Mówię wam, nie mam siły na ten film, co jeszcze moje nieudane selfie umieścił na plakacie. Siara dla starego klauna – do ekranizacji horroru „To: Rozdział 2” zniechęca jej bohater.
.Drogie dzieciorki,
wstałam dziś w szkaradnym nastroju, więc co innego było robić, jak pójść do kina. Miałam bad hair day, bad skin day i ogólnie bad day do wszystkiego. Przeczesałam więc grzywkę, nieco rudziejącą nad zbyt wysokim czołem, w twarz wklepałam trochę tapety, ale nie wzniosło to mojego wyglądu na jakieś wyżyny. Cóż, może podkład był zbyt blady, skoro prześwitywały spod niego mój czerwony nos, cienie pod oczami i przetłuszczona cera. A może po prostu nic nie da się poradzić, kiedy ktoś się budzi wściekły i już. Pozostaje ukryć zły humor w ciemności, więc to właśnie zrobiłam.
Stojąc w kolejce po bilety, przed wścibskimi spojrzeniami osłaniałam się kapeluszem. Repertuar jak na złość wypisano okrutnie małymi literami i musiałam wysunąć głowę do przodu jak jakiś gad, żeby coś przeczytać. Dostrzegłam horror „To: Rozdział 2” i oczy mi się zaświeciły. – To jest to – szepnęłam do siebie, bo lubię się bać, a jeśli jeszcze wkoło boją się inni, czuję się jak w rodzinie. Zajęłam więc miejsce na środku sali, blisko tych, co będą długo wbijać paznokcie w oparcia foteli, by nagle podskoczyć z krzykiem. Uwielbiam klimat grozy, nerwowe ruchy i coraz bardziej spocone dłonie. Nieznajomi stają się dla mnie znajomi, gdy wspólnie boimy się tego samego.
Od początku mnie cieszyło, że widzę na ekranie tylu znanych, pięknych ludzi: Xaviera Dolana, Jessikę Chastain, Jamesa McAvoya, Jaya Ryana – wszystkich znam i obserwuję, bo są z nich ciacha do schrupania. Zresztą, znacie ich z: „Pięknej i Bestii”, „X-menów”, „Łowcy i Królowej Lodu”, „Pieśni słonia”. Sami więc rozumiecie, że im dalej w film, tym bardziej byłam podniecona, zaczęłam nawet chichotać, bo żartów jest tam co niemiara. Jak to się mówi – suszyłam zęby, a że jedynki trochę mi wystają, nie wygląda to za dobrze, szczerze mówiąc. Toteż cieszyłam się, że przynajmniej jest ciemno. Śmiech mój narastał, odkąd na ekranie pojawiły się dzieci. Znacie je z Netfliksa: Mike ze „Stranger Things”, Henry z „Powieści Henry'ego”, z HBO: Camilla z „Ostrych przedmiotów”, Sonny z „Gęsiej skórki 2”, albo z kina: Freddy z „Shazam!” oraz młody Quill ze „Strażników Galaktyki”. Nie piszę tego, bo chcę się wymądrzać, ale dlatego, że to ważne i z wysiłku aż wystawiam język. Po prostu nie chcę się pomylić. Wierzcie mi, że to normalnie same sławy, śliczne buzie, aż ślinka kapie. Zaczęłam zatem mlaskać z rozkoszy, aż rozmazałam sobie szminkę. Emocje kipiały we mnie tak bardzo, że spuchłam jak balon.
