Stanowiska dyrektorów kreatywnych największych domów mody obejmowali jako nieznane szerszej publiczności nazwiska lub przeciwnie – projektanci o ogromnej renomie. Czasami dla pisania nowych rozdziałów w historii marek luksusowych porzucali własne brandy, kiedy indziej tworzenie dla koncernów godzili z pracą na własne nazwisko. Zachwycali, szokowali i nie bali się przeprowadzać rewolucji. Pamiętając o dziedzictwie i tradycji, pozostali wierni intuicji i wizji napędzanej niepohamowanymi pokładami wyobraźni. To dzięki temu ich debiuty wspominamy ze szczególnym sentymentem.
Olivier Rousteing dla Balmain, wiosna-lato 2012
Wśród gości sławni i opiniotwórczy, m.in.: Lou Doillon i ulubiona stylistka gwiazd Rachel Zoe, Anna Dello Russo i postrach projektantów, krytyczka mody Cathy Horyn. Na wybiegu plejada supermodelek nowego pokolenia: Anja Rubik i Kasia Struss, Arizona Muse i Freja Beha Erichsen, Anna Selezneva i Natasha Poly. No i ubrania! O konstrukcji żylety, bogato zdobione, mocno przylegające do sylwetki i będące wyznacznikiem nieprzeciętnego rozumienia proporcji.
Choć Olivier Rousteing, który stanowisko dyrektora kreatywnego Balmain objął w 2011 roku w wieku 25 lat, miał już wtedy na koncie jedną kolekcję stworzoną dla tego domu mody, to pokaz na wiosnę-lato 2012 uznaje się za jego oficjalny debiut – po raz pierwszy pokazał swoje projekty na żywo przy udziale publiczności.
Niektórzy zarzucali mu niewystarczająco wyraźne odejście od estetyki, którą w Balmain realizował poprzedni dyrektor kreatywny Christophe Decarnin (Rousteing przez dwa lata pracował jako jego asystent, pojawiały się nawet plotki, że projektował kolekcje za borykającego się z problemami Decarnina), inni chwalili za uczynienie jej bardziej wysmakowaną („Trash factor is gone”, pisała Nicole Phelps) i wierność kodom marki, które zawsze krążyły wokół idei wysmakowanego i luksusowego glamouru.
Phoebe Philo dla Céline, Resort 2010
„Dziewczyna dorosła” – wieścił amerykański „Vogue” krótko po prezentacji debiutanckiej kolekcji Philo dla Céline, odnosząc się tym samym do romantycznej estetyki, jaką uprawiała w Chloé (z marką rozstała się w 2006 roku, by skupić się na życiu rodzinnym). Do Céline dołączyła po niemal trzyletniej przerwie od branży i z solidną porcją przemyśleń na temat tego, jak powinna wyglądać i komu służyć ma moda. Postanowiła odrzucić więc koncepcję trendów i skupić się na tworzeniu ubrań, które będą stanowić budulec ponadczasowej i wielofunkcyjnej garderoby, ale jednocześnie nie zatracą artystycznego charakteru.
Kolekcja Resort 2010 była pełna motywów, które z czasem zaczęto nazywać „philoizmami” – minimalistycznych garniturów i okryć wierzchnich o subtelnych i misternych detalach, sukienek koktajlowych o asymetrycznym bądź drapowanym wykończeniu i oczywiście zjawiskowych akcesoriów, do których smykałkę projektantka miała już w Chloé (to ona stworzyła bestsellerową torebkę Paddington). Wśród pierwszych projektów Philo dla Céline znalazł się chociażby model Medium Classic Box, który do dziś pozostaje jednym z najbardziej popularnych w portfolio marki.
Anthony Vaccarello dla Saint Laurent, wiosna-lato 2017
Gdy Vaccarello dołączał do Saint Laurent, marka była w świetnej kondycji – podczas czteroletniej kadencji poprzedniego dyrektora kreatywnego Hediego Slimane’a zyski rosły systematycznie (w 2015 roku wyniosły prawie 950 mln euro w porównaniu z 700 mln w 2014 roku). Z presją poradził sobie jednak doskonale – zadowolił tradycjonalistów i sprawił, że dom mody pokochało także młodsze pokolenie.
Belg o włoskich korzeniach wcześniej prowadził autorską markę, przez moment pełnił też funkcję dyrektora artystycznego w młodszej linii Versace, Versus. Kluczem do jego sukcesu w Saint Laurent stał się subtelny powrót do korzeni. Luźno nawiązywał do historii marki i archiwalnych projektów Yves’a, przywrócił także motywy, z których Slimane w szale rewolucji postanowił zrezygnować – np. złote logo YSL, którego użył nie tylko jako elementu scenografii, ale i wykorzystał na obcasach, w formie broszek czy detali torebek (Slimane w swojej prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjnej decyzji zmienił logo YSL na czarno-białe i minimalistyczne „Saint Laurent”).
