Co kryje się pod słowem „intercyza”? Odpowiada radczyni prawna, Katarzyna Kraus
Spotkanie z prawnikiem w kancelarii to nieraz pierwsza sytuacja, w której para rozmawia o pieniądzach. Tymczasem świadomość to podstawa, mówi nam radczyni prawna, Katarzyna Kraus. – Umowy podpisujemy w dobrych czasach na wypadek tych złych – przypomina i tłumaczy, że istnieją różne rodzaje intercyz, a najlepsza z nich to ta, która pasuje do sytuacji życiowej danej pary i zabezpiecza interesy obu stron.
Hasło intercyza większości z nas kojarzy się jednoznacznie – z rozdzielnością majątkową. W rzeczywistości jednak to bardziej skomplikowana sprawa. Zanim wejdziemy w prawne meandry umów między małżonkami, zapytam przewrotnie: czym nie jest intercyza?
Nie jest lekiem na całe zło, jeśli chodzi o zabezpieczenie finansowe w związku. Wielu osobom wydaje się, że intercyza daje bezpieczeństwo, a z tym naprawdę różnie bywa. To zależy od rodzaju umowy, jaką podpiszemy. W polskim prawie mamy aż cztery typy takich umów, z czego naprawdę niewiele osób zdaje sobie sprawę. W powszechnym przekonaniu intercyza równa się rozdzielności majątkowej, ale prawda jest taka, że pod tym hasłem kryje się kilka różnych możliwości. I o dziwo, nie wszystkie z nich dzielą.
Intercyza może łączyć?
Jeden z jej wariantów, czyli umowa rozszerzająca wspólność majątkową, powoduje, że nie tylko to, co nabyte po ślubie, staje się wspólne, ale też dobra zgromadzone przed małżeństwem mogą zostać włączone do majątku. W Polsce panuje często błędne przekonanie, że skoro po ślubie wprowadzam się do mieszkania męża, to ono staje się wspólne, „nasze”. I oczywiście można je tak nazywać, ale pod kątem prawnym mieszkanie, które należało do jednej ze stron przed ślubem, nadal będzie do niej należało. O ile oczywiście nie podpiszemy wspomnianej intercyzy albo nie darujemy współmałżonkowi udziału w mieszkaniu.
W jakich sytuacjach warto podpisać ten typ umowy?
Każda sytuacja jest inna, więc trudno odpowiedzieć ogólnie, ale może to mieć znaczenie np. przy kupnie nieruchomości. Ostatnio była u mnie para, która posiadała dwa mieszkania, każdy własne, kupione przed ślubem. Chcieli je sprzedać, żeby kupić wspólny dom. Mieszkania były różnej wartości, powiedzmy jedno za 700 tysięcy, a drugie za 300 tysięcy. Dom kosztował milion złotych. Jeśli doszłoby do zakupu bez intercyzy – czyli po prostu każdy wyłożyłby swoje pieniądze – to w sytuacji rozwodu jednej ze stron należą się 2/3 domu (lub jego wartości), bo jej wkład finansowy był większy. W momencie podpisania intercyzy rozszerzającej, majątek dzieli się po połowie, bo też zgromadzone środki po sprzedaży mieszkań stają się wspólne.
I teraz najbardziej popularna intercyza, czyli umowa o rozdzielności majątkowej.
Tak, jest to umowa, po podpisaniu której nie powstaje wspólny majątek. Warto dobrze przemyśleć jej podpisanie. Czasem trafiają do mnie klientki, które zdecydowały się na intercyzę pod wpływem i naciskiem męża, który przekonywał je, że to dla ich bezpieczeństwa. I oczywiście w jakimś sensie ta umowa zabezpiecza kobietę, na przykład kiedy mąż robi ryzykowne operacje finansowe itp. Tylko w wypadku rozwodu nagle się okazuje, że żona zostaje z niczym, bo ostatnie 10 lat spędziła na wychowaniu dzieci, nie zdobywała i nie gromadziła majątku, a mąż, który tak dbał o jej bezpieczeństwo, nagle znika z całym dorobkiem.
Jest na to jakiś sposób?
Umowa o rozdzielności majątkowej z wyrównaniem dorobków, czyli trzeci rodzaj intercyzy. Lubię ten rodzaj intercyzy, ponieważ mam poczucie, że ona weryfikuje nasze intencje. Jest to typ intercyzy, która zakłada pełną rozdzielność majątkową, ale w przypadku rozwodu drugiej stronie należy się wyrównanie majątku. Czyli ten wspominany już „pan mąż” nie może sobie czmychnąć ze wszystkimi pieniędzmi, tylko musi żonie wyrównać majątek, jeśli oczywiście to ona w tym związku mniej zarabiała.
Brzmi sensownie i w końcu naprawdę bezpiecznie. Jedna umowa, a tak duża różnica. Oczywiście wychodzi ona dopiero podczas rozwodu, którego chyba nikt nie zakłada, biorąc ślub.
Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko klasycznej, tej najbardziej popularnej intercyzie, czyli rozdzielności majątkowej, ale apeluje do przyszłych małżeństw, żeby podpisywały ją z pełną świadomością. Kiedy przychodzą do mnie pary po poradę prawną, zawsze przedstawiam im wady i zalety danej umowy w oparciu o ich sytuację prawnomajątkową. Decyzje podejmują już sami.
No właśnie, jak wygląda rozdzielność majątkowa od strony technicznej? Możemy się po prostu umówić, że każdy zarabia na siebie?
Absolutnie nie. Aby taka umowa majątkowa małżeńska była prawnie skuteczna, musi być zawarta przed notariuszem. Nie może tego zrobić ani prawnik, ani jakiś świadek czy inna osoba. Co więcej, nie może to być dokument podpisany pod presją czy przymusem. Notariusz ma obowiązek pouczyć nas i spytać, czy podpisujemy dokument dobrowolnie i z pełną świadomością jego konsekwencji.
A kiedy do takiego notariusza można się wybrać?
Można przed ślubem, z tym, że umowa będzie obowiązywać dopiero od dnia zawarcia małżeństwa. Oczywiście można ją także podpisać w każdym momencie trwania związku, należy jednak pamiętać, że prawo nie działa wstecz.
Rozumiem, że skoro podpisać można w każdym momencie, to zrezygnować z niej również?
Oczywiście. W Polsce panuje przekonanie, że intercyzę podpisuje się raz, na całe życie. Ja zawsze namawiam moich klientów, żeby byli elastyczni, bo w różnych momentach może przydać nam się inny typ umowy. Mówiąc o czterech rodzajach, nie opowiedziałam jeszcze o ostatnim, czyli umowie ograniczającej wspólność. To typ intercyzy, w której sami określamy, co wchodzi do wspólnego majątku, a co każdy gromadzi dla siebie.
Na przykład dochód z wynajmowanego panieńskiego mieszkania wpada na moje konto, ale już zarobki mamy wspólne?
Może to tak wyglądać. Ale nie skupiałabym się tym, na czyje konto te pieniądze wpadają. Często klienci błędnie myślą, że jak pensja przychodzi na rachunek męża, to należy do niego. Według polskiego prawa wszystko, co gromadzimy w trakcie małżeństwa, stanowi wspólność niezależnie od tego, do czyjej skarbonki trafia.
Chyba że zdecydujemy się na jedną z intercyz. To popularne rozwiązanie w Polsce?
Coraz częściej podpisuje się takie umowy, choć mam wrażenie, że wiedza na ich temat jest nadal mocno ograniczona. Większości kojarzą się one pejoratywnie. Moje klientki, kiedy słyszą „intercyza”, to myślą „rozwód” albo że mąż ich już nie kocha. Szkoda, bo przecież to może być też rodzaj zadbania o siebie.
Myślę, że problemem jest fakt, że w związkach cały czas mało rozmawia się o pieniądzach.
Oj tak. Często spotkanie ze mną to pierwszy moment, kiedy para dyskutuje o finansach. I bywa, że mają zupełnie inne wizje, oczekiwania. Uwielbiam sytuacje, gdy do mojego gabinetu trafiają narzeczeni albo małżeństwa, bo wtedy jestem świadkiem wspaniałych rozmów.
Bywa emocjonalnie?
Potrafią polać się łzy. Zdarza się też, że przychodzi para z pewnością, że chcą podpisać rozdzielność majątkową, a wychodzą z przekonaniem, że to jednak zupełnie nie dla nich.
No właśnie. Dla kogo intercyza nie jest rozwiązaniem?
Tu znów odpowiem jak typowy prawnik: „to zależy”, ale jeśli jesteśmy młodym małżeństwem bez majątku, na tak zwanym dorobku, gdzie obie strony zarabiają podobnie, z pewnością nie ma to większego sensu. Wchodząc w małżeństwo, decydujemy się na wspólnotę emocjonalną, wspólnotę seksualną, więc dobrze by było, gdyby ta finansowa też nas nie różniła, ale oczywiście wszystko jest kwestią decyzji.
I świadomości, a z tą bywa różnie.
To prawda. Na moim kanale na Instagramie szerzę wiedzę na temat intercyz, ale myślę sobie, że fajnie by było, gdyby para, zawierając małżeństwo, dostawała też od urzędnika jakąś „ściągę” ze wszystkimi niezbędnymi informacjami. Ja zawsze w prezencie ślubnym daję parze dodatek w postaci kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Uważam, że warto znać swoje prawa, ponieważ świadomość to podstawa. Potem można podejmować różne decyzje, ale warto wiedzieć, jakie to może przynieść konsekwencje. Warto także pamiętać, że umowy podpisujemy w dobrych czasach na wypadek tych złych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.