Nagrodzony na Sundance London dokument „Half The Picture” Amy Adrion to jedno z wydarzeń wrocławskiego American Film Festival. Film dotyka problemu dyskryminacji reżyserek w Hollywood. O swoich doświadczeniach opowiadają m.in. Lena Dunham („Dziewczyny”), Ava DuVernay („Selma”) czy Sam Taylor-Johnson („50 twarzy Greya”).
Ostatnie miesiące to w Hollywood czas wielkich zmian. Równo rok temu media opanował hasztag #metoo, który miał naświetlić problem molestowania seksualnego. Była to reakcja na wielki skandal z udziałem hollywoodzkiego tytana, Harveya Weinsteina. Producent przez lata wykorzystywał kobiety, których kariery zależały od jego wpływów. W styczniu tego roku na łamach „New York Timesa” ukazało się płatne ogłoszenie. Ponad 300 przedstawicielek branży filmowej – aktorek, scenarzystek, agentek, producentek i reżyserek – informowało, że inicjują inicjatywę Time's Up. Jej zadaniem ma być wspieranie nierównej walki z seksizmem, przemocą seksualną i systemową dyskryminacją, jakiej doznają w branży kobiety. Akcję wspierały m.in. Reese Witherspoon, Cate Blanchett i Natalie Portman. Z tygodnia na tydzień do mediów przedostawały się kolejne historie kobiet, których kariery zostały złamane lub przynajmniej wykolejone, bo nie chciały się z kimś przespać. Nie były uległe, miłe, dekoracyjne.
Mizoginia dotyka kobiety na wszystkich polach branży filmowej. Po nosie dostają nie tylko aktorki, ale także profesjonalistki, które miały czelność chcieć grać w „klubie dla chłopców”. Na reprezentantkach jednej z tych grup skupia się dokument „Half the Picture” Amy Adrion nagrodzony podczas tegorocznego Sundance Film Festival London. – W kluczowym dla równouprawnienia momencie w Hollywood utytułowane reżyserki dzielą się z ekranu opowieściami o swojej sztuce, życiach i karierach. W tej branży kobiety przez lata spotykała systemowa dyskryminacja. Na horyzoncie pojawia się pierwszy błysk nadziei na przyszłość, która potraktuje ich głosy na równi z męskimi – podkreślano w uzasadnieniu werdyktu.
Na ekranie zobaczymy prawdziwą plejadę gwiazd. Lena Dunham („Dziewczyny”), Ava DuVernay („Selma”), Sam Taylor-Johnson („50 twarzy Greya”), Jill Soloway („Transparent”), Catherine Hardwicke („Zmierzch”), Gina Prince-Bythewood („Miłość i koszykówka”), Kimberly Peirce („Nie czas na łzy”), czy wreszcie Penelope Spheeris („Świat Wayna”), której zblazowany sposób bycia i absolutna szczerość są na ekranie źródłem mocno wisielczego humoru. Ciekawe, że wśród rozmówczyń Adrion zabrakło choćby Kathryn Bigelow, czyli tej, której udało się do „męskiego klubu” dostać. Autorka żartobliwie podkreśla, że to jej pierwsza produkcja, więc rozmowa z nią nie była obowiązkowa. Nie znamy też przyczyn nieobecności w filmie Patti Jenkins, Sofii Coppoli czy Jane Campion – może wynikać z niedogrania harmonogramu. Ale inne twórczynie, które zabierają na ekranie głos, zwracają uwagę na alternatywny powód, o którym wspominała mi też Adrion w wywiadzie dla „Newsweeka”: – Wiele z tych kobiet musiało wyszarpywać każdy centymetr drogi, na końcu której czekały – dziś już przed nimi otwarte – drzwi. Dlatego niechętnie się odwracają. (…) W przeszłości kobiety były nastawione przeciwko sobie. Niechętne, by sobie pomagać, bo stała za tym – podsycana przez mężczyzn – myśl: ona może zająć moje miejsce. Zauważyłam, ze starsza generacja reżyserek często myśli, że skoro one niemal się zarżnęły, ale sobie dały radę, to teraz przebijanie się jest zmartwieniem następnych pokoleń. Ale sądzę, że kolejne generacje kobiet myślą zupełnie inaczej. I to znacząca zmiana. Ludzie widzą, że wzbierająca fala unosi wszystkie łodzie. Im więcej kobiet w pomieszczeniu, tym bardziej jesteś bezpieczna, a twój głos donośniejszy.
Z „Half the Picture” jasno wynika, że mężczyzn ocenia się po potencjale, kobiety po dorobku, który z oczywistych przyczyn jest mniejszy, niż ich kolegów. Gdy Hardwicke czy Taylor-Johnson kręcą komercyjny hit, wcale nie dostają potem kolejnych propozycji, których ich koledzy mieliby już na pęczki. Zdobywają Oscary, niczym Peirce albo Duvernay, ale telefon milczy. Rynek filmowy kaleczą stereotypy. Producenci wciąż uważają, że „reżyser idealny” to ktoś w typie wojskowego generała, agresywny, władczy. Do opisywania planu służy im militarna metaforyka. Według stereotypowych wyobrażeń kobieta do takiego środowiska nie pasuje. Tylko, że jak podkreśla jedna z bohaterek Adrion, Karyn Kusama („Aeon Flux”, „Destroyer”) plan filmowy „to nie pole bitwy”. – Potrzebujemy kogoś, kto potrafi sprawić, że zespół zaczyna się ze sobą porozumiewać – mówi.
