Siwe włosy są oznaką dojrzałości i mądrości życiowej, a gwiazdy, które oglądamy w nich na czerwonych dywanach, wzbudzają zachwyt. Ale zderzenie z siwymi pasmami przed lustrem bywa dla wielu kobiet oznaką znalezienia się po przeciwnej stronie atrakcyjności. Dlaczego tak jest i czy warto z tym walczyć, przekonuję się na własnej skórze.
Żyjemy w czasach dynamicznie zmieniających się trendów i odchodzenia od utartych ścieżek dotyczących także tego, jak mamy wyglądać. Najważniejsze to czuć się dobrze we własnej skórze, nie przeglądać się w oczach innych osób. Tyle w teorii, bo skoro przez dekady byłyśmy zapewniane, że srebrny kolor włosów jest oznaką niechcianej starości, kilka lat pro-ageizmu nie odmieni naszego myślenia. Nie w jeden sezon. Do tego dochodzą jeszcze inne czynniki, np. fakt, czy mama i babcia koloryzują włosy, gdzie pracujemy, jak wyglądają kobiety z naszego najbliższego otoczenia. I najważniejsze: jak my same czujemy się z siwymi pasmami.
Rytuał przejścia
Srebrne włosy pojawiły się u mnie w wieku 31 lat, na skutek silnej traumy. Przekonałam się wtedy, że powiedzenie „osiwieć w jeden dzień” nie jest dalekie od prawdy. Po wyjściu ze szpitala poszłam do fryzjera na metamorfozę kolorystyczną. Zadziałała jak najlepsza terapia. Miałam potrzebę zmiany ciemnobrązowych włosów w jasny, słowiański blond. Efekt był wątpliwej urody, ale dokładnie taki, jakiego oczekiwałam – inny. Widziałam w lustrze kogoś, kto wydawał mi się mniej zarażony smutkiem. Być może to wydarzenie – początek trzeciej dekady życia – było zbyt wczesnym etapem na posiadanie siwizny. Alternatywny powód: wychowałam się w domu, w którym jedyną kobietą z siwymi włosami, podkreślanymi fioletową płukanką, była „Babcia Starowinka”, czyli moja prababcia. W moim dziecięcym, a później młodym umyśle, 80+ był jedynym słusznym wiekiem, kiedy kobieta może sobie „pozwolić” na siwiznę. Mama, babcie, ciocie, kuzynki, przyjaciółki babci – wszystkie nosiły włosy koloryzowane.
– Kobiety odczuwają siwienie bardziej dotkliwie niż mężczyźni. Często pierwsze siwe włosy są po prostu wyrywane. Wynika to z wpływów kulturowych. W dawnych czasach siwizna była symbolem doświadczenia i mądrości życiowej. Członkowie starszyzny byli bardzo poważani. Obecnie, w epoce ogromnej presji na wygląd zewnętrzny, pojawienie się siwizny jest często postrzegane jako przejście w etap życia, w którym kobieta przestaje być atrakcyjna. Kobiety naszych czasów gorzej znoszą starzenie się niż nasze babcie, ponieważ w mediach widzimy piękne siedemdziesięciolatki, a nasze odbicie w lustrze pokazuje pomarszczoną twarz, okoloną siwymi włosami. Psychika reaguje na ten obraz obniżeniem nastroju – mówi Dorota Krzeska, psycholożka i psychoterapeutka.
Oswajanie, zapuszczanie
Kiedy ostatnio napisałam artykuł na temat pro-ageizmu, zadzwonił do mnie przyjaciel. – Świetny tekst Maria, przecież ty też się starzejesz, więc fajnie, że o tym mówisz, ale dlaczego w kółko wymieniasz te same osoby, które nie farbują siwizny? – zapytał. Niestety, miał rację, ponieważ Lidia Popiel, Andy McDowell czy Jane Fonda to jedne z niewielu gwiazd, które nie sięgają po farbę, choć siwe nitki noszą również Gwyneth Paltrow, Anna Mucha, Jamie Lee Curtis i Sarah Jessica Parker. Jednostki. Starzejąca się ja zupełnie się temu nie dziwię. Powód? Sama próbowałam kilka razy nie pędzić po farbę do włosów, aby zatuszować srebrny pas odchodzący od nasady. Siwych jest już na głowie tyle, że nie mogę ich wszystkich wyskubać pęsetą (owszem, robiłam to). Natomiast mam z natury chłodny, ciemny brąz, więc srebrne pasma mocno z nim kontrastują.
– Przejście do naturalnie siwych włosów jest łatwiejsze u blondynek. Jasne włosy szybko mogą przybrać różne odcienie szarości. Próbując doprowadzić do naturalnego procesu, warto udać się do fryzjera na konsultację. Jego wskazówki ułatwią okres zapuszczania naturalnie siwych pasm i dojście do pożądanego efektu. Pamiętajmy jednak, że siwe włosy są w porządku #greyhairdontcare – mówi Tomek Kopeć, stylista włosów.
