Zapewne byłaby to jedynie kolejna wystawa fotografii, gdyby nie jej wyjątkowa organizatorka. W rolę kuratorki ekspozycji „Captivate! Fashion Photography from the 1990s” wcieliła się Claudia Schiffer. Słynna supermodelka wybrała blisko 120 zdjęć mody, rekonstruując pasjonującą historię fotografów, projektantów, modelek i redaktorów, którzy wspólnie kształtowali atmosferę lat 90.
Prócz fotografii Helmuta Newtona, Patricka Demarchelier, Bruce’a Webera czy Juergena Tellera, w Museum Kunstpalast w Düsseldorfie zaprezentowane zostały filmy, nagrania muzyczne, archiwalne wydania magazynów oraz osobiste pamiątki Schiffer. Zwiedzający mogą zajrzeć za kulisy pokazów i sesji zdjęciowych, które na trwałe zapisały się w dziejach mody.
Rozmawiamy z Claudią Schiffer o muzealnej wystawie, przełomowych momentach w karierze, a także o ekscytujących latach 90.
Düsseldorf to chyba szczęśliwe dla ciebie miejsce. Tam rozpoczęła się twoja kariera, a teraz w Museum Kunstpalast odbywa się wystawa fotografii, którą zorganizowałaś. Jak czujesz się w roli kuratorki?
Pracowałam z wyjątkowymi ludźmi. Czerpię ogromną przyjemność z tego, że moja kariera toczy się różnymi ścieżkami i przez to mogę spełniać się w rozmaitych rolach, na przykład projektując albo aranżując kolekcję, co – w moim wypadku – wydaje się naturalną koleją rzeczy. Praca z zespołem Kunstpalast, a także ze współautorkami katalogu wystawy – Carine Roitfeld, Ellen von Unwerth i Christiane Arp, była wspaniałym doświadczeniem. Wiele się nauczyłam.
Na wystawie oglądamy prawie 120 fotografii z lat 90. Jak je wybrałaś?
Wymagało to ode mnie sporo czasu i jeszcze więcej cierpliwości. Miałam do dyspozycji tysiące zdjęć. Chciałam pokazać różne formuły fotografii mody sprzed ery cyfryzacji – od artystycznych reprodukcji przez polaroidy, stykówki, magazyny modowe po kampanie reklamowe i portfolia modelek. Zależało mi też na tym, by zachować wyraźny kontrast pomiędzy znanymi sesjami z okładek czasopism i zdjęciami z wybiegów a szczerymi fotkami zza kulis.
Jak to powstało? Czy to kwintesencja lat 90.? Czy dane zdjęcie odzwierciedla indywidualny styl fotografa? Za każdym razem zadawałam sobie te pytania. Starałam się docenić całe drużyny: fotografów, modelki, stylistów, fryzjerów, makijażystów i dyrektorów artystycznych – wszystkich, którzy przyczyniają się do tego, że moda w ogóle istnieje. O ile lata 80. mijały pod znakiem perfekcjonizmu i wielkiego przepychu, o tyle w latach 90. liczyła się energia, rzeczywistość i osobowość. Myślę, że tę zmianę perspektywy można dostrzec na wystawie.
Najtrudniejszym wyzwaniem było stworzenie szczegółowego planu i zagospodarowanie poszczególnych sal Kunstpalast. Od początku myślałam nie o porządku chronologicznym, lecz o konkretnych rozdziałach. Tak powstały sekcje tematyczne: „Fenomen supermodelek”, „Kampanie”, „Opowieści mody” oraz „Moja historia”. Jestem bardzo szczęśliwa i dumna, że udało nam się zdobyć wiele fotografii, których nigdy wcześniej nie pokazywano na grupowej wystawie.
Zdecydowałaś się podzielić również pamiątkami z twojego prywatnego archiwum.
Od początku kariery zbierałam fotografie mody. Pracowałam i uczyłam się pod okiem prawdziwych mistrzów – Helmuta Newtona, Richarda Avedona czy Petera Lindbergha. Moja osobista kolekcja jest bazą dla wystawy. Pokazałam m.in. polaroidy z moich pierwszych sesji testowych, a także wspaniały autoportret z Helmutem Newtonem, z którym miałam zaszczyt pracować przy wielu projektach.
