13 czerwca w ramach Festiwalu Mozartowskiego na deskach Teatru Warszawskiej Opery Kameralnej zagości „Czarodziejski flet”. Scenografię do przedstawienia stworzył Rafał Olbiński, jeden z najsłynniejszych polskich grafików.
Najpopularniejszą ze swoich oper Wolfgang Amadeusz Mozart napisał kilka miesięcy przed śmiercią. Wyzwanie rzucił mu jego przyjaciel, aktor i impresario, a także autor libretto „Czarodziejskiego fletu", Emanuel Schikaneder. Wybudował mistrzowi nieduży dom w ogrodzie swojego teatru, by ten mógł w spokoju oddać się pracy. Sceniczny żywot przedstawienia trwa nieprzerwanie od końca XVIII wieku, a jego magii znawcy doszukują się w fantastycznej wizji odrealnionego świata i masońskiej symbolice, którą usiane jest rozbuchane libretto. Każda z postaci ma swoją muzyczną aurę, historia pełna jest zwrotów akcji, a dobro walczy ze złem, by w końcu z nim zwyciężyć. Inscenizacja Giovanny’ego Castellanosa, którą będzie można zobaczyć podczas Festiwalu Mozartowskiego, skupia się na bajkowym świecie przedstawionym w utworze. Zaprojektowana przez Rafała Olbińskiego scenografia pozwala się w nim całkowicie zanurzyć.
Olbiński, urodzony w 1943 roku w Kielcach, to malarz, grafik, jeden z twórców polskiej szkoły plakatu i artysta znany na całym świecie. Skończył architekturę na Politechnice Warszawskiej i od początku działał interdyscyplinarnie. Po obronie dyplomu współpracował z pismem „Jazz Forum”, a na początku lat 80. wyemigrował najpierw do Paryża, a potem do Nowego Jorku. Tam jego kariera rozwinęła się na dobre. Pojawiły się wystawy, okładki, ilustracje do książek, a także na stronach magazynów, takich jak „The New York Times”, „Newsweek”, „New Yorker” czy „Time”. Ma na koncie ponad 150 wyróżnień i nagród, m.in. w konkursie z 1995 roku na plakat promujący Nowy Jork jako stolicę świata. Zdobył wówczas pierwsze miejsce i dołączył do światowej czołówki grafików. Jego prace wiszą w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie, Carnegie Foundation w Nowym Jorku, w MOMA i w domach kolekcjonerów na całym świecie. Rafał Olbiński jest także twórcą licznych plakatów teatralnych i operowych, m.in. dla New York City Opera, Utah Opera, Pacific Opera San Francisco czy Philadelphia Opera. Jako scenograf operowy z sukcesem zadebiutował w 2002 roku przy okazji przedstawienia „Don Giovanni” wystawianego w Filadelfii.
Jego baśniowe dzieła przedstawiają świat pełen metafor i ukrytych znaczeń. Taki też jest „Czarodziejski flet”. – To opera zwariowana, chaotyczna, pełna zakrętów, a momentami wręcz irracjonalna. Muzycznie jest fajerwerkiem pomysłów dużego dziecka, jakim Mozart był przed śmiercią, a w zasadzie przez całe swoje życie – mówi Olbiński. – „Czarodziejski flet” przypomina, że wszyscy jesteśmy dziećmi. Mimo że czasem wydaje się, że zagubiliśmy w sobie bajkowość, otwartość i realne traktowanie świata, to, co najpiękniejsze. Życie jest cudem absolutnym, a my, pod miliardami gwiazd na niebie, nie wiadomo skąd i dokąd idący, jesteśmy w pewnym sensie żartem losu. Mozart to rozumiał i przedstawiał w swojej muzyce, Schikaneder opisał w libretcie, a ja, mam nadzieję, również w to wszystko się wpisuję. Wielu wielkich artystów przede mną podejmowało się tej próby, jak Marc Chagall, David Hockney czy Julie Taymor, niezwykła specjalistka od kostiumów. Stawać z nimi w szranki, walczyć z własnymi ograniczeniami, to dla artysty marzenie, a dla mnie – wielka sprawa. Czuję się dzieckiem szczęścia. A co z tego wyszło, nie wiem. Po premierze zawsze widzę rzeczy, które chciałbym poprawić, ale ta opera też nie jest doskonała. Dla mnie prawdziwa sztuka opiera się na niedoskonałości. Chaos w muzyce, libretto i mojej prezentacji tej historii wydaje się spójny – podkreśla artysta.
Scenografia teatralna nie jest pozbawiona ograniczeń, trzeba mieć na uwadze wielkość sceny, przebieg akcji. Trzeba też pilnować, by forma nie przerosła treści. – Cały czas mam na uwadze, że moja rola w teatrze jest służebna. Najważniejsze są muzyka i ludzie, którzy tak fantastycznie śpiewają. Muszę stale temperować swoje ego, żeby nie przesadzić, żeby „ja” nie stało się ważniejsze niż Mozart. Historia zna takie przypadki. Wielu krytyków zarzucało Chagallowi, że jego scenografia była bardziej o Chagallu niż o Mozarcie. On miał pod koniec życia tak rozbuchane ego, że zatracił poczucie proporcji. Ja mam nadzieję, że jeszcze go nie straciłem – uśmiecha się Olbiński.
Tak jak pisarz zaczyna swoje dzieło od pierwszego zdania, po którym palce same wiedzą, co mają robić, tak Olbiński pracę nad scenografią rozpoczyna od najtrudniejszej sceny czy postaci. W tym przypadku wyzwaniem był wąż. Przez lata artyści zmagali się z jego obrazem. Jak go przedstawić, żeby był jednocześnie nieco śmieszny, ale i groźny, nie z tego świata? – Rysowałem sobie tego węża na tarasie mojego domu na Martynice z widokiem na Morze Karaibskie. Po powierzchni wody tuż pod moimi oknami płynął „Dar Młodzieży”. Popatrzyłem na niego i jakoś poszło – śmieje się Olbiński.
Skoro o młodzieży mowa, artysta przyznaje, że opera to dla niego powrót do dzieciństwa. Czy ma jednak szansę zachwycić młode pokolenie? – Spektakl jest idealnie skrojony pod dzieci, pozwala zakochać się potem w wyższej formie sztuki niż disco polo. Gdyby nasz system edukacji był nastawiony na produkowanie wartościowych obywateli, wizyty w operze byłyby w programie zajęć. Wielkość narodu mierzy się jakością, nie rozmiarem czy liczebnością. Powinniśmy zadbać o tę jakość, o wyobraźnię, serwować dzieciom takie wrażenia.
Premiera Czarodziejskiego Fletu w reżyserii Giovanny’ego Castellanosa, ze scenografią Rafała Olbińskiego, z kostiumami Marcina Łobacza i pod muzycznym kierownictwem Marcina Sompolińskiego, odbędzie się 13 czerwca w Teatrze Warszawskiej Opery Kameralnej. Kolejne przedstawienia zaplanowano na 14, 15 i 16 czerwca.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.