Jak pisałam w tekście dla czerwcowego „Vogue Polska”, „W Hollywood na 22 reżyserów płci męskiej przypada jedna (sic!) reżyserka.” Raport amerykańskiej Equal Employment Opportunity Commission z 2016 roku był bezlitosny: jeśli za kamerą stoi mężczyzna, kobiety dostają średnio 18 proc. czasu ekranowego. Gdy zmienia go kobieta, szanse na ekspozycje bohaterki wzrastają do 57 proc. EEOC prowadziła swoje badania od 2013 do 2015 roku. W tym samym czasie niezależne śledztwo kontynuowała ACLU (American Civil Liberties Union, organizacja non profit skupiająca się na obronie konstytucyjnych praw obywatelskich). Ustalenia dowodzące rażącej dyskryminacji ze względu na płeć w branży filmowej zaowocowały wystosowaniem oficjalnych listów do amerykańskiego rządu z poleceniem wyrównania tej sytuacji pod groźbą pozwu. Te wydarzenia wyznaczały klimat prac nad filmem.
Adrion przepytała wyłącznie kobiety. Gdyby na krześle przed kamerą posadziła szefów dużych studiów, opowiadaliby jej z uśmiechem o swoich programach na rzez inkluzywności, wykorzystując spotkanie jako PR-ową akcję. Twórczyni nie chciała, żeby znowu o kobietach mówili mężczyźni. – Nie potrzebujemy Martina Scorsese tłumaczącego nam, jak wielka jest Kimberly Pierce, choć zrobiłby to, bo jest jej wielkim fanem – mówi. Chciała zrobić miejsce dla kobiet. Gest, który wykonała Adrion, jest ważny. Co ciekawe, w pierwotnym kształcie film zawierał fragmenty laudacji, które na cześć bohaterek wygłaszali różni ich fani, w tym mężczyźni. Niestety także ci, na których spadły potem oskarżenia o niewłaściwe zachowanie. Gdy wybuchła afera Weinsteina, „Half the Picture” był już na ostatnim etapie montażu. Adrion z dnia na dzień wycięła z materiału Charliego Rose, Matta Lauera i kilku innych. Dziś zastanawia się, czy gdyby filmowała swoje rozmowy już na fali #metoo, jej bohaterki bardziej otwarcie mówiłyby o swoich traumach. Ale ten watek i tak jest na ekranie mocno zaznaczony, choć nie dominuje. Sercem „Half…” są raczej toczące branżę choroby mizoginizmu, maczyzmu i męskocentryzmu, a nie problem molestowania seksualnego.
Podczas tegorocznego festiwalu Sundance London, z którego Adrion wyjechała z nagrodą, na scenie zasiadły trzy reżyserki: Debra Granik („Zatrzyj ślady”), Desiree Akhavan („Złe wychowanie Cameron Post”) i Jennifer Fox („Opowieść”). Podejmowany przez Adrion temat znalazł rozwinięcie w ich rozmowie, która odbyła się w ramach panelu „Triple Threat – Three Major Filmmakers in Conversation” prowadzonego przez Wendy Mitchell, dziennikarkę, byłą redaktorkę m.in. „Screen International”, „IndieWire” i „Rolling Stone”. Podobnie jak bohaterki dokumentu Adrion, także one spotkały się z na swojej drodze z molestowaniem seksualnym czy próbami ingerencji producentów w ich proces, poczynając od rzeczy praktycznych, jak dobór montażysty, po uwagi typu: „mogłabyś to robić z większą radością”. Opowiadały o tym, jak bardzo musiały się nagimnastykować, żeby znaleźć finansowanie dla filmu. – Fabularne produkcje, które dotykają trudnych, niemainstreamowych tematów, mają w USA problem – podkreślała Fox. – Tylu ludzi chce wpływać na twój film, że w pewnym momencie zaczynasz myśleć: „Czy ja naprawdę chcę to robić?” – wspominała Granik. Reżyserka w bardzo emocjonalny sposób opowiadała, jak walczy o siebie. – Staram się odnosić do innych z szacunkiem, rozważam ich propozycje, ale jeśli wiem, ze coś jest dobre, muszę to przeforsować. Chcę, żeby moja trzynastoletnia córka wiedziała, że ma prawo mieć swoje zdanie i przy nim trwać – zakończyła twórczyni. Najmłodsza w grupie Desiree Akhavan słuchała ich ze wzruszeniem: – Popłakałam się tu dziś chyba z pięć razy. Człowiek zdaje sobie sprawę, ile jest sposobów na robienie filmów, więcej, niż jedna ścieżka, sposób reżyserowania, kilka wcieleń sukcesów. To budujące. Ale jednocześnie widzę, że wszystkie nieustannie walczymy. Ta walka nigdy się nie kończy.
Najlepsze filmy z poprzednich edycji festiwalu Sundance, niezależne produkcje światowego kina, dokumenty i najpopularniejsze seriale telewizyjne można oglądać na Sundance TV Polska.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.