Siwe włosy, które już na początku zyskały status „kontrowersyjnych”, lekki makijaż, który wcale nie miał za zadanie odmładzać. Charakteryzatorka z planu serialu „And Just Like That...” opowiada o empowermentowej koncepcji wyglądu bohaterek nowej wersji „Seksu w wielkim mieście” i zdradza, jakie kosmetyki najlepiej sprawdziły się podczas pracy na planie.
Sporo zmieniło się na świecie oraz w kulturze od momentu, gdy serial „Seks w wielkim mieście” pojawił się na ekranach po raz pierwszy, a wraz z nim cztery niezapomniane bohaterki, które przemierzały Nowy Jork w butach od Manolo Blahnika, bawiąc się przy odgłosach pobrzękujących kieliszków napełnionych słynnym Cosmopolitanem na [tu koniecznie trzeba wyobrazić sobie głos Samanthy Jones] „fantastycznych” imprezach i chwaląc się seksualnymi wyczynami podczas brunchu w Cafeterii. W nowym rozdziale kultowego serialu, „And Just Like That...”, który można oglądać na HBO, ponownie spotykamy trzy główne bohaterki. Tym razem Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker), Miranda Hobbes (Cynthia Nixon) i Charlotte York-Goldenblatt (Kristin Davis) zmagają się z problemami i wyzwaniami wieku średniego oraz fizycznymi zmianami wynikającymi z upływu czasu, co stało się głównym tematem wśród komentujących serial. – Pojawiło się wiele mizoginistycznych wypowiedzi związanych z naszym powrotem – to nigdy nie przydarzyłoby się mężczyźnie – powiedziała Parker w rozmowie z „Vogiem”, na którego okładce pojawiła się w grudniu. Miała na myśli liczne obraźliwe komentarze dotyczące wieku aktorek oraz faktu, że na ekranie występują m.in. z siwymi odrostami i zmarszczkami.
Dojrzałość to nowe sexy
Tymczasem to moment obiecujących zmian w Hollywood, które dzieją się na naszych oczach. W końcu coraz więcej projektów pokazuje, a wręcz celebruje prawdziwe życie kobiet w dojrzałym wieku. Producenci filmów i seriali proponują zarówno realistyczne podejście do tematu, jak i to bardziej aspiracyjne, jak w wypadku najnowszej części „Seksu w wielkim mieście”. – Te dwie rzeczy mogą ze sobą współistnieć – podkreśla szefowa działu charakteryzacji „And Just Like That...”, Sherri Berman Laurence. – Sama jestem 53-letnią kobietą, więc w pewnym sensie dojrzewałam z bohaterkami serialu – mówi. – To, że mogę pracować przy obrazie celebrującym kobiecość po 50-tce, pokazującym życie takim, jakie jest, a jednocześnie dodającym mu odrobiny tego szczególnego blasku, jest bardzo ekscytujące.
Spójny wizerunek
By omówić precyzyjną wizję charakteryzacji, Laurence ściśle współpracowała z showrunnerem serialu Michaelem Patrickiem Kingiem i kostiumografką Molly Rogers, by mieć pewność, że opowieść, którą chcę przedstawić, jest spójna. – Wspaniale pracuje się z taką osobą jak King, która naprawdę zwraca uwagę na każdy element wyglądu bohaterek – od makijażu, przez fryzury, po kostiumy – mówi Laurence. – Wszystko musi się uzupełniać. Jeśli jedna z tych rzeczy zawiedzie, pozostałe też nie będą spełniać swojego zadania. Michael Patrick King jest wizjonerem i dokładnie wie, czego chce. Ma w wyobraźni określoną wizję, a omawianie jej z nim jest naprawdę interesującym procesem. Choć każda postać jest inna, serial ma jeden motyw przewodni. – King bardzo podkreślał, że nie chce, by bohaterki wyglądały na młodsze, niż są w rzeczywistości – mieliśmy jedynie uwydatniać ich naturalne piękno – wyjaśnia Laurence. – Robiliśmy wszystko, by osiągnąć ten cel. Myślę, że nam się udało.
Jak Laurence opisuje bohaterki i ich podejście do urody? Carrie jest „świeża i wyluzowana”, Miranda „trochę bardziej dopracowana, z nowym poczuciem własnej wartości”, a Charlotte „ekskluzywna i bardzo elegancka”. Poza nimi w serialu pojawia się też Che Diaz (Sara Ramirez), pierwsza niebinarna postać zajmująca się stand-upem i podcastami, „podkreślająca swoje naturalne piękno” wymownymi tatuażami, Seema Patel (Sarita Choudhury), pełna energii brokerka, która uwielbia „wyrazisty styl Starego Hollywood”, z perłowymi pomadkami i oczami podkreślonymi eyelinerem, Lisa Todd Wexley (Nicole Ari Parker), dokumentalistka znajdująca się na liście najlepiej ubranych ludzi, która ze swoją nieskazitelną cerą jest „bardzo wytworna, nieskazitelna” oraz dr Nya Wallace (Karen Pittman), profesorkę prawa, która stawia na „prostotę i naturalność” wyrażoną przez make-up no-makeup, charakteryzujący się świetlistą skórą i ustami w odcieniu nude.
