
Jako scenarzysta „Wielkiej wody” Kasper Bajon przeżywał wraz ze swoimi bohaterami „powódź tysiąclecia”. W autorskim serialu dotychczasowy współpracownik Jana Holoubka sięga głębiej – i do historii, i… do wody. Czteroodcinkowy „Projekt UFO” opowiada o polskim Roswell, czyli spotkaniu z obcą cywilizacją na ziemi Mieszka, Kraka i Piłsudskiego w samym środku stęsknionych za wszystkim, co kosmiczne, lat 80. Aparatczycy, celebryci i tai-chi? Zgrzebny PRL i fantazje o kosmitach? Takie spotkanie właśnie umożliwił polski Netflix.
W materiałach Netflixa przeczytać można, że choć „Projekt UFO” nie jest oparty na faktach, to scenariusz zainspirowały prawdziwe wydarzenia. Jak zatem wyglądały przygotowania do tego ambitnego serialu? – Pracę nad każdym swoim projektem zaczynam od szczegółowego researchu – mówi Kasper Bajon i dodaje, że duży wpływ na produkcję miał nurt socfuturyzmu, czyli wizje przyszłości zakorzenione w polskiej, socjalistycznej rzeczywistości, jakie kształtowały jego pokolenie. – Bardzo dużo oglądałem, wróciłem np. do filmów Szulkina, i było dla mnie wielkim odkryciem, że to PRL-owskie science fiction jest czymś więcej niż tylko rozrywką. Ono zawsze miało lekko polityczny wymiar. To mnie fascynowało – wspomina reżyser. – Miałem szansę dodać do produkcji jakość, która w dawnych czasach zwyczajnie nie była osiągalna. Wraz z operatorem Kubą Kijowskim dużo jeździliśmy po ufologach, spotykaliśmy się z ludźmi, którzy badali różne przypadki lądowań w PRL-u. Ale poznaliśmy też osoby, które prowadziły działania dotyczące tego śledztwa z ramienia milicji, bo to się rzeczywiście działo. Oni do końca nigdy nie wiedzieli, co to jest. To trochę było jak ze stonką albo czarną wołgą – jakieś mity narastały, a oni próbowali je rozbijać.

Socfuturyzm, New Age i hipnoza w realiach Polski lat 80. składają się na tło opowieści o polskim Roswell
Jak wyglądało przekonywanie samozwańczych ufologów, by podzielili się z filmowcami swoimi odkryciami? – Na początku są nieufni, co rozumiem – z tego, czym się zajmują, zawsze jest beka. Dopiero z czasem zaczynają mówić trochę więcej. Mają bardzo dobrą dokumentację, na której my się gdzieś tam opieraliśmy. Ale mam wrażenie, że tu chodzi o coś więcej niż konfrontację z faktem – tłumaczy Bajon. – Zaczyna się od „widziałem spodek w dzieciństwie, tu przelatywał”, i lecą konkrety. A potem ta osoba mówi nagle: „Ale wie pan, największy dramat mojego życia to to, że oni mnie nigdy do środka spodka nie wzięli”. Olga Drenda [badaczka i antropolożka – przyp. aut.] opowiadała kiedyś, że wiara w UFO wygląda podobnie do ludowej wiary w np. objawienia Matki Boskiej na szybie czy w sadzawce. Rozmowy o tym to dotykanie niezwykle intymnych tematów.
Ciekawym kontekstem dla Kaspra Bajona stał się także PRL-owski New Age, który pojawił na przełomie lat 70. i 80., z jednej strony Grotowski, z drugiej joga i hipnoza. – W telewizji było wówczas wiele programów koncentrujących się na wiedzy tajemnej i na UFO. Miało to oczywiście swój cel polityczny: odciągać uwagę ludzi od tego, co dookoła, było też wycelowane w Kościół. Nigdy nie znałem opowieści o komunie z tej strony. Była albo siermiężna komuna, która dławi człowieka, albo socrealizm, jakieś mroczne opowieści. Ten nowy punkt widzenia mnie zafascynował i wokół niego krążyliśmy [tworząc serial – przyp. aut.] – opowiada reżyser.

