Ta dziwaczka z łodzi, która ciągle medytuje i nie odpisuje na wiadomości – mówi o sobie Claudia Jessie, czyli debiutująca na salonach Eloise z „Bridgertonów”.
W drugim sezonie „Bridgertonów” Eloise przechodzi metamorfozę. Od pierwszych scen kradnie show!
Eloise skończyła 18 lat, więc sama siebie uważa za bardzo dorosłą. Pamiętam jak dziś, kiedy sama miałam tyle lat co ona – wydawało mi się wtedy, że pozjadałam wszystkie rozumy. Prawda jest taka, że jak wielu ludzi w tamtym wieku cały czas czekam na jakiś znak, dzięki któremu będę wiedziała, że jestem naprawdę dorosła.
Dziś – mimo skończonych 32 lat – wcale się tak nie czuję. Eloise chociaż jest taka młoda, czuje dużą presję związaną z zamążpójściem. Nie mogę sobie wyobrazić nic gorszego niż zmuszanie kogoś do podejmowania tak ważnych decyzji tylko dlatego, że tak wypada albo tak się robiło od zawsze. Eloise ukrywa obawy pod płaszczykiem humoru. Potrafi znaleźć przestrzeń dla siebie. Nawet jeśli ceną będzie przekupienie lokaja matki.
Eloise jest też chyba pierwszą przedstawicielką rodziny, która otwarcie wyraża idee feminizmu, sprzeciwia się rolom przypisanym kobietom i manifestuje niezależność.
Myślę, że jest przez to najbliższa widzom. Łatwo się z nią utożsamić. W „Bridgertonach” poruszamy ważne społecznie tematy. Akurat Eloise to świetna bohaterką, którą stosunkowo łatwo można umieścić na feministycznych sztandarach, ale w serialu takich postaci jest więcej. Mój serialowy brat Anthony walczy ze stereotypami i społecznymi oczekiwaniami, zgodnie z którymi powinien się ożenić i zadbać o całą rodzinę kosztem własnego szczęścia. Daphne w pierwszym sezonie ma z kolei własną wersję feminizmu – to ona decyduje, z kim się zwiąże i jak jej małżeństwo będzie wyglądało. Nie ma tu miejsca na patriarchat! W Eloise pociąga mnie jej bunt. To punkówa czasów regencji.
W przeciwieństwie do twojej bohaterki, która nie może usiedzieć w miejscu, ty prywatnie cenisz spokój.
Mindfulness to słowo klucz. Mimo jego negatywnych, newage’owych konotacji uważność jest dla mnie naprawdę ważna. Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest dostępne od ręki – na telefon. Wyślę paczkę, która dojdzie do miejsca przeznaczenia w mniej niż 24 godziny. Mogę zamówić posiłek z restauracji, który trafi na stół w pół godziny. Mogłabym znaleźć partnera pewnie w dobę, gdybym już takowego nie miała. Nic dziwnego, że jesteśmy tak bezmyślnymi konsumentami.
Taki tryb życia ma swoje konsekwencje. Przeczytałam niedawno artykuł, którego autor podkreślał, jak ważne jest nieustanne wyglądanie przez okno – takie terapeutyczne ćwiczenie cierpliwości. To zresztą coś, w czym spokojnie mogliby się odnaleźć Bridgertonowie – rozglądanie się dookoła, dostrzeganie zmian i docenianie tego, co mamy. Dla mnie to rodzaj medytacji, technika relaksacji i świadomego uczestnictwa w tym, co się dzieje na świecie.
Postanowiłaś, że nie będziesz korzystać z żadnych mediów społecznościowych. To mocne postanowienie?
Najmocniejsze! Nigdy w życiu nie założę konta. Powiem więcej, zablokowałam dostęp do wszystkich takich stron internetowych, żeby nie tracić na nie czasu. Jestem w tym postanowieniu dość radykalna.
Wiele twoich koleżanek po fachu uważa prowadzenie kont w mediach społecznościowych za część pracy.
Może gdybym była młodsza i ktoś powiedział mi, że muszę mieć gdzieś konto, żeby dostawać role, zgodziłabym się na to. Dostałam rolę w „Bridgertonach” bez konta na Instagramie! Wiem, że sporo koleżanek jest w stanie zarobić pieniądze w mediach społecznościowych, dostaje też dużo rzeczy za darmo, ale powiem ci szczerze, mnie niczego nie potrzeba. Zobacz, siedzę sobie teraz w swoim pływającym domu, na małej łódce, którą sama zbudowałam. Jestem z siebie niebywale dumna. Mam tu mało miejsca, tylko tyle i aż tyle, ile mi potrzeba. Nie mam przestrzeni na jakieś graty od sponsorów! (śmiech) Wolę wieść szczęśliwe życie bez niepotrzebnych przedmiotów.
To twój przepis na szczęście?
Teraz już tak, choć nie zawsze było tak kolorowo. Jeszcze teraz, gdybyś trafiła na mój gorszy dzień, pewnie prosiłabym cię, żebyś zabrała ciemne myśli gromadzące się w mojej głowie. Na szczęście teraz jest lepiej. Otwarcie mówię o swoim zdrowiu psychicznym, bo sama długo nie mogłam się tym dzielić. Kiedy byłam młodsza, nie miałam nikogo, komu mogłabym się zwierzyć. Gdyby wtedy ktoś znany z telewizji dzielił się swoimi problemami, moje życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Czułabym się może mniej samotna. Dzisiaj uważam, że trzeba mówić o tej bestii otwarcie. Wiesz, ja w zasadzie do tej pory rzadko otwieram się na temat problemów, nawet przed najbliższymi przyjaciółmi. Jestem introwertyczką, a poza tym w domu też nigdy nikt nie pokazał mi, jak można się dzielić tym, z czym się sami zmagamy. Jeszcze parę lat temu byłam bardzo smutna i nie działo się ze mną najlepiej.
Wyglądasz przez okno?
Nieustannie. I medytuję. Od 15 lat jestem buddystką – to właściwie centrum mojego życia. Jeśli więc chciałabyś mnie krótko podsumować, to spokojnie możesz napisać: „Ta dziwaczka z łodzi, która ciągle medytuje i nie odpisuje na wiadomości!” (śmiech).
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.