Zdarza się, że określamy kogoś „kocią mamą” czy „kociarą”, gdy przejawia szereg ekscentrycznych dla nas zachowań, rzucamy „starą panną z kotem” jak obelgą. A jednak, gdy proporcjonalnie do wzrostu rat kredytów, nadgodzin, inflacji i wirtualnych relacji rośnie potrzeba przywiązania do czegoś prawdziwego, coraz częściej decydujemy się na kota zamiast dziecko. O to, czy pet parenting jest dziś substytutem rodzicielstwa, pytam psychoterapeutkę Karolinę Leę Jarmołowicz z Ośrodka Centrum i troje właścicieli kotów.
Agata, dyrektorka w firmie motoryzacyjnej: Kot to mój comfort zone
Nie mieszkam w Polsce i długo zastanawiałam się, co znaczy stereotyp kociary. To stara panna, która nie wychodzi z domu, bo woli towarzystwo kota niż ludzi? Jestem singielką, bez partnera i dzieci, ale też bez ciśnienia, by zostać matką. Przez długi czas nie decydowałam się na kota, bo mój ówczesny partner ich nie lubił. Sprawiłam go sobie chwilę po rozstaniu. Czasem poddaję się kliszom – gdyby jakiś daleki wujek powiedział mi, że jestem kocią mamą, to pewnie bym się tym nie przejęła, ale gdyby zrobiła to bliska mi przyjaciółka, to pewnie zrobiłaby mi tym przykrość. Nadal chciałabym mieć dziecko, kot nie wypełnia tej luki. Nadal też jestem otwarta na nowe relacje – na starcie wykluczam tylko grupę tych, którzy w opisie na Bumble (niemieckim portalu randkowym – przyp. red.) piszą: „Tylko nie kocia mama” albo „Nie lubię zwierząt”. To, czy ten ktoś będzie lubił zwierzęta, jest kluczowe. Nawet jakbym ich nie miała. Ja po prostu lubię o kogoś dbać. Czy nie z podobnego powodu ludzie mają dzieci? Jest w tym trochę egoizmu – dajesz coś i skrycie liczysz, że dostaniesz coś w zamian. To nie zawsze działa w ludzkim świecie, prawda? A zwierzę kocha bezwarunkowo.
Karolina, dziennikarka: Silny instynkt kocierzyński
Jestem kociarą. Chciałam mieć kota od zawsze, zbierałam nawet porcelanowe i gipsowe figurki kotów jako dziecko, niestety mój brat był uczulony, więc opcja posiadania prawdziwego odpadała. Przez dorosłe lata czekałam na dobry moment. Najpierw mieszkaliśmy z partnerem w wynajmowanym mieszkaniu, potem dużo wyjeżdżaliśmy, następnie przyszła pandemia – jedna wielka niewiadoma. Aż nadszedł odpowiedni moment. Zgadzam się, że posiadanie zwierzęcia to pewien rodzaj rodzicielstwa, ale na pewno nie 1:1, jak w wypadku małego człowieka. Kiedyś śmieszyli mnie znajomi, którzy mówili o sobie „psia mama” albo że ich „synek” został sam w domu. Dzisiaj sama łapię się na tym, że w domu mówię do swojej kotki: „Idź do tatiego, niech cię pogłaszcze”, ale na pewno nie powiedziałabym nigdy publicznie o mojej kotce, że to moja córka. Bardziej partnerka. Jeśli mówimy o potrzebie kochania drugiej osoby, opiekowania się nią i posiadania na dobre i na złe, nawet jak cały świat dookoła się wali, to kot jest w tym sensie jak dziecko, ale wątpię, że kobietom, które marzą o nim z całych sił, wystarczy kot. Czy dla mnie to jedyna opcja na powiększenie rodziny? Tak. Odczuwałam silny instynkt kocierzyński, macierzyńskiego brak. A nad „starą panną z kotem” zastanawiam się często – dlaczego właśnie z kotem? Bo kojarzy się z czarownicą, kobietą na marginesie społecznym? Dla mnie już powiedzenie o kimś „stara panna” jest bardzo obraźliwe. Dodanie do tego jeszcze kota… Szkoda kota.
