Znaleziono 0 artykułów
21.07.2022

„Cicha ziemia”: Upadający związek, upadający świat

21.07.2022
Fot. Aga Woszczyńska

Film „Cicha ziemia” Agi Woszczyńskiej zadebiutował na festiwalu w Toronto. Otworzył także festiwal Nowe Horyzonty we Wrocławiu. To opowieść o obojętności, odwracaniu wzroku od dramatów dziejących się tuż obok, odsuwaniu się od siebie nawzajem.

Dwójkę głównych bohaterów filmu niektórzy będą kojarzyć. Woszczyńska pokazywała Annę (Agnieszka Żulewska) i Adama (Dobromir Dymecki) już w swoich dyplomowych „Fragmentach”, które w 2014 r. wyświetlane były w krótkometrażowej selekcji canneńskiego Quinzaine. Wtedy dopiero wprowadzali się do, urządzonego zgodnie z instagramowymi trendami, mieszkania na kredyt. Dziś wciąż nie najgorzej im się powodzi, skoro mogli na tydzień wynająć tylko dla siebie willę z basenem na Sardynii. Zamierzają grzać swoje onieśmielająco proporcjonalne ciała w słońcu, jeść pyszne rzeczy, nigdy nie mlaskając, i pluskać się w przydomowym basenie ubrani w stroje w pastelowych kolorach ziemi.

Fot. Aga Woszczyńska

Idylla jednak istnieje tylko w marzeniach. Po pierwsze, basen nie działa i jego głośne naprawy – bo żadne z nich tego właścicielowi nie odpuści, mimo ofert zniżki – wypełnią pierwsze dni odgłosem młota pneumatycznego, jakże relaksującym. Po drugie, i pewnie ważniejsze, para ubranych jak modele trzydziestokilkulatków wygląda razem dobrze głównie na obrazku. Są tuż obok siebie, kiedy przeżuwają w milczeniu resztki lunchu, kiedy spacerują po rozgrzanych kamieniach i patrzą w prześwietlające wszystko słońce. Ale ich komunikacja, której pęknięcia pokazywały „Fragmenty”, wciąż jest wybrakowana, więź – płytka i powierzchowna, rozmowy zdawkowe i robotyczne. Nawet seks, choć regularny i na pierwszy rzut oka udany, nie pozwala spojrzeć partnerowi w oczy, posłuchać, co komunikuje jego oddech, jęk. Stwarza wrażenie estetycznej masturbacji partnerem, nie zmysłowej wspólnoty. Brakuje im być może wody w basenie, ale dryfują coraz dalej od siebie.

Fot. Aga Woszczyńska

W „Cichej ziemi” ludzkiemu dramatowi towarzyszy obojętność

Kiedy przysłany przez właściciela willi robotnik, młody imigrant Rahim, w wyniku nieszczęśliwego wypadku utonie, ani Adam, ani Anna nie mrugną nawet okiem. Podobnie jak dla wielu lobbujących na rzecz muru na granicy (czy to polskiej, czy amerykańskiej) bezładne, ciemne ciało ofiary staje się dla nich źródłem dyskomfortu, zbędnym obiektem, który należy jak najszybciej usunąć z horyzontu, by móc dalej w spokoju pielęgnować wakacyjny chill. To odczłowieczenie można by uznać za reakcję obronną, próbę ochronienia siebie przez odcięcie od traumatycznych, skrajnych emocji. 

Ale obojętność zaczęła się wcześniej, wraz z podejrzliwymi spojrzeniami i pogardliwym językiem. Ze strząsaniem z siebie obecności przybysza i wzdraganiem się na próbę kontaktu. Jak wtedy, kiedy niemówiący po angielsku robotnik próbował ustalić z Anną, gdzie znajdzie wąż, by napuścić wody do basenu. Zamiast sięgnąć po translator w telefonie, kobieta ostentacyjnie podkreślała, że nie mówi ani po włosku, ani w jego języku, tak jakby chciała mu powiedzieć: „To ty masz się zasymilować, nie ja”. Jednak podczas gdy w Adamie z czasem coś zacznie pękać, wakacyjny dramat stanie się dla niego szansą na zrewidowanie swojej postawy, Anna z tej okazji nie skorzysta. I znowu odsuną się od siebie o kolejny krok, tyle że tym razem jedno z nich znajdzie za sobą przepaść.

'

Fot. Aga Woszczyńska

Film zadebiutuje w Polskich kinach w czasie wojny w Ukrainie, zatem temat zdolności do dostrzeżenia w Obcym siebie będzie interpretowany głównie przez pryzmat tych wydarzeń. W tym obrazie zapisana jest jednak przede wszystkim historia Lampedusy, którą doskonale w „Fuocoammare. Ogień na morzu” pokazywał dokumentalista Gianfranco Rosi. Ludzki dramat rozgrywa się tuż obok toczącego się powolutku zwyczajnego życia, a towarzyszą mu ogromna obojętność, konsekwentne odwracanie wzroku, tytułowa „cicha ziemia”. 

W zachowaniu Anny i Adama odbija się ten sam chłód, z jakim krzyczący o empatii zachodni świat traktuje dramaty dziejące się „gdzieś daleko”, zapominając o nich tak szybko, jak może, byle znowu było wygodnie, z klimatyzacją w biurze i w aucie, mechanizmami napędzanymi olejem z „my-przecież-nie-wiemy-skąd”.

Film młodej reżyserki jest wizualnie dopracowany. W jasnych, pełnych słonecznego światła zdjęciach Bartosza Świniarskiego nie ma nic ciepłego, budują raczej wrażenie chłodu i dystansu. Precyzyjnie zebrane w warstwie dźwiękowej szumy, szelesty, świsty i skrzypnięcia momentami nadają „Cichej ziemi” aurę grozy, znaną z thrillerów. Debiutująca w pełnym metrażu Aga Woszczyńska przez pryzmat osobistego kryzysu rodziny chce opowiadać o kryzysie cywilizacji, wyobcowaniu zarówno w związku, jak i świecie. Jednak na ten pomysł nie wpada pierwsza, a momentami w kadrach „Cichej ziemi” zbyt mocno odbija się między innymi „Happy End” Michaela Hanekego. Dymecki i Żulewska to świetni wszechstronni aktorzy, jednak tym razem rolki z materiałem do interpretacji zbyt szybko im się kończą. Anna i Adam bywają irytująco nierzeczywiści, ich dialogi odrealnione i teatralne. Nie trzeba z nimi empatyzować, ale trudno z zaangażowaniem śledzić ich losy i wyciągać wnioski, skoro przypominają manekiny przestawiane z punktu do punktu przez skupionego na swojej misji reżysera. W wystylizowanej, pięknie skomponowanej ciszy ekranu forma nagryzła nie tyle treść, co duszę.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Cicha ziemia”: Upadający związek, upadający świat
Proszę czekać..
Zamknij