Dalekie jest jej myślenie o karierze jako pięciu się w górę w linii prostej. W pracy i poza nią wybiera to, co jest dla niej ciekawe, a przede wszystkim dopasowane do zmieniających się życiowych okoliczności. Z Dagmarą Kowalską rozmawiamy o zawodowych zmianach, poszukiwaniu nowych wyzwań, coachingu, roli mamy.
Przez długi czas twoja droga zawodowa była ukierunkowana na finanse. Jak to się zmieniło?
Początkowo moimi wyborami kierowała determinacja, żeby stać się finansowo niezależną. Nie miałam precyzyjnej wizji siebie w przyszłości, dlatego szukałam opcji, które pozostawią wiele dróg otwartych. Chciałam wykorzystać zainteresowanie matematyką i przedsiębiorczością, w których widziałam dużą wartość, uczestnicząc w życiu małej rodzinnej firmy. Stąd wybór studiów na uczelni ekonomicznej. Na tym etapie chciałam zadbać o twardą wiedzę i umiejętności, wierząc, że miękkie rozwinę równolegle.
Dzięki programowi menedżerskiemu w ramach finansów w General Electric poznałam wiele działów, zarówno lokalnych, jak i centralnych. Znalazłam się w niewielkim gronie globalnie wyróżnionych absolwentów programu. Ale nie zauważałam w sobie iskry, która potwierdzałaby, że to obszar, w którym chcę się specjalizować. Chciałam szukać dalej, ale niemal każda ścieżka wydawała mi się wąska. Dlatego pojawił się pomysł konsultingu strategicznego, co wcześniej zignorowałam, bo uległam wrażeniu, że jest to zbyt konkurencyjne środowisko wśród pracowników. Czułam jednak, że odnajdę się w pracy, gdzie przy każdym projekcie mam się mierzyć z nowym wyzwaniem – od ustalania kierunku rozwoju firmy, przez układanie optymalnej struktury organizacyjnej, po wycenę przedsiębiorstwa do przejęcia. Dlatego zaaplikowałam do BCG (The Boston Consulting Group).
Teraz zajmujesz się już czymś innym.
Po kilku latach założyłam rodzinę. Przy powrocie z drugiego macierzyńskiego dostałam propozycję poprowadzenia projektu wewnętrznego w rekrutacji. Wpisała się ona w moje potrzeby jako pomost do powrotu do pracy. Wkrótce dostałam kolejną propozycję w BCG – tym razem poprowadzenia całego zespołu Talent Acquisition, czyli rekrutacji i promocji firmy jako pracodawcy. Ciekawość nowego doświadczenia w bardzo interesujących, pocovidowych okolicznościach na rynku skłoniła mnie do podjęcia tego wyzwania.
Wiele osób boi się porzucić raz obrany kierunek zawodowy. Ty się nie bałaś?
Przyznaję, to nie jest łatwe. Oprócz tego, że nowa dziedzina wymaga czasu, żeby ją poznać, w naszej kulturze istnieje oczekiwanie, że będziemy mieć konkretną specjalizację i życie zawodowe będzie wieść do góry. Było mi z tym niewygodnie. Już na etapie wyboru szkoły średniej, z osiągnięciami zarówno z chemii, matematyki, angielskiego, jak i z polskiego, trudno mi było podjąć decyzję o jednym kierunku. Mnogość zainteresowań i ciągła chęć dalszego poznawania były we mnie tak silne, że nawet wybrane już finanse były dla mnie ciekawe do pewnego momentu. Dlatego nie bez obaw, ale z odwagą, decydowałam się na zmiany.
Niedawno w magazynie „Kosmos dla Dziewczynek” natknęłam się na rozmowę z Emilie Wapnick o osobach multipotencjalnych, interesująca jest też jej prezentacja na TED. Polecam ten materiał nie tylko rodzicom. Jest uwalniający i normalizujący, bo jako społeczeństwo nieświadomie budujemy presję i oczekiwania w stosunku do młodych ludzi – że muszą szybko określić, kim chcą być w przyszłości. Tymczasem każdy z nas ma przestrzeń na wielokrotne definiowanie się, nie tylko zawodowo.
W BCG pracujesz już jednak ponad 10 lat. Młodsze pokolenia zmieniają pracę częściej i chętniej. Nie ma już takiego przeświadczenia jak kiedyś, że dobrze jest pracować całe życie w jednej firmie. Co więc sprawia, że pracujesz w jednym miejscu tyle czasu?
Podpisuję się pod pragnieniem zmian. Planowałam przyjść do BCG na dwa lata, poznać nowe obszary biznesowe i znaleźć coś dla siebie na dłużej. Praca w konsultingu strategicznym to praca projektowa, gwarantująca różnorodność problemów, nad których rozwiązaniem pracujemy w zespołach. To, że wciąż jestem w BCG, już po stronie wsparcia biznesu, potwierdza też, że są tu ludzie, z którymi chce się pracować, niezależnie od zagadnienia.
Przeglądając twoje doświadczenie, widzę, że pniesz się po szczeblach kariery. Kobiety często wciąż walczą o awanse, ale trafiają na szklany sufit lub boją się awansowania, bo to większa odpowiedzialność. Jak to wyglądało w twoim przypadku?