Lekka i świetlista cera
– W przypadku większości bohaterów skupialiśmy się głównie na ich skórze – wyjaśnia Laurence, podkreślając jak uniwersalna i ważna na planie jest cera pełna blasku. – Staraliśmy się nie ukrywać wieku, podkreślaliśmy za to ich naturalny wygląd. Kobiety w tym wieku są piękne. Doceniam fakt, że nie staraliśmy się, by wyglądały na 30 lat.
Parker, Nixon i Davis pracowały na planie z własnymi makijażystami (Elaine Offers, Kerrie Plant Price, i Matin Maulawizada), jednak wiele kosmetyków wybierały same. Jednym z ulubieńców okazał się podkład Tom Ford Shade and Illuminate Soft Radiance Foundation. –To fantastyczny kremowy podkład, nadający skórze blasku, niepowodujący przy tym nadmiernego świecenia się skóry – mówi Laurence, opisując nawilżającą formułę kosmetyku z kwasem hialuronowym, który zapewnia średnie lub pełne krycie i idealnie odbija światło, dzięki właściwej proporcji rozpraszającego pigmentu. – To zabawne, że kiedyś żyłam makijażami bohaterek „Seksu w wielkim mieście” i że dziś jest podobnie – wyjaśnia. – Ciągle pojawiają się nowe produkty, które zmieniają nasze spojrzenie na make-up. Dziś nie są już tak matowe i pudrowe jak kilka dekad temu, stawiają na blask, ale bez efektu świecenia. W tym nurcie podchodzi się też do konturowania kości policzkowych. Nieważne, czy stawiamy na różany, czy muśnięty słońcem efekt, robimy to w delikatniejszy, subtelniejszy sposób. – Róż nie jest tak ciężki i i intensywny jak kiedyś. Policzki mają wyglądać, jakby tylko lekko się zarumieniły – wyjaśnia specjalistka, wymieniając kremowe, dobrze wchłaniające się produkty, które wybierano na planie, takie jak konturujący róż Toma Forda czy Major Double-Take Patricka Ta. Podobnie rzecz miała się z ustami, które były mniej w stylu lat 90-tych, a zdecydowanie bardziej współczesne. – Wtedy używało się trochę ciemniejszych konturówek. Zarys ust był wyraźniejszy, a konturówka bardziej widoczna. Obecnie odcienie konturówki i szminki powinny równo się zlewać, by podkreślić naturalny kształt ust. Ulubionym kosmetykiem dodającym ustom koloru był błyszczyk Dior Addict Stellar, a także konturówki i pomadki Charlotte Tilbury, w odcieniach zbliżonych do naturalnych.
Młodzieńcze spojrzenie
By spojrzenie aktorek wyglądało świeżo, makijażyści położyli nacisk na takie użycie cieni do powiek i eyelinerów, by oczy wydawały się optycznie większe i przyciągały uwagę. – W makijażu oczu zależy nam na tworzeniu form, które optycznie unoszą kąciki ku górze, a nie obciążają i nie ciągną całości w dół – wyjaśnia Laurence, dodając, że na dojrzałych powiekach najlepiej wyglądają najczęściej matowe i satynowe tekstury. – Eyeliner wykracza trochę poza obrys, zamiast trzymać się dokładnie linii rzęs –dodaje. Na planie najczęściej wybierano naturalnie wyglądające rzęsy, podkreślone zestawem Control Kit Lashify, zapewniającym małe kępki jedwabnych rzęs, które idealnie zlewają się z linią tych naturalnych. By dodać im długości i objętości, skupiano się tylko na zewnętrznych kącikach oczu. – Dzięki temu wydają się dużo większe – Laurence podkreśla ich uniwersalne zalety.
Pielęgnacja i masaże
Jeżeli chodzi o pielęgnację skóry, w czasie prac na planie o promienną i dobrze nawilżoną cerę aktorek dbały kultowy krem Dewy Skin marki Tatcha, rozświetlający olejek Orchid face Herbivore, a także zmniejszające opuchliznę i poprawiające krążenie krwi masaże przy pomocy rollera do twarzy Herbivore oraz narzędzia do pracy z powięzią Pause Well Aging.
Przy tak dużym zamieszaniu związanym z premierą „And Just Like That...” warto, by nie umknął jeden ważny szczegół: indywidualne podejście każdej z bohaterek do swojego wieku i makijażu (lub jego braku) jako sposób na podkreślenie osobowości każdej postaci. – Nie widzi się tego zbyt często u tak wielu kobiet, które są dojrzałe, a wyglądają wspaniale, bez wrażenia, że przesadziły z zabiegami – mówi Laurence. – To ekscytujące i bardzo potrzebne. Myślę, że dzięki temu kobiety po pięćdziesiątce poczują się piękniejsze.
Artykuł oryginalnie ukazał się na Vogue.com.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.