Debiutancka kolekcja Vaccarello – seksowna, odważna, ale i pełna nawiązań do klasyki w stylu retro – wytyczyła nowy kierunek w historii tego domu mody. Kierunek, w którym kolekcje powstają w wyniku raz bardziej dosłownej, a kiedy indziej luźniejszej inspiracji archiwami, ale także elementami z życiorysu Saint Laurenta, stylem jego muz i miejscami bliskimi jego sercu. Dzięki temu, że Vaccarello tak sprawnie filtruje estetykę marki przez własne fascynacje i wyobrażenia na temat współczesnych sobie kobiet, tworzy własne Saint Laurent: seksowne i nieco zbuntowane, z równie dużą dozą elegancji, jak nonszalanckiego podejścia do ubioru.
Matthieu Blazy dla Bottegi Venety, jesień-zima 2022
Debiut świeży, bo zaledwie sprzed półtora roku, ale i tak wart odnotowania. Szczególnie że zjednoczył w zachwycie niemal całą branżę – nawet tych, którzy nie mogli się pogodzić z odejściem poprzedniego dyrektora kreatywnego Daniela Lee.
Stanowisko dyrektora kreatywnego Bottegi Venety Blazy obejmował jako projektant z doświadczeniem – przez dwa lata kierował w marce zespołem projektantów damskiego ready-to-wear, wcześniej zbierał zawodowe szlify w Balenciadze, Céline i w Maison Margiela, gdzie zarządzał linią Artisanal, zanim stery domu mody objął John Galliano.
To, co Blazy zaczął robić w Bottedze Venecie w zeszłym roku i co niezmiennie kontynuuje, obserwatorów mody fascynuje, a jej miłośników wprowadza w stan ekstazy. Jego projekty tworzą bazę stylizacji, o których z łatwością można powiedzieć „cool”, ale które nie sprawiają wrażenia, że staramy się za bardzo. Bazuje na idei niezwykłej zwyczajności – to, co znane, proponuje w zaskakującej odsłonie, wykorzystuje estetyczną iluzję, kreuje nowe oblicze luksusu: osobistego, dyskretnego, intymnego.
Demna dla Balenciagi, jesień-zima 2016
„Tłumaczenie, a nie powtarzanie. Nowy rozdział” – tak opisywano debiutancką kolekcję Demny (wtedy jeszcze Gvasalii) w towarzyszącej pokazowi notatce prasowej. On sam najwięcej mówił o wyzwaniu, jakim było pogodzenie swojego rozumienia mody z tradycją haute couture, z której Balenciaga niegdyś słynęła i którą postawił sobie za cel przywrócić.
Stanowisko obejmował jako współtwórca jednej z najgorętszych i najbardziej kontrowersyjnych marek. Vetements, które prowadził z bratem Guramem, było środkowym palcem wymierzonym w modowy establishment, drwiną z kapitalistycznego rozumienia luksusu i interpretacją hiperralizmu. I choć na pierwszy rzut oka pierwsza kolekcja Demny dla Balenciagi jawiła się jako powtórzenie charakterystycznych dla jego twórczości motywów, równie mocno nawiązywała do sposobu projektowania Cristobala – bazowała na podobnych konstrukcjach, ustalała podobne proporcje, wynosiła na piedestał „architekturę ubioru”, która tak mocno związana jest przecież z wysokim krawiectwem. Sylwetki układały się w kształt litery „C”, imitując tym samym pozy, w jakich niegdyś modelki prezentowały kreacje couture, płaszcze miały ekstremalne wcięcie w talii, puchowe kurtki obniżone kołnierze, a sukienki fasony bombek. Okazało się, że Demna i Cristobal mają więcej wspólnego, niż przypuszczano, i to nie tylko w kwestii projektowania. Obaj byli wycofani i enigmatyczni, unikali splendoru (Demna do tej pory nie pokazał się gościom po żadnym pokazie), a rewolucji w modzie dokonywali po cichu, w zaciszu własnego atelier.
Alessandro Michele dla Gucci, jesień-zima 2016
Pierwszą kolekcją Michelego dla Gucci była męska na sezon jesień-zima 2016 – zaprezentował ją w styczniu 2015 roku, krótko po tym, jak spółka Kering poinformowała, że charyzmatyczny Włoch zastąpi na stanowisku Fridę Giannini. Pierwszą kolekcję dla kobiet projektant pokazał miesiąc później, na tygodniu mody w Mediolanie.