Ponad dwie godziny w kinie to jednak nie przelewki i mimo tego podekscytowania coraz trudniej było mi się skupić, bo sceny długie, dialogi dziwne, a ja czasem tak mam, że jak coś jest za trudne, to owszem, patrzę, ale nic nie rozumiem. Za to ziewam, aż miło. Ziewam tak szeroko, jakbym miała połknąć cały ekran w multikinie. A, co gorsza, gdy ziewam, wyłażą mi te szeregi zębów osobliwe, dużo ich, więcej niż przeważnie u ludzi, za pierwszymi drugie, trzecie, szóste, prawie jak u rekina. Szkoda więc, że przy ziewaniu się nie zasłaniam. Nieładnie, prawda, ale co zrobić, skoro film taki nudny, lepiej ziewać, niż chrapać, jak ktoś powiedział. Rozdziawiam więc, chcąc nie chcąc, paszczę pełną zębów, no i chaps, to jest chwila. Sama nie wiem, jak to się dzieje, że zostaje po tym coś oślizgłego, jakiś krwawy ślad. Nic nie poradzę. To po prostu ja. Wasz Pennywise.
No, skoro już mamy to za sobą, dzieciaczki kochane, możemy przejść do rzeczy. Wiecie, że naprawdę lubię patrzeć, jak ktoś się boi. Napawa mnie to słodkim urzeczeniem. Ale tym razem, niestety, nikt nie trząsł się ze strachu. Wstyd mi było, że brałam w tym udział. Fatalny horror, jeśli nikt się nie boi. Karygodny, bo straszyć miałam nie ja, tylko jakieś sztuczne staruchy na szczudłach, wyłupiaste zombie za kierownicą, oczy z mackami ośmiornicy wypływające z chińskich ciasteczek z wróżbą albo zmutowane twarze z wywieszonymi ozorami, co strzelają w kamerę czarną mazią. No, szkoda gadać, a wszystko to w CGI, czyli w efektach jakoś niespecjalnych.
Mówię wam, gdybym siedziała bliżej, z tego wszystkiego rozbiłabym ekran głową. A tak musiałam walić w lustro takie weneckie, co za nim ukryty był chłopczyk, całkiem smaczny, ale przecież nie chciałam mu wcale zrobić krzywdy, kłapnęłam go już całkiem z desperacji. Czemu to nie ja byłam w tym filmie najważniejsza? Czemu nie ja byłam straszna (mam nadzieję, że już chwytacie, że to nie moja wina)? Kiedyś dzieci, gdy oglądały mnie z magnetowidu, to prawie mdlały, bały się zostać same w domu, chowały kasetę przed rodzicami, sikały w łóżko – nie będę się chwalić, że miały to tylko przeze mnie, ale też przez laleczkę Chucky, „Piłę” i Freddiego. Teraz podobno nikt nie wierzy w klauny, chyba że w wężoklauny, a mnie boi się tyle samo, co, nie przymierzając, Świętego Mikołaja, Wróżki Zębuszki albo Ciasteczkowego Potwora. Czyli że zostają mi kompletne siusiumajtki.
Siedzę więc na widowni w niepotrzebnym makijażu i płaczę krwawymi łzami. Nikt już przede mną nie ucieka. Nie tylko zresztą przede mną, ale też przed innymi pracownikami horrorów, co jak ja w pocie czoła wypełniają swoje obowiązki. Taśmowo, by tak rzec, bo roboty mamy w bród, co chwila w kinach dają jakąś naszą nową pracę, więc chyba stworzymy związki zawodowe – takie coś, co da nam nadzieję, że będziemy cenni dla tych, którzy używają nas do zarabiania kasy. Przecież nie biorą nas po to, żebyście się nie bali. Głupio tak się skarżyć, ale rozumiecie, dzieciny, co to obciach. Siara dla starego klauna.
