Choć urodził się w Londynie, całym sercem kochał Manchester United. I to tam zadebiutował jako piłkarz oraz zdobył najważniejsze trofea. Profesjonalną karierę zakończył w 2013 roku jako gracz paryskiego PSG, jednak było to tylko symboliczne pożegnanie z piłką. David Beckham – jeden z najlepszych pomocników w historii, mistrz rzutów wolnych – przez lata stał się kimś więcej niż ikoną futbolu. Jedni widzieli w nim celebrytę, inni doceniali działalność filantropijną i zaangażowanie w szerzenie piłkarskiej edukacji wśród młodych. Sportowa emerytura nie pozbawiła go wigoru. Przeciwnie – ma się lepiej niż kiedykolwiek.
Październik, 2001. Na stadionie Old Trafford w Manchesterze czuć już jesień – szybciej zapada zmrok, powietrze staje się wilgotne i chłodne. Trybuny i murawa rozgrzane są jednak do czerwoności. Dla Anglików trwa mecz o wszystko – by awansować do mistrzostw świata w Japonii i Korei, muszą pokonać Grecję lub z nią zremisować. W 93. minucie – ostatniej z doliczonego czasu gry – przegrywają jednak 1:2. Kibice załamują ręce, niektórzy płaczą, inni opuszczają siedzenia. Wtem sędzia odkrzykuje rzut wolny dla Anglii. Do piłki ustawiają się Teddy Sheringam i David Beckham. Fani mają nadzieję, że strzelać będzie ten pierwszy – Beckham zmarnował już w meczu pięć takich okazji. Tym razem trafia jednak do bramki – w samo jej okienko. Bramkarz greckiej drużyny jest bez szans. A Beckham staje się nie tylko bohaterem Anglików, ale i przekonuje do siebie tych, którzy nie mogli wybaczyć mu czerwonej kartki w meczu z Argentyną na poprzednim mundialu.
***
Po tym meczu „Sunday Times” pisał, że był to gol, który „stworzył Beckhama”. Na pewno wykreował go na nowo. Umocnił pozycję jednego z najlepszych pomocników w historii i króla rzutów wolnych, na które konsekwentnie pracował od najmłodszych lat. Beckham miał bowiem niezaprzeczalny talent, ale nie urodził się jako „król futbolu”, jak chociażby Ronaldo, Zidane czy Messi (to jego słowa). Swoją legendę wykreował ciężką, katorżniczą wręcz pracą i wiarą w to, że indywidualny sukces nie znaczy nic bez zaangażowania w wynik całego zespołu.
Piłka jest okrągła, a bramki są dwie
Urodził się we wschodnim Londynie, w angielskiej klasie pracującej – mama była fryzjerką, ojciec zajmował się montażem kuchni. Od małego każdą wolną chwilę spędzał na grze w piłkę. Rodzice zachęcali go zresztą do rozwijania tej pasji. Sami byli wielkimi fanami futbolu, jednak zamiast kibicować drużynom z Londynu, jak chociażby Arsenalowi czy Tottenhamowi, wielbili Manchester United. Gdy tylko mogli, jeździli do oddalonego o ponad 300 km Manchesteru, by na żywo oglądać mecze ulubionej drużyny na Old Trafford. A mały David jeździł z nimi.
Jego pasją i świadomością, z jaką do tej pasji podchodził, zaskoczeni bywali jedynie nauczyciele. Dziwiło ich, że uczeń nie traktuje piłki jako zabawy i nie marzy o którymś z „prawdziwych” zawodów: strażaka, lekarza czy policjanta. Piłka nożna była dla Davida całym światem i już jako dziecko wiedział, że bycie piłkarzem to jedyne zajęcie, które będzie wykonywał w dorosłym życiu. Wielkie marzenie zamienił w trwającą ponad 20 lat karierę, podczas której rozegrał 718 meczów dla klubów w pięciu różnych krajach i reprezentował Anglię w 115 spotkaniach oraz podczas trzech mistrzostw świata. A także został tym, którego legendarny Pele nazwał jednym ze „stu najlepszych żyjących piłkarzy”.
Zaczynał w Ridgeway Rodgers – drużynie z dziecięcej ligi ze wschodniego Londynu. Szybko przykuł uwagę łowców talentów i w 1991 roku trafił do Manchesteru United, w którym zadebiutował rok później. Początki wspominał z nostalgią w jednym z wywiadów: – Przydzielono mi koszulkę z numerem 10 i zdążyłem nawet zżyć się z tą liczbą – zaliczyłem w niej chyba najlepszy sezon w dotychczasowej karierze. Pewnego dnia zadzwonił do mnie jednak trener [drużynę prowadził wtedy Mark Hughes – przyp. red.] z informacją, że do zespołu dołączy Teddy Sheringam i dostanie dziesiątkę. Gdy na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu pojawiłem się na treningu, trener wziął mnie na stronę i powiedział: „Tobie damy numer siedem”. Jestem pewien, że się wtedy rozpłakałem. Moi najwięksi idole – Bryan Robson, Eric Cantona – grali z siódemką.