Co to był za debiut! Zaskakujący i szokujący, barwny w artystyczne środki i detale, wyzwalający dom mody ze szponów glamouru i wprowadzający go na nowe tory, po których od tej pory poruszać miał się napędzany duchem maksymalizmu, ideą mody płynnej płciowo i odrodzenia stylu retro.
Branża dawno nie doświadczyła tak radykalnej zmiany wizerunku jak ta, którą w Gucci przeprowadził Michele. Rolę zmysłowej elegantki – femme fatale i miłośniczki boho, którą w marce kreowała Giannini, zajęła niby nieśmiała, ale jednak dysponująca ogromną siłą rażenia kujonka, miłośniczka starych książek i fanka babcinego stylu ubierająca się w butikowych second-handach na nowojorskim Williamsburgu.
Choć i tak kolekcję tę okrzyknięto eklektyczną, była zaledwie preludium do estetyki, jaką przez kolejne siedem lat Michele realizował we włoskiej marce. Ekscentryzm, maksymalizm i pochwała indywidualnego, niepodlegającego ograniczeniom i wyłamującego się ze schematów stylu znalazła wierne grono fanów i okazała się gigantycznym komercyjnym sukcesem.
Stella McCartney dla Chloé, wiosna-lato 1998
„Powinni byli zatrudnić jakieś wielkie nazwisko. McCartney jest takim, ale w muzyce, nie w modzie. Miejmy nadzieję, że Stella jest równie utalentowana, jak jej ojciec”, komentował nominację dla brytyjskiej projektantki Karl Lagerfeld, który przewodził Chloé najpierw w latach 1962–1983, a następnie 1992–1997. Niektórzy Francuzi patrzyli na decyzję o zatrudnieniu Brytyjki jak na kontynuację „brytyjskiej inwazji na Paryż” – wcześniej stanowisko dyrektora kreatywnego Diora objął bowiem John Galliano, a Givenchy – Alexander McQueen.
McCartney przychodziła do Chloé nie tylko z wielką dozą młodzieńczej charyzmy, ale i ze znajomością marki. Dorastała z projektami Lagerfelda z lat 70., które nosiła jej mama Linda. Większość jej rówieśniczek nie miała jednak pojęcia o tym domu mody. Stella, jako przedstawicielka „pokolenia MTV”, miała to zmienić. Początkowo zaproponowano jej pokierowanie młodszą linią marki, See by Chloé. Ona jednak uparła się, by zająć się główną.
Przed debiutanckim pokazem miała sporo do udowodnienia – zarówno prezesowi marki Mounirowi Moufarrige’owi, jaki i tym, którzy twierdzili, że karierę robiła dzięki nazwisku. Suzy Menkes w recenzji dla „International Herald Tribune” napisała po pokazie w październiku 1997 roku: „Choć miała niełatwe zadanie przejęcia posady po Karlu Lagerfeldzie, zaprezentowała prostą, bezpretensjonalną kolekcję pełną może mało odkrywczych, lecz uroczych elementów: sukienek lekkich jak apaszki lub o bieliźnianym fasonie oraz zwiewnych bluzek w kwiaty z rozszerzanymi rękawami. To była solidna pierwsza próba”. Solidna i przeprowadzona w duchu mody zrównoważonej. Już krótko po objęciu stanowiska McCartney postawiła ultimatum: albo marka zrezygnuje z prawdziwych skór i futer, albo zerwie umowę.
Karl Lagerfeld dla Chanel, jesień-zima 1983
36-letnią karierę w Chanel Lagerfeld zaczął z wysokiego „C” – od kolekcji haute couture na jesień-zimę 1983. Podczas pokazu z głośników wybrzmiewały fragmenty „Douce France” Charles’a Treneta, a po wybiegu przechadzały się muzy niemieckiego projektanta z Ines de la Fressange na czele, która, ubrana w białą garsonkę z kapeluszem, klipsami i sznurem pereł, otworzyła prezentację.
Lagerfeld, który dziś z Chanel jest utożsamiany tak bardzo jak Gabrielle, zwinnie wprowadził markę do nowej ery mody – lat 80., które zrywały z klasyką i dawały więcej przestrzeni na realizowanie ekscentrycznej wizji czerpania inspiracji z popkultury. Jednocześnie nie zrywał z historią domu mody – chętnie czerpał z projektów z lat 20. i 30, reinterpretował największe klasyki marki i nadawał im współczesnego sznytu. Był pewny kierunku, w jakim Chanel miało podążać pod jego kreatywną batutą. Zmiany, jakich dokonywał, uzasadniał często słowami: „Nawet jeśli Gabrielle nigdy nie robiła tego w ten sposób, jest to bardzo w stylu Chanel, czyż nie?”.
Więcej inspiracji znajdziecie w styczniowo-lutowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”, którego hasłem przewodnim są „Debiuty”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.