Nie rezonuje ze mną określenie „szczeble kariery”. Może nie doprowadzi mnie takie myślenie do zarządu korporacji, ale nie tu jest źródło mojej motywacji. Dla mnie rozwój zawodowy jest drogą, której kształt nadaje wiele czynników, a te zmieniają się na różnych etapach życia. Szukam więc zajęć według kryteriów, których wagi odpowiednio dopasowuję: atrakcyjność rozwojowa, potrzeby życia rodzinnego, przestrzeń na inne przedsięwzięcia prywatne oraz finansowa satysfakcja. To, czy moja droga będzie dobrze wyglądać na LinkedInie, jest dla mnie drugorzędne.
Jako jedno ze stanowisk na twoim LinkedInie wpisałaś „mamager”. Wiele kobiet stara się nie wspominać o dzieciach, a ty mówisz, że jesteś mamą i że to rola pełnoetatowa. Dlaczego?
Szybko zrozumiałam, że rola mamy otwiera oddzielny wymiar kompetencji, w tym pogłębionej znajomości mnie samej. Co prawda wiele z nich nie przychodzi automatycznie, wręcz wymaga dużego zaangażowania – szukania wiedzy i świadomego praktykowania. Dzieci uczą mnie między innymi precyzyjnej i pełnej szacunku komunikacji, tego, jak wprowadzać dyscyplinę, jednocześnie zachowując atmosferę pełną zaufania. Plus oczywiście tego, co pewnie wielu z nas nasuwa się automatycznie, czyli planowania i dobrej organizacji. Gdy myślę o tym w kontekście zawodowym – są to kompetencje kluczowe w zarządzaniu.
Bycie mamą sprawiło, że jesteś lepszym menedżerem?
Zdecydowanie tak. Podkreślam ten aspekt, bo uważam, że niesie on również korzyść dla pracodawcy. A jeśli komuś miałoby przeszkadzać, że jestem mamą, nie chciałabym z kimś takim współpracować.
Angażujesz się we wspieranie kobiet, na przykład poprzez wydarzenie networkingowe Alter Perspective. Czy widzisz, że następują zmiany i zaczynamy bardziej wierzyć w siebie i swoje kompetencje? Czy wciąż odczuwamy syndrom oszusta?
Myślę, że każdy ma syndrom oszusta. Można go oswoić, ale to jest nasz „wewnętrzny krytyk”, który kształtuje się w nas nie tylko naturalnie, ale też przez szeroko rozumiany system, w którym żyjemy. Warto szlifować umiejętność dialogu z myślami związanymi z wewnętrznym krytykiem. Między innymi stąd wzięła się moja motywacja do podjęcia się roli coacha. Doświadczenie w rekrutacji i mój własny proces coachingowy uświadomiły mi, jak wiele z tych myśli jest niewspierających. A można to zmieniać! Dziś już widzę z praktyki, jak bardzo coaching jest użyteczny zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Każdy, kto ma na to otwartość, może skorzystać z uważnego wsłuchania się w siebie, wyartykułowania swoich potrzeb i celów, poszerzenia świadomości danej sytuacji o nową perspektywę, poprzez odpowiadanie sobie na pytania dobrze zadane.
Widzę coraz więcej dziewczyn, które wierzą w siebie, mają kompetencje i chcą realizować swoje odważne plany, i jest to pokrzepiające. Chciałabym, żebyśmy wszystkie uwierzyły, że nie musimy wpisywać się w oczekiwania społeczeństwa. Jednocześnie uważam, że niewiele można osiągnąć przez narzekanie na „męski świat”, a lepiej wspólnie, rzetelnie zastanawiać się, jak chcemy, żeby było – konkretny temat za tematem. Jak dobrze to zdefiniujemy, okaże się, że wiele z tego jest możliwe. Już teraz.
Mówiłaś, że wiele rzeczy cię interesuje. Co aktualnie?
Moja ostatnia fascynacja coachingiem łączy kilka obszarów, którymi się interesuję – neuroplastyczność, efektywność indywidualna i zespołowa, świadome rodzicielstwo, ale i psychologia w inwestycjach kapitałowych, które akurat są mi niezmiennie bliskie od studiów. Dodatkowo zgłębiam tematy związane z długością życia, całościowo rozumianym dobrostanem człowieka.
Rozmawiamy w ramach cyklu „Vogue” i BCG „Kobieta sukcesu”. Jak w ogóle postrzegasz pojęcie sukcesu i co dla ciebie oznacza bycie kobietą sukcesu?
Sukces jest dla mnie właśnie wspomnianym dobrostanem. Rozumiem przez to poczucie satysfakcji na kilku polach – rodzinnym, zawodowym, osobistym. Dążenie do dobrostanu jest niekończącym się procesem i żeby go osiągać, kluczowa jest regularna weryfikacja związana z tym, co jest dla mnie aktualnie priorytetem, jakie mam potrzeby i możliwości. To również oznacza mądre odpuszczanie lub parkowanie niektórych ambicji.
Zadając mi to pytanie, obudziłaś mojego wewnętrznego krytyka. Odpowiadam mu jednak, że uznaję drogę do tego miejsca w życiu za swój sukces. Jestem dumna, że z powodzeniem łączę wiele ról, że miałam i wciąż mam odwagę szukać ciekawych miejsc dla siebie, że nie ugrzęzłam w myśleniu o drabinkowej karierze, że nie kończy się moja energia do uczenia się.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.