Cantona był dla Beckhama szczególnym autorytetem. Inspirował go do ciężkiej pracy i pokonywania słabości. O Davidzie raczej nie mówiono jako o „złotym dziecku”. Nie miał tyle wrodzonego talentu co jego koledzy – Ryan Giggs czy Paul Scholes byli lepsi. Nigdy się jednak nie poddał. Z jednej strony priorytetowo traktował bycie team playerem, co czyniło z niego wymarzonego pomocnika, a z drugiej ostro harował, by do perfekcji opanować to, w czym leżał jego największy potencjał: rzuty wolne.
Podobnie jak niegdyś Cantona, zostawał do późna na Old Trafford, by ćwiczyć uderzenia i eksperymentować z nowymi sposobami na obchodzenie się z piłką. W 1996 roku stał się gwiazdą Manchasteru, gdy w meczu otwarcia Premier League z Wimbledonem trafił gola lobem z połowy boiska. W tym samym roku zadebiutował w drużynie narodowej Anglii, gdzie przez sześć lat nosił opaskę kapitana.
Victoria znaczy zwycięstwo
W Manchesterze United grał do 2003 roku. Rozegrał w nim więcej meczów niż którykolwiek inny piłkarz w historii tego zespołu. Gdy zaczął pogłębiać się jego konflikt z ówczesnym trenerem Alexem Fergusonem (podczas przegranego meczu z Arsenalem Ferguson kopnął w kierunku Beckhama, raniąc go w oko), piłkarza sprzedano do Realu Madryt za rekordową cenę 37 mln euro.
Relacja Beckhama z Fergusonem w ogóle nie należała do najłatwiejszych. Zaczęła się pięknie, bo to Ferguson był w sztabie, który zrekrutował młodego piłkarza i jego kolegów (zwerbowanych przez trenera piłkarzy nazywano swego czasu „Fergie’s Fledglings”). Stosunki panów uległy jednak ochłodzeniu, gdy w 1999 roku David poślubił Victorię Adams – członkinię Spice Girls i jedną z największych gwiazd brytyjskiej sceny muzycznej. – David nie stanowił problemu, dopóki się nie ożenił – mówił Ferguson. Trener skarżył się, że piłkarza wchłonął show-biznes, a bycie celebrytą stało się dla niego ważniejsze niż futbol.
David i Victoria, która przyjęła nazwisko męża, stali się największą brytyjską power couple. On towarzyszył jej na branżowych imprezach, ona dopingowała go z trybun – najpierw sama, później z małym Brooklynem, który przyszedł na świat w 1999 roku. Łatwo byłoby widzieć w spicetce czarny charakter, tę, która stanęła między Davidem a piłką. Jednak takiego ultimatum Beckham nigdy nie dostał. Jako mąż zanotował kilka najlepszych sezonów w karierze (w tym pamiętny mecz z Grecją). Realizował jedną pasję i jednocześnie otrzymywał solidne szkolenie z bycia gwiazdą poza boiskiem. Te lekcje, wyniesione głównie za sprawą i, by pozostać w piłkarskiej nomenklaturze, przy asyście Victorii, okazały się najważniejszym elementem w procesie wykreowania Davida jako ikony nie tylko piłki, ale i popkultury. Stał się globalnym fenomenem, dla którego koniec profesjonalnej gry nie był jednoznaczny ze zmierzchem kariery w mediach.
Jest postacią wyjątkową, bo nawet ci, którzy o piłce nie mają pojęcia i którzy najchętniej patrzą na niego jako na celebrytę, ikonę stylu i głowę jednej z najpiękniejszych rodzin w show-biznesie, wiedzą o jego dokonaniach. Obiły im się o uszy legendarne „rogale”, które strzelał w samo okno bramki. Nieraz mieli okazję zobaczyć jego mistrzowskie mijania, jakimi wystawiał rywali na pośmiewisko. Zetknęli się z tym, z jaką miłością i pasją opowiada o futbolu. Jak nie zatracił tych emocji, grając w Realu Madryt, Los Angeles Galaxy, AC Milan czy w Paris Saint-Germain, z którym podpisał ostatni kontrakt w karierze (całe honorarium przekazał wtedy na francuskie organizacje zajmujące się pomocą potrzebującym dzieciom).
O tym, jak bardzo kocha piłkę i z jaką czułością traktuje ten sport, można przekonać się także, oglądając nowy serial dokumentalny Disney+ „David Beckham: Drużyna w opałach”, w którym piłkarz wraca do swoich rodzinnych stron we wschodnim Londynie, by pomóc lokalnej drużynie Westward Boys uniknąć spadku z lokalnej ligi. Dla Beckhama to sentymentalna podróż w czasie, bo i on zaczynał tam przygodę z piłką, a jego ojciec przez moment nawet trenował chłopaków z Westward. Beckham występuje w dokumencie jako mentor, służy dobrą radą, oferuje moralne wsparcie. Wspólnie ze sztabem profesjonalistów robi wszystko, by nie tylko odmienić losy drużyny, lecz by sprawić, że chłopcy uwierzą w swój potencjał. Żeby, jak pada w jednej ze scen, wzięli sobie do serca to, że „słowo »niemożliwe« zawiera w sobie »możliwe«”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.