Czerwony przebył długą drogę od koloru możnowładców do barwy kojarzonej z rewolucją. Znaczeniu czerwieni w modzie, historii sztuki i pielęgnacji ciała w kolejnej odsłonie cyklu przygląda się historyczka mody Aleksandra Jatczak.
Seksowna suknia Marilyn Monroe w „Mężczyźni wolą blondynki”. Elegancka Audrey Hepburn w „Zabawnej buzi” w słynnej scenie na schodach Luwru. Luksusowa podeszwa w butach Louboutina. Przyciągające wzrok szminka i paznokcie. Dywan dla gwiazd na festiwalach filmowych i ważnych imprezach. Życiodajna, ale i przelana na polu walki krew. Romantyczne serduszka i dekoracje na walentynki. Czerwone światło. Stop! Można wymieniać w nieskończoność, bo czerwony to najważniejszy kolor z najdłuższą historią. Pierwszy, który ludzie perfekcyjnie wyprodukowali i z którego wyróżnili tyle odcieni. Jego wyższość nad innymi widać nawet w języku – w wielu jest synonimem pięknego, ładnego lub kolorowego.
Do dziś czerwony pozostaje najbardziej wyrazisty i najbogatszy w znaczenia oraz symbolikę. Obecnie wiemy już też, że to pierwszy kolor, jaki ludzkie oko w ogóle zauważa, kiedy przestaje widzieć tylko na czarno-biało, czyli po kilku tygodniach życia. Jest też pierwszym zastosowanym w sztuce. Czerwone są rysunki ścienne w Altamirze, w jaskiniach w południowej Afryce czy na terenach współczesnej Holandii. Ten kolor sprzed kilkudziesięciu i kilkunastu tysięcy lat przed naszą erą uzyskiwano z ochry. Przez stulecia stanowił też kolor kluczowy w karierach malarzy. U starożytnych był jednym z podstawowych używanych i już oni korzystali z różnych pigmentów: cynobru, ochry, hematytu, ołowiu. U nowożytnych twórców, jak Rafael czy Tycjan, który korzystał też z syntetycznego cynobru, pozwalał uzyskać cenioną szeroką paletę czerwieni. W sztuce współczesnej nie ma bardziej wyrazistego koloru, o czym niech zaświadczy choćby wielkoformatowy obraz Marka Rothko,
Wszędobylska czerwień
W starożytności z czerwonej cegły budowano domy, wykonywano naczynia, biżuterię, farbowano nią tkaniny, a być może nawet zdobiono ciało (body painting). Barwione na czerwono kości i zęby wykorzystywano do tworzenia bransoletek, amuletów o magicznych mocach. W Egipcie kolor ten używany był bardzo świadomie przez twórców wielu dziedzin – od dekoracji wnętrz po zdobienie ubrań. Miał niesamowitą liczbę odcieni i był poważnym źródłem dochodów. To tutaj prawdopodobnie spopularyzował się cynober – naturalny siarczek rtęci, choć piękny, to toksyczny, z czego nie od razu zdawano sobie sprawę. Kilkunastokrotnie droższy od ochry, równy ceną niezwykle drogiemu błękitowi egipskiemu, co nie zniechęcało wszak użytkowników: w użyciu były czerwone farby, kosmetyki do makijażu, szkło barwione, mydło, a nawet niektóre leki. Wierzono na przykład, że woda o czerwonym kolorze uzyskanym z hematytu (tlenku żelaza) wyleczy choroby krwi i powstrzyma krwawienie. W kulturze egipskiej czerwień zyskała różnorodne znaczenia, na lata decydując o ważności i wszechobecności tego koloru. Z jednej strony pejoratywne: to kolor spalonej ziemi i ludzi ją zamieszkujących – a więc obcych, wrogów, bo „swoi” zamieszkiwali zielone tereny żyznego Nilu. (Od średniowiecza takim wrogiem będzie Judasz, malowany z rudoczerwonymi włosami, a na jego wzór – wszyscy inni zdrajcy). Ale też jest to kolor, który przykuwa uwagę – czerwone są buciki pracownic starożytnych domów publicznych. I może stąd zmysłowe konotacje z czerwienią w bieliźnie, bo przez kolejne dekady, od tych czerwonych bucików w starożytnym Rzymie po czerwone latarnie w Amsterdamie XX wieku, będzie to kolor kojarzony z „płatną miłością”.