W najnowszej produkcji Kaspra Bajona dla Netflixa zobaczymy znane twarze w nowych wcieleniach
Bajon wraz z reżyserką obsady Nadią Lebik wspaniale dobrał artystów, którzy zasiedlają specyficzną przestrzeń serialu. Na ekranie pojawiają się znane twarze, ale każdy z aktorów dostał tu rolę wykraczającą poza jego dotychczasowe emploi i wymagającą poćwiczenia nieuruchomianego dotąd zbytnio, a spektakularnego przy regularnej pielęgnacji mięśnia.
W głównej roli zobaczymy Mateusza Kościukiewicza jako Zbigniewa Sokolika, introwertycznego, zaczesanego na łój z przedziałkiem samozwańczego badacza obcych cywilizacji, który w gwiazdach szuka remedium na osobiste traumy. A właściwie nie w gwiazdach, ale… pod wodą, bo „Projekt UFO” wprowadza w dywagacje wokół ufonautów nowe tropy. W świecie serialu NOP nie kojarzy się, jak dziś, z ruchem antyszczepionkowców wyśledzających niepożądane odczyny poszczepienne, ale ze zjawiskiem NOP-ów, niezidentyfikowanych obiektów podwodnych.
To im swój referat podczas zebrania fascynatów UFO poświęca Sokolik, przekonany, że kosmici nie przybywają do nas z przestworzy, ale spod tafli wszelakich zbiorników. Tak miało być też w przypadku rzekomego lądowania w Truskasach na Warmii, które w ostatnim czasie rozpala wyobraźnię pasjonatów z całej Polski. Tak się składa, że wśród słuchaczy jest gwiazda telewizji, prowadzący program o zjawiskach paranormalnych Jan Polgar (cudownie autoironiczny Piotr Adamczyk), który w tezach Sokolika upatruje szansy na ożywienie swojej mocno podupadającej kariery. Podpórką dla karkołomnych nowinek ma być świadectwo pszczelarza Jana Kunika (Stanisław Pąk), który podmokłe stwory miał widzieć na własne oczy, a telewizja przecież wszystko, co jest „na faktach”, kocha.

Walka rozgrywa się nie tylko o przywództwo w środowisku badaczy UFO, ale przede wszystkim o władzę na najwyższych szczeblach, a godnym przeciwnikiem Polgara jest w niej stylizowany na Jaruzelskiego aparatczyk Henryk Wierusz (Adam Woronowicz). Jednak świat „Projektu UFO” nie jest wyłącznie męski. Dla Lenty (Marianna Zydek), żony Polgara, afera z NOP-ami może być szansą na uniezależnienie się od rozbuchanego ego męża. „Pani z telewizji” Wera Wierusz (zblazowana i kampowa Maja Ostaszewska) dostrzega w aferce okazję ponownego rozpalenia swojej celebryckiej gwiazdy. Podkochująca się zaś w Sokoliku policjantka i samotna matka Julia (Julia Kijowska) mimo grubych szkieł widzi w kosmośledztwie sposób na awans zawodowy i życiowy.
Moc żółtych majtek: Dopracowana w każdym szczególe wizja to jedna z mocnych stron serialu
„Projekt UFO” z jednej strony wymagał starannego zbadania realiów lat 80. w obrębie bardzo specyficznej grupy, z drugiej to produkcja mocno oparta na wizji i konwencji, stylizowana. Angażując się w tak ambitne przedsięwzięcie, Kasper Bajon musiał mieć pewność, że działa z zaufaną ekipą. Dlatego wybrał osoby, z którymi już pracował: kostiumy robiła Magdalena Bem-Jankowska, za scenografię odpowiadała Anna Marzęda, za charakteryzację – Daria Siejak. Autorem zdjęć jest Jakub Kijowski, a producentką została Anna Kępińska z firmy Telemark.
Dzięki temu udało się stworzyć spójną, bogatą w niuanse i fantazyjną ekranową wizję, w której detal potrafi powiedzieć o bohaterze więcej niż rozbudowany dialog. – Niesamowita była praca w tej ekipie. Jako aktor czułem się świetnie, bo nie musiałem niczego naddawać. Całkiem inaczej grałoby mi się Polgara, gdybym nie miał takiej czapki [futrzanej, radzieckiej – przyp. aut.] czy żółtych gaci [mocno wyciętych – przyp. aut.], żółtej skody [kanarkowej – przyp. aut.] i całego tego anturażu, gdybym nie wchodził w pachnące PRL-em, a jednak stworzone na potrzeby serialu miejsca. To było superprzeniesienie się w czasie – podkreśla Adamczyk. – Miałem okazję pograć trochę za granicą i zawsze mnie jakoś uwierało, że w Polsce pewnych rzeczy się nie robi. To nie jest kwestia talentu, którego absolutnie nie brakuje, tylko wyłącznie zbyt skromnego budżetu. [W „Projekcie UFO” – przyp. aut.] tego problemu nie było. Na ekranie jest kilka takich scen, że opada szczęka.
