Niektórzy posunęli się nawet do stwierdzenia, że jestem „gwiazdą”. Kiedyś byłam aktorką, więc dla mnie „gwiazda” jest kimś, kto występuje na scenie – śpiewa, tańczy, wyraża emocje. Bycie gwiazdą dwusekundowego filmiku nie ma dla mnie większego znaczenia – mówi Dorothy Wiggins, uznawana przez najmłodsze pokolenie za modową influencerkę.
Byłem wiernym fanem Dorothy Wiggins na długo, zanim w mojej głowie zrodził się pomysł przeprowadzenia z nią wywiadu. A gdy wizja spotkania na Zoomie stała się realna, moje podekscytowanie sięgało zenitu. Kiedy ujrzałem jej twarz na ekranie komputera, od razu zwróciłem uwagę na charakterystyczny odcień szminki „M'Orange” marki MAC. Wystarczyło, by się przedstawiła, żebym rozpoznał typową nosowość środkowoatlantyckiego akcentu. Jej inteligentny dowcip, prosty sposób formułowania wypowiedzi, do tego życzliwość i ciekawość natychmiast ukoiły moje nerwy. – Och, jesteś z Tajlandii? – zapytała z zachwytem. – Mieszkałam tam kiedyś. Jestem fanką domu Jima Thompsona i wszystkich pięknych tkanin jego marki. Kupiłam ich całkiem sporo.
Tajlandia nie jest jedynym krajem, który 98-letnia Dorothy nazywała domem. Oprócz rodzinnego Manhattanu, gdzie się urodziła, wychowała i obecnie mieszka, wielokrotnie odwiedzała także odległe miejsca – w tym Syrię, Maroko, Kambodżę, Meksyk, Włochy i Francję – wraz ze swoim świętej pamięci mężem Guyem. Ich wieloletnie podróże zaowocowały cennym zbiorem wykwintnej mody i kolekcjonerskich przedmiotów. W 2020 roku, po śmierci Guya, który skończył wtedy 100 lat, Dorothy stanęła przed trudnym zadaniem – przejrzeniem wieloletniego dobytku i fotografii z ich wspólnego życia. – Tworzyliśmy wspaniałe małżeństwo. To była dla mnie druzgocąca strata – wyznała. – Musiałam jednak znaleźć sposób, by iść naprzód.
Sposób ostatecznie sam się znalazł – przybył do niej w postaci przyjaciela jej syna, Michaela Astora, dziennikarza i operatora filmowego. Michael zgodził się pomóc Dorothy w uporządkowaniu archiwalnych zdjęć i stworzeniu krótkiego filmu, dokumentującego zarówno historię małżeństwa Wigginsów, jak i codzienne życie Dorothy. Gdy ich współpraca rozpoczęła się na dobre, Michael zaczął publikować w sieci klipy swojej niestarzejącej się muzy. Reakcja internautów była zdumiewająca: z dnia na dzień Dorothy stała się sensacją mediów społecznościowych, choć sama ma zastrzeżenia do kultury online. – Po prostu nie wierzę w media społecznościowe. Nie interesuję się nimi – mówiła bez ogródek. – Cała ta koncepcja trochę mnie przeraża. Zamiast podziwiać wspaniałą sztukę lub zanurzyć się w pochłaniającej lekturze, ludzie spędzają krótkie chwile na przeglądaniu błahostek w Internecie. Dla mnie to absurd. Nie pochwalam tego – to obniża intelekt całego świata.
Niechęć Dorothy do internetu nie powstrzymała jej fanów – na Instagramie ma 137 tysięcy obserwujących, a na TikToku 28,2 tysięcy. Na obu platformach dzieli się filmami, w których odkrywa swój ukochany Nowy Jork – czy to grając w tenisa, czy odwiedzając restauracje w Chinatown, czy też układając swój nienaganny bob. Jej internetowa sława sprawiła, że stała się rozpoznawalna na ulicy. – Ludzie podchodzą do mnie, ale nie zwracam na to specjalnej uwagi – mówi ze śmiechem. – Niektórzy posunęli się nawet do stwierdzenia, że jestem „gwiazdą”. Kiedyś byłam aktorką, więc dla mnie „gwiazda” jest kimś, kto występuje na scenie – śpiewa, tańczy, wyraża emocje. Bycie „gwiazdą” dwusekundowego filmiku nie ma dla mnie większego znaczenia.
Jak Dorothy podchodzi do ubierania się na co dzień? – Odwołuję się do powabu, jaki roztaczają wokół siebie syreny. Mój styl określiłabym jako elegancki i efektowny. Kompletuję proste stylizacje, ale wszystkie elementy mojego stroju są bardzo przemyślane. Miałam szczęście zgromadzić wiele pięknych ubrań podczas podróży z mężem – mówi. Weźmy na przykład haftowaną suknię ślubną, którą Dorothy znalazła w sklepie ze starociami w Syrii i którą co roku zakłada w Boże Narodzenie. Albo jedwabne spodnie, przywiezione z okolic Angkor Wat w Kambodży, których konstrukcja „nie przypomina niczego, co widziała gdziekolwiek indziej na świecie”. Nie sposób nie wspomnieć także o bogatej kolekcji biżuterii, która obejmuje zarówno projekty papier mâché, wykonane przez artystę z Meksyku, jak i zachwycające dzieła Johna Hardy'ego z Bali.
Mimo słabości do świecidełek Dorothy wzbrania się przed ubraniami w stylu zbyt rzucającym się w oczy. – Nie lubię tego, zwłaszcza w sytuacjach, w których wszyscy wokół mnie noszą swobodne jeansy – podkreślała w rozmowie. – Zawsze staram się dobrze wyglądać. Nawet jeśli decyduję się na skromną stylizację, upewniam się, że zawiera ona choć jeden niezwykły element – na przykład piękny szal. To pełne świeżości podejście do mody wyraźnie rezonuje ze sposobem myślenia młodszego pokolenia – bardziej zainteresowanego wyrażaniem swojej indywidualności niż gromadzeniem projektów wiodących marek modowych. W obliczu nowojorskiego tygodnia mody nie mogłem oprzeć się pytaniu, czy Dorothy rozważyłaby wzięcie w nim udziału. Odpowiedziała żartobliwie: – Oczywiście! Jeśli tylko komuś przyda się ktoś taki jak ja. Jeśli to czytacie i zajmujecie się modowym PR-em – weźcie sprawy w swoje ręce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.