Ale starożytny czerwony może być też całkiem pozytywny. Chronił przed diabłem i złymi mocami, chociażby przez skojarzenie z amuletem, jakim był jaspis. Wierzono, że jego barwa to krew lub łzy bogini płodności Izydy. I właśnie przez symboliczne związki z krwią, siłami życiowymi czerwień zyskuje na lata bardzo mocne znaczenie: mocy, siły, zwycięstwa. W rzymskich togach purpurowy jest nie tylko zwycięski, lecz także po prostu władczy. Barwniki, z których uzyskiwano purpurę, były niezwykle drogie, w związku z czym przepisy dyktowały, ile koloru mogła mieć czyja toga. U przedstawicieli klas wyższych mógł to być tylko wąski pasek, u senatorów – szerszy, a u zwycięskiego wodza – cała toga, którą w dodatku mogły zdobić hafty złotych liści. Była jednak tak droga, że nawet władca nie mógł sobie na nią pozwolić. Wypożyczał ją ze świątyni Jowisza na Kapitolu tylko na najznamienitsze okazje. Zwycięski gladiator, opuszczając Koloseum, mógł również natrzeć swoje ciało mazią z cennym cynobrem, a następnie paradować tak po ulicach Rzymu. Pompeje dowodzą z kolei, że ściany domów klasy wyższej również mogły być barwione tym pigmentem.
W czasach starożytnych stosowano też smoczą czerwień z roślin, purpurę z mięczaków z Morza Śródziemnego oraz minię ołowiową (czerwony ołów) – jeden z pierwszych syntetycznych pigmentów. Jej przykuwający wzrok pomarańczowy odcień dobrze komponował się z marmurem i złotem i był często używany do inskrypcji. Później średniowieczni ilustratorzy używali go w swoich iluminowanych rękopisach, ale najpopularniejszy był wśród artystów z Indii i Persji w XVII i XVIII wieku. Zapalonym użytkownikiem tego koloru będzie też Vincent van Gogh, ku rozpaczy konserwatorów jego prac – bo minia pod wpływem światła blednie. Wspomniany już Tycjan z kolei będzie korzystał z syntetycznego cynobru – vermilionu, bardzo głębokiego, znanego dużo wcześniej w Chinach, w XVI wieku spopularyzowanego w Europie, ale mającego odwrotną wadę – ciemnienia właściwie do czerni.
Barwy elit
Od starożytności do XIV wieku czerwony będzie właściwie najmodniejszym z kolorów – symbolizował zarówno władzę, jak i zwycięstwo, bogactwo, ojców Kościoła katolickiego, a także krew Chrystusa. Był kolorem ubrań chińskich cesarzy, kardynałów, papieży, walecznych mężczyzn, nawet ich agresji, werwy, decydującej o zwycięstwie na polu walki. To nie oznacza, że nie nosiły go kobiety. Do XVI wieku, kiedy reformacja zacznie zwalczać kolory, czerwony będzie bardzo pożądany w ich garderobie jako kolor elegancji, prestiżu (z uwagi na cenę), ale też gracji. Jako kolor miłości (koncepcja ta pojawia się już w średniowieczu) będzie chętnie wybierany na okoliczność ślubu. Nie zmieniła tego nawet panująca od XIV wieku wielka moda na niebieskie i czarne ubrania. Właściwie wszystkie te trzy kolory oraz biel wymagały niezwykle skomplikowanego procesu farbowania i wszystkie świetnie łączyły się ze złotem i srebrem – stąd pozwalały podkreślać elitarny status. W tamtym czasie najgłębszą (i najdroższą zarazem) czerwień tkanin uzyskiwano z wysuszonych i zmielonych owadów czerwca karminowego, sprowadzanych z Nowego Świata. W XVI i XVII wieku z koszenili zaczęli też korzystać artyści utrwalający tę modę w portretach, do których elita wybierała najbardziej reprezentacyjne ubrania: Rembrandt, Anthony van Dyck (portret doży Agostino Pallaviciniego), El Greco czy Vermeer. Później stosowali go też Turner czy Gainsborough. Koszenila dawała piękny szkarłatny efekt, ale z czasem niestety też bladła, dlatego cynober przez lata pozostawał bezkonkurencyjny. Dopiero kiedy w 1910 roku pojawiła się na rynku komercyjna czerwień kadmowa (efekt odkrycia z 1817 roku, kiedy to Friedrich Stromeyer i Karl Samuel Hermann odkryli kadm), uzyskano pierwszą poważną alternatywę. Szybko i umiejętnie wykorzystał go Henri Matisse, ale wielu, jak Renoir, opierało się rewolucji. Dopiero w połowie wieku artyści pokroju Pollocka zaczęli chętniej sięgać po nowości tego typu. Nie zawsze z korzyścią dla swojej sztuki: Rothko jest świetnym przykładem, że niesprawdzone czasem nie zapewniały efektu na lata. W 1962 roku, tworząc murale dla Uniwersytetu Harvarda, włączył do swojej palety dwie zupełnie nowe czerwienie. Naftol się sprawdził, ale inny wybór artysty – litol – doprowadził do zniszczenia prac. Czerwień litolowa, nadal używana jako tani atrament w przemyśle drukarskim, jest bowiem bardzo wrażliwa na światło. Po kilku latach głębokie tony w uniwersyteckiej jadalni wyblakły do jasnoniebieskiego, a pod koniec lat 70. XX wieku były tak zniszczone, że musiały zostać trwale usunięte.
