Dziesięć lat po jego zwycięstwie w „X-Factorze” nie ma w Polsce większego gwiazdora niż Dawid Podsiadło. Przed trzydziestką artysta spełnił wszystkie marzenia. Dekadę sławy podsumowuje na nowej płycie „Lata Dwudzieste”.
Trudno Dawida rozgryźć, ale nie da się go nie lubić. Trochę dziwny normals? Hipster z pokolenia milenialsów? Polski Harry Styles? Wieczny chłopiec, który gra w karcianki, a potem wychodzi na scenę, żeby zaśpiewać przed kilkudziesięciotysięczną publicznością.
Niedługo skończy 30 lat, więc właśnie się przepoczwarza – jest w pół drogi między chłopcem a mężczyzną. Z chłopca zostali mu komiksowi idole: – O, wyglądam trochę jak Spiderman, lepiej być nie może – śmieje się na widok zdjęcia w kowbojskiej koszuli z czerwonym motywem, nosi czapkę ze Scooby Doo, stare sneakersy, wyciągniętą bluzę.
Kiedyś myślał, że jako trzydziestolatek będzie już zupełnie dorosły. – Miałem wyobrażenie na temat siebie jako trzydziestolatka. Utrata prywatności spowolniła mój proces dorastania. Gdy wszyscy na ciebie patrzą, uważasz na swoje decyzje i ruchy. A żeby stać się dorosłym, musisz popełniać błędy i ponosić ich konsekwencje. Może to czterdziestka będzie momentem dorosłości? – mówi.
Tej postrzeganej stereotypowo: z rodziną, domem, psem. – Myślałem, że trzydziestka to odpowiedni moment, żeby wiedzieć, czego się chce: zadeklarować się, zobowiązać, myśleć o dzieciach. Może gdy założę rodzinę, poczuję się osadzony, a nie poszukujący, jak teraz. Ale chyba wciąż jestem na to za młody. Za dużo frajdy daje mi swoboda. Nie jestem gotowy na kolejny krok – mówi.
Chłopiec i mężczyzna wciąż się w nim ścierają. – Z jednej strony mam kompleks, że nie jestem wystarczająco męski – nie jestem barczysty, nie potrafię wyhodować sobie zarostu, nie jestem twardzielem. Z drugiej – lubię swoją wrażliwość. Ale trzydziestolatek, który ileś godzin dziennie gra na konsoli? To brzmi niepoważnie – mówi. Ma też wiele „męskich” cech: – Lubię oglądać piłkę nożną, uprawiać sporty, najbardziej badmintona. Cieszę się, że nie ma już jednego modelu męskości. Facet to też dżentelmen, który troszczy się o innych. Męskość chłodu i przemocy minęła. Można już być wrażliwcem. Chłopaki też płaczą – mówi.
Sam był wrażliwym chłopcem, a jednocześnie „liderem”, który zabawia innych. Urodził się w 1993 roku w Dąbrowie Górniczej, dziś stutysięcznym mieście powiatowym. Jak na milenialsa przystało, ma w sobie odrobinę nostalgii. Ale tylko odrobinę. – Gdy wracam do rodzinnego domu, mój pokój wydaje się dziwnie ciasny, łóżko niewygodne, a na ścianach nie ma już plakatów, tylko moje płyty, jak trofea. Wracam tam jako gwiazda, a nie jako Dawid, więc szybko uciekam. Warszawa stała się moim miejscem, choć mama i brat wciąż są dla mnie najważniejsi, rozmawiamy cały czas – mówi.
Po internecie krążą filmiki Dawida z konkursu piosenki w lokalnej bibliotece z 2009 roku, gdzie zaśpiewał Wonderwall Oasis. Po lekcjach ćwiczył z licealnym zespołem Curly Heads. Trzy lata później wygrał X-Factora. „Gdy sięga się po marzenia, to mogą się spełnić”, mówił w wywiadzie przeprowadzonym na gorąco po ogłoszeniu zwycięzcy. „Jestem bogatszy o sto tysięcy. Jezu, faktycznie”, dodawał. Wysoki, szczupły, kędzierzawy nastolatek przyznawał, że „serce tak mu waliło, że prawie zemdlał”. – Może gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, nie poszedłbym tam drugi raz? Na filmikach z tamtych dni widzę uczciwego chłopaka. Podoba mi się jego naiwność. Lubię, że jest taki przejęty tym, co się dzieje. Byłem nastolatkiem, który wierzył w magię telewizji. Myślałem, że jeśli uda mi się odnieść sukces w talent show, będę mógł robić swoją muzykę. I tak też się stało – mówi teraz.
Cały tekst znajdziecie w listopadowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”, którego hasłem przewodnim są „Ikony”, z jedną z dwóch okładek do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.