Kilka lat po osiwieniu trafiłam do fryzjera, który gorąco namawiał mnie do przejścia na kolor gołębi. Myślałam o dojrzałych kobietach z Madrytu czy Paryża z idealnie obciętym bobem w srebrno-czarnym kolorze. Były stylowe, ale miały ponad 60 lat (ja byłam niemal o połowę od nich młodsza). Z drugiej strony zawsze lubiłam eksperymenty, więc spróbowałam. Pierwszym etapem było wykonanie chłodnych refleksów na całej głowie, które miały optycznie zblendować siwiznę. Wyglądało to naturalnie. Po pięciu tygodniach moje porowate włosy straciły jednak chłodne tony. Od skóry odrastały siwe sprężynki, które przechodziły w żółtawe refleksy. Po trzymiesięcznej próbie z nieładnym odrostem poległam. Czułam się o 15 lat starsza, niż wskazywałaby na to metryka. Poszłam na koloryzację i momentalnie „wypiękniałam”.
Siwy dobry dla wszystkich?
Dlaczego siwizna zaburza postrzeganie siebie? Przecież jestem świadomą, dojrzałą osobą. Przypomniałam sobie wcześniejsze eksperymenty z platyną. Tlenione blond włosy nosiłam w wieku dwudziestu kilku lat: krótkie, podgolone i białe jak moje zęby. Wyglądałam w nich dobrze dopiero po kilku tygodniach, kiedy pojawiał się ciemny odrost. Przy brązowej oprawie oczu i oliwkowo-stalowych tęczówkach odbarwiony od skóry głowy włos wyglądał, jakbym chodziła w niedopasowanej peruce z żółtawym nalotem (nie mówiąc o jakości odbarwianego przez sześć miesięcy włosa z użyciem 12-proc. wody utlenionej). W moim wypadku nasada musi być ciemna jak brwi. Może więc podobnie jak z blondem jest z kolorem siwym i nie każda z nas wygląda w tym odcieniu jak Jane Fonda?
– Nie można powiedzieć, że każdemu będzie dobrze w siwych włosach. Warto wziąć pod uwagę typ urody. Wszyscy chcemy wyglądać młodziej niż starzej. Przy cerze ciepłej, oliwkowej lub brzoskwiniowej lepiej sobie takie kolory odpuścić. Natomiast pamiętajmy, że siwe włosy nie są powodem do wstydu. Jest to naturalny proces u każdego człowieka. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn – mówi Tomek Kopeć, który kilka razy przekonał z sukcesem swoje klientki do przejścia na siwy odcień.
U mnie srebrnych nitek przybywa, więc ich akceptacja byłaby dobrym rozwiązaniem. Jednak z widocznymi siwymi odrostami czuję się fatalnie. I zastanawiam się, czy próby ich polubienia mają sens? Jeżeli źle czuję się w rudych włosach – logicznym wyborem jest unikanie tego koloru. Dlaczego więc miałabym pokochać siwiznę? Czy z tego samego powodu mam przestać obcinać paznokcie albo zrezygnować z ich malowania? Nie sięgać po peelingi, kremy, szminki, odżywki do włosów (siwe włosy wymagają jeszcze większej uwagi, ze względu na ich strukturę i nie można wtedy rezygnować z pielęgnacji)? To nie dla mnie.
Wolny wybór
Zapytałam swoich odbiorców na Instagramie, głównie kobiety, o ich relację z siwymi włosami. Większość odpowiedziała, że lubi siwiznę u kogoś, ale niekoniecznie u siebie. Albo że nie dorosła jeszcze do pokochania srebrnych pasm. Trzydziestolatkom zdarza się, że ich siwizna jest publicznie komentowana i obśmiewana jako oznaka starości (głównie przez mężczyzn; nie tylko w Polsce). Być może rewolucja czeka dopiero dorastające w duchu pro-ageizmu kolejne pokolenia dziewczyn, dla których siwy będzie kiedyś po prostu neutralnym wyborem osoby, która się na niego decyduje.
– Wolny wybór jest wówczas, gdy nie czujemy wewnętrznego przymusu, aby ufarbować włosy i równie dobrze czujemy się w kolorze siwym, jak i tym wybranym. W momencie, gdy siwe włosy budzą w nas panikę i potrzebę natychmiastowego przefarbowania, trudno mówić o świadomym, wolnym wyborze. Ta potrzeba wynika najczęściej z presji społecznej i poczucia przemijania. Z psychoterapeutycznego punktu widzenia można powiedzieć, że kobiety, które farbują siwe włosy i czują się z tym dobrze, stosują „autoterapię”. Uważam, że w ten sposób sobie pomagają. Nie każdy potrafi świadomie podjąć decyzję o przepracowaniu lęku przed starością w gabinecie psychoterapeutycznym – mówi psycholożka.
W Polsce wciąż ulegamy presji „bycia doskonałą” i możliwe, że wiele kobiet właśnie dlatego farbuje włosy, ale jak dodaje Dorota Krzeska, to bardzo indywidualna kwestia. Są osoby, dla których siwienie nie ma znaczenia, jednak większość kobiet reaguje na ten proces podobnie jak mężczyźni na łysienie – negatywnie. Przyznaję, że u mnie nie ma takiej zmarszczki czy przebarwienia, które byłyby równie deprymujące jak pasma siwych nitek. Nie pozostaje mi nic innego jak regularna koloryzacja, choć nie wiem, czy kiedyś nie zmienię zdania. Choć marzy mi się osiągnięcie neutralnej relacji z własną – a nie gwiazd z czerwonego dywanu – siwizną, wiem, że na razie jest to nierealne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.