Kangurza łapa w kremie? Nie dajcie się zwieść tej nazwie. Co się kryje pod tajemniczym związkiem, z którego Aborygeni przygotowują napar i mocno wierzą, że działa odmładzająco?
Do kremów Clarinsa mam szczególny sentyment – mój pierwszy dorosły krem był właśnie tej marki. Miałam wtedy problemy z cerą na tyle poważne, że nie mogłam używać niczego, bo każdy inny kosmetyk powodował wypryski. W salonie Clarinsa dostałam próbkę olejku do twarzy i to był strzał w dziesiątkę. Dokupiłam krem z linii do cery wrażliwej – kolejny udany wybór. Do dzisiaj pamiętam, jaki ten kosmetyk miał zapach – obłęd!
Nie zdradziłam go przez wiele lat, dzisiaj nie jest już produkowany, ale olejek tak. Długo trzymałam jego buteleczkę na biurku – i używałam w sytuacjach podbramkowych – gdy tylko skóra obsypywała się alergiczną wysypką wcierałam kroplę, a wszystko wracało do normy. Pamiętam, że na jednej z sesji zdjęciowych makijażystka, którą podziwiałam, bo miała cerę lalki, choć nie była młodą dziewczyną, powiedziała, że każdy krem zanim nałoży go na twarz, miesza na dłoni z serum liflingującym Clarinsa. To było w czasach kiedy serum było takim nowum, że nie wszyscy wiedzieli, jak go używać, ale eksperymenty przynosiły zaskakująco dobre efekty.
Clarins od 40 lat produkuje kosmetyki z ujędrniającej linii. I wydaje mi się, że wreszcie dorosłam, żeby ich używać. Co kilka lat całkowicie zmieniają się opakowania kremów i składniki. Szóstą generację kremów Extra-Firming opuszcza kompleks z zielonych bananów i tymianku, zaś na ich miejsce pojawia się niewinnie wyglądającą roślinka z Burkina Faso – mitrakarpus, która zwiększa elestyczność skóry. W recepturze jest też inna egzotyczna ciekawostka – kangurza łapa. Aborygeni przygotowują z tej rośliny napar i mocno wierzą, że działa odmładzająco. A w starych zwyczajach i wierzeniach zawsze tkwi ziarno prawdy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.