Jeśli zwykle narzeka się na dźwięk w polskim kinie, to „Projekt UFO” można za niego chwalić. Dzięki Jerzemu Murawskiemu, Kacprowi Habisiakowi i Marcinowi Lenarczykowi serial pełen jest klimatycznych efektów budujących spójną audiosferę przedstawionych wydarzeń. Nawet w chwilach pozornej ciszy ekran brzmi niepokojącym kosmicznym pogłosem. Za muzykę, w tym kilka stylizowanych przeróbek własnych hitów, odpowiadał z kolei Piotr „Emade” Waglewski.

„Projekt UFO” przedstawia sens życia, ale na śmiesznie
Serial Bajona to stworzona przez ciekawego świata intelektualistę propozycja rozrywkowa, która działa dzięki świetnemu researchowi, oryginalnej konwencji i poczuciu humoru. Można ją interpretować na poważnie, szukając wielkoskalowych metafor, w których „Projekt UFO” staje się opowieścią o kondycji ludzkości, dojmującej samotności człowieka, niemożności pojęcia świata, w jakim żyje, i wrodzonej predylekcji do eskapizmu. Ale serial to też przezabawny portret medialnego światka i choć akcja rozgrywa się cztery dekady temu, w bolączkach osób tworzących to środowisko odbija się wiele współczesnych dylematów. To ironiczny, chichotliwy portret natury ludzkiej, której nie satysfakcjonują merytoryczne, pragmatyczne odpowiedzi, dlatego odrzuca je na rzecz poszukiwania teorii spiskowych, proroków z niebios i kosmicznych ingerencji.
Na koniec pozostaje kluczowe pytanie: czy twórcy „Projektu UFO” wierzą w istnienie pozaziemskich cywilizacji? – Wiele lat temu oglądałem National Geographic – mówi Bajon. – Pokazywano tam zdjęcia jednego z plemion, bodajże w Amazonii, które nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym, żyje w zamknięciu i tylko co pewien czas jest fotografowane z dronów. I kiedy te drony podlatują, członkowie plemienia patrzą do góry, próbują czymś rzucić w dron, a potem wysyłają rzeką łódź z bananami. Pomyślałem sobie, że z nami może być podobnie, w sensie, że my jesteśmy takim plemieniem, które jest specjalnie trzymane w rezerwacie, że nie ma kontaktu z innymi. Czasem, jak się pojawiają te spodki, to pokazujemy je palcami albo próbujemy zestrzelić. Co pewien czas wypuszczamy sondę Voyager – i to są te banany wysyłane w dół rzeki. A kosmici oglądają nas, jak my to National Geographic, i sobie mówią: „zobaczcie, jacy Ziemianie, wyobraźcie sobie”. Taki jest mój stosunek do ufonautów. A Piotr Adamczyk wspomina: – Ja pamiętam, że jak byłem dzieckiem i wyobrażałem sobie, jak będzie wyglądał 2000 rok, to byłem przekonany, że już dawno będziemy wszyscy w kontakcie z istotami pozaziemskimi. Mój bohater, Jan Polgar, mówi, że to nie jest kwestia wiary, że on nie chce wierzyć – jego zadaniem jest udowodnić. Chciałby racjonalnie podejść do UFO i pewnie mnóstwo jest ludzi takich jak on. Ja też chciałbym wierzyć. Jestem pewien, że przy ogromie kosmosu gdzieś sobie żyją jakieś może mikroskopijne, a może ogromne, zupełnie niemogące się z nami w żaden sposób skontaktować istoty. Przecież nawet na Ziemi jest mnóstwo rzeczy, które są jeszcze niezbadane.
„Projekt UFO” wyląduje w Netflixie już 16 kwietnia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.