Czerwona twarz, czerwona dusza
Choć pożądany w modzie i sztuce, czerwony będzie bardzo niechętnie widziany na ciele i skórze. Stąd cały szereg zabiegów już od starożytności na wszelkie możliwe sposoby walczy z zaczerwienieniami, żyłkami, niedoskonałościami skóry. Czerwona twarz będzie co najwyżej znakiem plebsu i prostactwa. Elita, dbając o biel lica, będzie się imać zabiegów toksycznych i niebezpiecznych, albo, w najlepszym razie, z dzisiejszego punktu widzenia mało sensownych, jak w cytowanym przez Vigarella przepisie na maseczkę z „jeszcze ciepłej krwi kurczęcia, gołębia, kury lub kapłona, świeżo wytoczonej z dolnej części skrzydeł”. Tak uzyskana ciecz miała usuwać krew z nosa i policzków… Nasza współczesna walka z pryszczami, przebarwieniami czy żylakami za pomocą równie niepewnych, jeśli idzie o skuteczność, kremów i zabiegów, jest kontynuacją tego zjawiska. Czerwone, a właściwie zaróżowione, mogą być na ciele jedynie: policzki – jeszcze do późnego średniowiecza dowód swoistej niewinności, dziś pozwalają ładnie uwydatnić kości policzkowe; paznokcie – te dopiero od okresu międzywojnia, oraz oczywiście zmysłowe usta – przez stulecia podkreślane różnymi maziami, a od lat 20. XX wieku wspomagane szminką w sztyfcie. Wagina i sutki – wyraźnie czerwone z natury – przez lata są tematem tabu (zarówno w słowie, jak i obrazie), dzisiejszej cenzury w mediach społecznościowych nie wyłączając.
Jakby tych znaczeń było mało, na przełomie XVIII i XX wieku czerwony staje się też polityczny. Jako kolor walki i kontra do konserwatyzmu symbolizować będzie rewolucję, ruchy lewicowe, socjalizm. Komunizm będzie czerwony, a faszyzm czarny. Nawet w bliskiej nam rzeczywistości czerwone błyskawice wraz z czerwonymi sukienkami à la „Opowieść podręcznej” i czarnymi żałobnymi ubraniami stały się symbolem walki Polek o ich pozycję i prawa.
W życiu codziennym czerwony to zwykle znak o charakterze ostrzegawczym, co wynika z tego, że jest po prostu bardzo łatwo dostrzegalny. Stąd tyle czerwonego w znakach drogowych, pojazdach strażaków (choć już nie na ich ubraniach) oraz innych służb pomocniczych. W myśl tej samej zasady w XX wieku czerwień znajdzie jeszcze szerokie zastosowanie w reklamie, przenikając do logo Coca-Coli, wszywki Levi’sa czy czerwonych napisów PROMOCJA. XX wiek przyniósł też badania z zakresu psychologii, które dowiodły tego, co sztuka i moda wiedziały do dekad: kolor ten nasuwa skojarzenia z witalnością, wigorem, instynktem walki i agresywnymi skłonnościami, popędem seksualnym, pragnieniem miłości, namiętnością, potrzebą podboju. Znaleziono też odpowiedź na pytanie, w jaki sposób osoby płci przeciwnej postrzegają osoby, które noszą czerwony. Dowiedziono, że zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet jego wykorzystanie na ogół kończy się pozytywnie, zwłaszcza w kontekście życia seksualnego…
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.