dziedzictwu. Zamów numer już dziś z jedną z dwóch okładek do wyboru na vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.