15-letnia tenisistka wyeliminowała Venus Williams z turnieju w Wimbledonie. Jej występ Michelle Obama uznała za znakomity. – U podstaw mojego aktualnego sukcesu leży wiele wcześniejszych porażek – mówi cudowne dziecko tenisa.
Gdy pierwszego dnia turnieju tenisa Coco Gauff postawiła stopę na korcie numer jeden Wimbledonu, zaserwowała światu sensacyjne zagranie. Dla niewtajemniczonych: po otrzymaniu dzikiej karty 15-latka nie tylko rozegrała spotkanie ze swoją idolką Venus Williams, ale też ją pokonała, eliminując z rozgrywek siedmiokrotną mistrzynię Wielkiego Szlema.
– Każde dziecko marzy o czymś wielkim– mówi Gauff amerykańskiemu „Vogue’owi”. – Wielu z nas boi się jednak za tym podążyć. Jestem tylko przykładem osoby, która sięgnęła po wygraną, ponieważ najgorsze, co może ci się przytrafić w tenisie, to przegrana.
W ciągu zaledwie tygodnia nieznana nastoletnia amerykańska nadzieja tenisa została gwiazdą. 15-letnia Gauff nie tylko wygrała, ale też oczarowała świat pokorą, gdy po meczu z przejęciem podziękowała Venus za wszystko, co zrobiła dla sportu, i za inspirację. – Być może w szkole nie jestem prymuską– przyznała na konferencji prasowej pełnej dziennikarzy. – Ale dzisiaj zasłużyłam na najwyższą ocenę.
W trakcie turnieju Gauff stara się raczej ograniczać czas spędzany w mediach społecznościowych, aby nie wpłynęło to na jej grę, ale gdy w dniu po wygranej zalogowała się na swoich kontach, miała już 375 tys. obserwujących, a także tagi na Twitterze od Samuela L. Jacksona, które śledził Snoop Dogg, a przekazała dalej była pierwsza dama Michelle Obama, określając występ Coco jako znakomity.
Gauff starała się dowieść, że jej sukces nie był dziełem przypadku, pokonując Polonę Hercog (60. rakietę świata w porównaniu do 313. Gauff w czasie rozgrywania meczu) i przechodząc do 16. finału Wimbledonu.
Jednak w poniedziałek 8 lipca była światowa liderka Simona Halep wystawiła na próbę marzenia Gauff, eliminując ją 6–3 i 6–3. Następnie odbyła się emocjonalna konferencja prasowa. – Najgorzej, gdy dziennikarze pytają, co można było zrobić lepiej, a ty musisz odpowiedzieć– mówi Gauff. – Po przegranej potrzebuję 20 minut samotności. Później rozmawiam z tatą. Jeśli jest szczęśliwy i dumny ze mnie, jest OK.
Spotykamy się z nią nazajutrz po przegranym meczu w jej apartamencie wynajętym na czas Wimbledonu. W salonie jej mama Candi Gauff rozciąga się na kanapie, oglądając, jak bohaterka jej córki Serena Williams pokonuje Alison Riske na korcie centralnym. Corey Gauff, jej ojciec i trener, sprawdza w telefonie loty powrotne na Florydę – do krainy słynącek ze szkół tenisowych i mistrzów „białego sportu”, do której cała rodzina przeniosła się z Atlanty, rzucając wszystko i podążając za marzeniami Coco. Grupa elegancko ubranych mężczyzn siedzi wokół stołu; są pochłonięci rozmową, prawdopodobnie na temat strategii działań dotyczących Gauff poza kortem. W końcu bycie sportsmenką wymaga wsparcia całego grona specjalistów. Jak się więc czuje Coco? – Już mi trochę lepiej – uśmiecha się Gauff. –Zawód minął. Zaraz po meczu czułam rozczarowanie, ale z dalszej perspektywy widzę, jak ważny był dla mnie ten turniej. Nie mogę się doczekać przyszłorocznych rozgrywek na kortach Wimbledonu.
Po skończonym turnieju Gauff zaczyna myśleć o innych sprawach. Ma nadzieję, że uda jej się zarezerwować bilety na koncert Khalida, który odbędzie się tego lata, i zrelaksuje się, oglądając tutoriale makijażowe (jej ulubione kanały prowadzą m.in. Jackie Aina i Alissa Ashley). Ma obsesję na punkcie zakupów internetowych i uważa Rihannę za indywidualistkę w temacie stylu. Uwielbia Billie Eilish, hip-hop i rap, w szczególności utwory „Icon” Jadena Smitha i „Humble” Kendricka Lamara. Zły humor zajada ciepłym brownie. – Pomaga też gra w tenisa– przyznaje. – Można rozładować negatywne emocje, z całej siły uderzając piłeczkę.