Grzesiek: Chętnie słuchamy „kocich rad”
To było przeznaczenie – Kiki sama nas znalazła. Pewnego dnia zauważyłem ją na patio hotelu, w którym pracuję. Decyzja o nieskończonej przyjaźni zapadła po minucie, gdy zaczęła kręcić wokół moich nóg ósemki. Musiałem tylko przekonać swojego chłopaka. Zgodził się, ale chyba bardziej zrobił to dla mnie. Cały czas uczymy się opiekować się Kiki, słuchamy „kocich cioć” (nie widzę nic obraźliwego w tym określeniu), staramy się, by była z nami szczęśliwa. Posiadanie kota dużo wniosło do naszej relacji, to dodatkowy łącznik, coś, co sprawdza nasze partnerstwo, odpowiedzialność, zaangażowanie. Bywamy zazdrośni, gdy łasi się do kogoś innego. Gdy mój chłopak stracił pracę, jedną z moich pierwszych myśli było to, że będzie teraz więcej czasu spędzał z Kiki. Odkryliśmy w sobie też nowe pokłady uczuć, o których nie mieliśmy pojęcia, np. nie wiedziałem, że będziemy za nią tęsknić, gdy wyjedziemy na urlop. To już stały członek rodziny. Gdy po raz pierwszy powiedziałem o niej „nasze dziecko”, zaczęliśmy się śmiać! Nigdy nie chcieliśmy mieć dziecka, więc to nie jest jego substytut. Ale w samym określeniu nie widzimy nic złego. „Kocia mama”? A dlaczego nie „koci tata”? Jesteśmy dwoma facetami zakochanymi w naszym kocie i nie wyobrażamy sobie już bez niego życia.
Karolina Lea Jarmołowicz z Ośrodka Centrum: Pet parenting a prawdziwe rodzicielstwo
Olga Tokarczuk powiedziała kiedyś, że ludzie są „psowi” i „kotowi”. I jakoś blisko mi jest do tego myślenia. To, jakie mamy cechy osobowościowe, decyduje o tym, z kim się zadajemy, a więc i jakie zwierzę do budowania relacji wybieramy. Relacja z kotem może być dla wielu osób trudniejsza, bo budowana jest na wzajemnym dostosowywaniu się, wymaga uczenia się wzajemnego szacunku do swojej odmienności. Satysfakcja w tej relacji oparta jest więc na wzajemnym zrozumieniu, a nie dominacji. Z kotem jest trochę jak z człowiekiem, uczycie się siebie nawzajem, co wymaga więcej uwagi. Co do zasady nie udaje się dominowanie nad kotem, bo relacja z nim oparta jest na szukaniu wzajemnej przestrzeni. Kot nigdy nie zrobi tego, czego nie chce, trudniej adaptuje się do zastanej rzeczywistości. Jest wrażliwy, ma większe potrzeby psychiczne i mniejszą tolerancję na otoczenie. Jest też bardzo samodzielny. Kociarze też zwykle przejawiają podobne cechy: lubią niezależność, indywidualność i własną przestrzeń.
Co daje nam relacja z kotami? Relacja ze zwierzęciem jest szczególnym rodzajem relacji, ponieważ zwierzę w pełni akceptuje swojego właściciela – takim, jaki jest. Może to wpływać na to, że częściej osoby np. z deficytami miłości i akceptacji decydują się na posiadanie pupila. Jednak kluczowe wydaje się to, że człowiek od zarania dziejów miał do czynienia z naturą. W dobie rozwoju miast ten kontakt jest bardzo ograniczony, więc zwierzę domowe jest do niego okazją. Z pewnością obecność pupila wpływa na mniejsze poczucie osamotnienia. Posiadacze zwierzaków doceniają, że czeka na nich w domu, cieszy się z ich powrotu. Sama relacja z kotem to jedno, ale wiele badań mówi o tym, co każdy kociarz wie – mruczenie kota ma właściwości leczące ze względu na częstotliwość wibracji, która obniża poziom lęku i napięcia w człowieku, a kocia sierść jest najonizowana ujemnie, co przy bólach fizycznych działa kojąco. Fizyczny kontakt z kotem polecany jest osobom mającym stany lękowe i depresyjne, bo może redukować stres i lęk relacyjny. Sam kontakt z miękkim futrem i gibkim ciałem kota, pobudza układ nerwowy i powoduje wydzielanie hormonów szczęścia. Zresztą już samo oglądanie filmików o kotach wywołuje dużo pozytywnych odczuć.
Zestawianie posiadania dzieci z posiadaniem zwierzęcia jest krzywdzące, bo stereotypizuje. Powodów, dla których ludzie mają dzieci albo psy czy koty, jest wiele i wpływa na to mnóstwo indywidualnych czynników. Tradycyjny model myślenia o rodzinie nie wiąże się z poczuciem szczęścia w życiu każdego człowieka. Nierzadko był też źródłem cierpienia jednostek i wpływał na brak satysfakcji życiowej wielu osób oraz patologiczny sposób funkcjonowania w rolach rodzicielskich. Fakt, że ktoś z powodów nierozwiązanych konfliktów wewnętrznych decyduje się albo nie na dziecko, a ze zwierzęcia czyni jego substytut, gdzie niezdrowo umiejscawia pewne potrzeby i pragnienia, nie oznacza, że tak robią wszyscy posiadacze zwierząt. Relacja ze zwierzęciem jest czymś kompletnie innym niż z dzieckiem, nawet jeżeli część właścicieli może „pet parentingować” swoim pupilom.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.