Będę z wami szczera, moje maluchy. Najbardziej to obrzydzają mnie ci zdziecinniali dorośli, głupiutcy tacy, co się cieszą, że są frajerami. Z początku trudno w to uwierzyć. Niby sami z nich ważniacy, projektanci, CEO (nikt z nich nie wie, co to znaczy), a nie umieją zrobić najprostszych rzeczy. Któryś nie potrafi ułożyć ostatniego puzzla albo przypomnieć sobie dowcipu i od razu myśli, że odpowiada za to jakaś straszna trauma (to słowo łatwiej wytłumaczyć niż CEO). Potworne wydarzenie jakieś, za którym ja stoję. No, jeszcze czego. Jeden z drugim sami alergicy, mańkuty, jąkały, w poplamionych koszulach i zaparowanych okularach, co nie potrafią nawet mężowi oddać, jak bije. Sieroty same, a na mnie zrzucają winę, wyciągają jakieś indiańskie sprzęty i ogień rozpalają, aby spalić w nim – to słowo już was położy, obiecuję – ważne artefakty. Czyli bzdety karczemne: kartkę z pamiętnika, wierszyk miłosny taki, statek z papieru, inhalator, żeton, kamień. Serio, myślą, że to się spali, te przegrywy, jeżdżące na rowerkach, szkoda normalnie, że bez bocznych kółek. Zamiast dojrzewać, tak jak wy, pisklęta, oni stoją w miejscu i myślą, że im pomoże, jak mnie pomniejszą i wyrwą mi serce. Na ten genialny pomysł wpadli w bibliotece, starej, takiej czarodziejskiej, prawie jak w Harrym Potterze. Tyle że ci debile nie znają zaklęć, nie mają różdżek i nie potrafią czarować. Jak mnie zabić, w książkach przeczytali, serio? Nie wiedzą, że ja to tylko klaun, który występuje na tej imprezie. Że to jest w nich, te koszmary, co im się śnią i będą wracać, gdy tylko przytulą puste główki do podusi.
Mówię wam, nie mam siły na ten film, co jeszcze moje nieudane selfie umieścił na plakacie. Miło mi, że rozumiecie ten nietakt, podając mi dla otuchy rój waszych małych rączek. Wiem, że wy bez dorosłych poradzilibyście sobie świetnie, moje małolaty. Za to oni bez was są bezbronni jak dzieci. Z wami zresztą też, bez różnicy. Przypadki z nich beznadziejne, widzicie sami. I to nie tylko aktorzy, ale też scenarzysta, reżyser... Bo najgorsze, że w tym filmie wszystko jest dokładnie tak jak napisał to wujek Stefan (Stephen King, oficjalnie, co znaczy, że wujek jest królem). Napisał to w książce, która jest naprawdę świetna, ale przeczytacie ją, dopiero jak będziecie duzi, nawet jeśli zobaczycie ją w szkolnej bibliotece, jak to zdarzyło się jednej dziewczynce, o której nic więcej nie powiem. Co się z nią stało, nie chcecie wiedzieć. W każdym razie nie wolno teraz tej książki czytać, bo są w niej różne rzeczy dla dorosłych, na przykład orgia, a co to znaczy, dowiecie się później, nic specjalnego.
W filmie za to możecie sobie pooglądać, jak pani z panem całują się pod wodą, bo to właśnie dorosłym zwykle sprawia przyjemność. Przyda się wam więc, by się nauczyć oddychać pod wodą. Ale absolutnie nie skaczcie tak jak oni w tym filmie z klifu do płytkiej wody, w której potem można stać normalnie i gadać, będąc zanurzonym do pasa. Poczekajcie, aż ja przyjdę was chapnąć, szkoda by tak głupio... A jeśli podoba wam się osoba tej samej płci albo innej, to odważcie się ją kochać, już bez żartów. Bo potem może być za późno i do końca życia będziecie samotni.
To mówi klaun, sam i smutny, dlatego przychodzi się z wami pobawić. Gdy wasi starzy grają na konsoli, gapią się w telewizję obłożeni kolekcją swoich pluszaków albo udowadniają wam, że dużo lepiej niż wy układają lego, pomyślcie ciepło o waszym klaunie. Nikt nie pokocha was tak jak ja, słodkie bachory. Wiem, że bardziej straszy was Buka albo Koralina, ale błagam, nie spisujcie mnie na straty. Jeszcze wrócę, jeszcze się poboimy. A na razie czekajcie na jednego takiego, co nawet lepiej się śmieje niż ja. Może on was przestraszy, Joker. Mój kolega.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.