Gauff ma bardzo ścisłą grupę wsparcia, m.in. grono przyjaciółek, z którymi utrzymuje codzienny kontakt na FaceTime. Wśród nich Coco uchodzi za śmieszkę. Większość z tych dziewczyn też uwielbia tenisa – spotkały się lata temu w różnych szkołach sportowych. Gdy nie biorą udziału w turniejach, starają się spędzać jak najwięcej czasu razem – organizują spotkania pidżamowe u siebie nawzajem, aby jak najefektywniej wykorzystać wspólne chwile. Jamilah, najlepsza przyjaciółka Gauff, regularnie wspiera Coco, przesyłając wiadomości takie jak: „Zawsze wiedziałam, że tak się to skończy” czy przedmeczowe zagrzewanie do boju: „WIEM, ŻE WYGRASZ”.
– Brakuje mi niektórych rzeczy i czasem czuję się samotna – wzrusza ramionami Gauff. – Ale później uświadamiam sobie, że naprawdę mam szczęście: teraz na przykład odwiedziłam inny kraj. Dlatego patrzę na jasną stronę.
Jasna strona Gauff niemal oślepia. Jej popularność przekracza granice wieku i narodowości, dziewczyna zdobywa nowych fanów, którzy wcześniej nie interesowali się tenisem. Jej mecz z Hercog przyciągnął jak dotąd najwięcej widzów rozgrywek Wimbledonu. Co więcej, Forbes podejrzewa, że jej sukces na tym turnieju uczyni ją młodą milionerką, zanim zdobędzie prawo jazdy – ponad 200 tys. USD w trakcie samej imprezy, nie wspominając o już podpisanych lukratywnych kontraktach. Finalistka Wimbledonu Halep przewiduje, że Gauff będzie wkrótce jedną z dziesięciu najlepszych tenisistek świata, a Serena Williams dodaje, że 15-latka „gra na innym poziomie”.
– Wielu ludzi stara się nas skłócić– Gauff mówi o swoich relacjach z rywalkami. – Ale poza kortem kibicujemy sobie nawzajem. Na początku czuła się onieśmielona, że dzieli szafki na Wimbledonie z wielkimi sportsmenkami, szybko jednak ich siostrzane wsparcie dodało jej energii. Mówi, że ma szczęście, ponieważ Billie Jean King i siostry Williams zawalczyły o równe zarobki dla tenisistek i tenisistów – to jedna z niewielu dziedzin sportu, w których się to udało.
Nadal jednak uważa, że jest jeszcze kilka spraw do załatwienia – szczególnie w kwestii turniejowego prestiżu. – W czasie największej oglądalności zawsze wyświetlane są mecze mężczyzn – zauważa. – Gdy byłam mała, zastanawiałam się, dlaczego zawsze widzę na korcie Rogera [Federera]. Czasami pokażą Serenę i Venus, ale nie ma żadnej innej [kobiety], która wygrała Wielkiego Szlema.
Mimo że Coco urodziła się w 2004 roku, w swoim życiu doświadczyła nierówności płci: – Tyle razy słyszałam, że czegoś mi nie wolno, bo jestem dziewczyną. W szkole zawsze wygrywałam z chłopakami w bieganiu – w ten sposób udowadniałam, że to wszystko nieprawda. Jestem feministką, ponieważ uważam, że wszyscy powinni być równi.
Gauff przypisuje swoje rozsądne podejście do życia wychowaniu otrzymanemu od rodziców i „byciu sobą”. – Nie potrafię postępować inaczej. Ludzie pytają, jak w wieku 15 lat mogę być tym, kim jestem – a ja po prostu jestem sobą. Wiem tylko, jak to jest mieć 15 lat lub mniej. Dotarłam tutaj dlatego, że skupiałam się nie na wieku, ale na grze. I nadal chcę się rozwijać.
Do niedawna na ścianie jej sypialni na Florydzie wisiały dwa plakaty: Jadena Smitha i Sereny Williams. Jakiś czas temu mama Coco zdjęła plakat aktora i obok plakatu tenisistki powiesiła plakat swojej córki – teraz wspólnie dzielą sukces.
– Zawsze podziwiałam siostry Williams– wyznaje Gauff. – Teraz słyszę, że ludzie podziwiają mnie. To wielkie wyzwanie. Pamiętam o tym za każdym razem, gdy wchodzę na kort. Reprezentuję nie tylko siebie, ale też młode kobiety, które chcą osiągać sukcesy. Czy Coco ma dla nich jakieś przesłanie? – Zawsze mierz wysoko. Nie daj się stłamsić – sięgaj nieba. Jeśli mi się udało, tobie też się uda. Pewnie trzykrotnie lepiej.
– Kiedy przegrywasz, myślisz: „Po co to wszystko?”. Ale w trakcie turnieju nauczyłam się, że aby zajść daleko, trzeba kilka razy upaść. U podstaw mojego aktualnego sukcesu leży wiele wcześniejszych porażek. Czy chodzi o długą grę? Z półuśmiechem odpowiada: – Tak – o długą, bardzo długą grę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.