Co twoim zdaniem urzeka najbardziej w latach 90.?
Wystawa skupia się na fotografiach mody, a to właśnie obrazy nasycone ekspresją urzekają, rozbudzają wyobraźnię i stają się częścią powszechnej świadomości. Pełniąc po raz pierwszy funkcję kuratorki, chciałam uchwycić wizję mody, która fascynowała i kształtowała perspektywę pokolenia. Lata 90. były niezwykłym okresem, naznaczonym przez kulturę stylu, narodziny supermodelingu, a także nieokiełznaną kreatywność. Wtedy też pojawili się młodzi projektanci, fotografowie, styliści i inni twórcy, którzy całkowicie zmienili sposób, w jaki postrzegamy modę i design.
W tamtych czasach moda, muzyka, sztuka i rozrywka mieszały się z innymi dziedzinami, czyniąc całą erę dynamiczną i ekscytującą. Niemożliwe stawało się możliwe. W fotografii istniało wiele odmiennych stylistyk: czarno-biały romantyzm Petera Lindbergha czy seksowne nieskrępowanie Ellen von Unwerth. David Sims, Corinne Day i Mario Sorrenti opowiadali się za tym, co niedoskonałe i codzienne. Dziś nazywamy to „brudnym realizmem”. Zabiegałam, by „Captivate!” uchwyciło ducha wizualnego eksperymentatorstwa i wolności ekspresji.
Ellen von Unwerth była autorką jednej z okładek „Vogue Polska”. Ellen zajmuje szczególne miejsce w twojej karierze. Jakie masz najcenniejsze wspomnienia związane z fotografami?
Pracowałam z wieloma. Stali się moimi mentorami. Ellen von Unwerth, Herb Ritts, Richard Avedon, Arthur Elgort czy Karl Lagerfeld zdradzili mi tajniki sztuki, ale też dali wgląd w proces twórczy, edytorski i wydawniczy. Chociaż zadaniem modelek i modeli jest ożywienie mody na zdjęciu, to są oni zaledwie małym trybikiem w wielkiej machinie kreowania fotograficznych obrazów.
Ellen von Unwerth była pierwszą fotografką, z którą pracowałam i której zdjęciom obie zawdzięczamy początek naszych karier. Zostałyśmy wtedy zatrudnione przez Guess. Sesje z nią często przypominały spotkania przyjaciółek, które po prostu się wygłupiają i – ni stąd, ni zowąd – powstaje idealny kadr, w którym widać chemię między fotografką a modelką. Jeśli masz zaufanie, możesz być tak niepoważna i frywolna, jak tylko chcesz.
Muszę też wspomnieć Herba Rittsa, bo to on zrobił zdjęcie, dzięki któremu nie tylko trafiłam na moją pierwszą okładkę brytyjskiego „Vogue’a”, lecz także zostałam zaproszona przez Karla Lagerfelda do jego paryskiego atelier przy Rue Cambon. Herb był jednym z tych fotografów, którzy nigdy się nie mylą. Niezależnie od tego, czy korzystał z naturalnego czy studyjnego światła, jego zdjęcia nigdy nie wymagały retuszu. Pracowaliśmy razem wielokrotnie przy okładkach, kampaniach i reklamach telewizyjnych. Miał oko do piękna, co – jak przekonałam się – nie zdarza się zawsze.
Na fotografiach z wystawy pojawiasz się u boku Naomi Campbell, Christy Turlington czy Cindy Crawford. Utrzymujesz kontakt z pozostałymi supermodelkami?
Spotkałyśmy się wszystkie w 2017 r. na pokazie kolekcji Donatelli Versace, upamiętniającym 20. rocznicę śmierci Gianniego. To było poruszające. Przeżyłyśmy razem mnóstwo niezwykłych chwil, a dzięki Versace czułyśmy się jak jedna wielka rodzina. Wspólna epoka i fakt mijającego czasu pomogły nam zacieśnić więzi. Przed latami 90., rzadko zdarzało się, by modelka po trzydziestce pozostawała w zawodzie. Wraz z erą supermodelek, kariery zaczęły się wydłużać, ponieważ to my stałyśmy się potężną marką samą w sobie i na naszych zasadach. Dziś nie ma wiekowych ograniczeń. Modelki po czterdziestce wciąż pracują. To też znak czasów i kulturowej zmiany w reprezentowaniu kobiecości oraz wizji piękna nieuzależnionego od metryki.
Jakie momenty z pokazów mody szczególnie zapadły ci w pamięć?
Pierwszy raz weszłam na wybieg dla Karla i Chanel. To była przełomowa chwila w mojej karierze, bo z nieśmiałej nastolatki zmieniłam się w supermodelkę. Później nadeszły pokazy Gianniego Versace przypominające koncerty rockowe. Pamiętam, jak setki fotoreporterów błyskały fleszami wzdłuż wybiegu, gdy szłyśmy w takt muzyki Prince’a, a on sam siedział w pierwszym rzędzie. Na potrzeby wystawy w Düsseldorfie Donatella odtworzyła przepiękną lazurową suknię, którą nosiłam podczas pokazu haute couture jesień-zima 1994. Jest boska. Z kolei prezentacje Valentino przenosiły w świat baśni, a pokazy Dolce & Gabbana ewokowały żywiołową atmosferę włoskiego snu. Musisz naprawdę wejść w rolę jakiejś postaci, by odegrać ją na wybiegu. Doznań z pokazu nie można porównać z niczym.
Gdybyś miała okazję zorganizować wystawę fotografii mody XXI w., co by się na niej znalazło?
Mamy dziś wiele talentów. Miło wspominam współpracę z Inez & Vinoodh, ale jest też sporo równie utalentowanych fotografek, jak choćby Tierney Gearon z jej niepokojącymi wyobrażeniami, powstałymi dzięki podwójnej ekspozycji. W ciągu ostatniej dekady moją uwagę przykuły Cass Bird i Zoë Ghertner, tworzące piękne portrety kobiet w różnym wieku, a także Harley Weir, której udaje się uchwycić w kadrze nawet najbardziej skomplikowane emocje. Collier Schorr to też bardzo oryginalna fotografka. W ubiegłym roku pracowałyśmy razem nad okładkową sesją dla „Vogue Italia”, będącą hołdem dla Helmuta Newtona. Jego praktyka polegała na robieniu zdjęcia przy lustrach tak, by pozująca modelka widziała to samo, co fotograf. Razem z Schorr działałyśmy w podobny sposób, ale lustra zastąpił ich digitalny ekwiwalent. Tak jak w przypadku Newtona, użycie przez nią światła było nieskazitelne. Podziwiam również Tylera Mitchella. Ma świeże spojrzenie i wyczuwam w jego pracach punkt widzenia zbliżony do Guya Bourdina. Każdy fotograf powinien wpierw poznać przeszłość, by od niej uciec i wykreować wizję teraźniejszości.
Czy planujesz już nowe projekty?
Poza wystawą „Captivate!” w Kunstpalast uczestniczę w powstawaniu ceramiki i wyrobów ze szkła. Pracuję nad nimi wraz z fantastycznymi portugalskimi producentami Vista Alegre oraz Bordallo Pinheiro. Z przyjemnością uczyłam się od nich rzemiosła i kreśliłam własne formy i motywy. Kolekcje, które trafiły na rynek w ubiegłym roku, inspirowane były moją miłością do natury. Nowe produkty pojawią się w 2022 r. Poza tym nawiązałam współpracę ze świetną marką odzieżową Réalisation Par, którą odkryłam dzięki mojej córce Clementine. Stworzyłam więc kolekcję inspirowaną latami 90. i ubraniami, które wtedy nosiłam na co dzień. Zajrzałam do mojej archiwalnej garderoby i odnalazłam jedwabne sukienki na ramiączkach, nadruki w stokrotki i klasyczne czarno-białe grochy. Te znaleziska okazały się punktem wyjścia dla projektu. Nie nudzę się. Mam szczęście, że robię to, co kocham.
Wystawę „Captivate! Fashion Photography from the 1990s – Curated by Claudia Schiffer” w Museum Kunstpalast w Düsseldorfie oglądać można do 9 stycznia 2022 r. Ekspozycji towarzyszy bogato ilustrowany katalog wydany nakładem wydawnictwa Prestel.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.