„Najlepsze restauracje przygotowują jedzenie dla wojska. Atelier mody produkują kamizelki kuloodporne. Zwykli ludzie robią koktajle Mołotowa, bo w Ukrainie nikt nie chce żyć w zniewoleniu”, pisze Alyona Kiperman z marki jubilerskiej Nomis o doświadczeniu wojny w jej rodzinnym kraju.
24 lutego rano moja mama przybiegła do naszego pokoju hotelowego i powiedziała, że zaczęła się wojna. Nie rozumiałam… Jaka wojna? Powiedziała, że lotniska są niszczone. Moja siostra, która była w domu w Ukrainie, musiała wziąć dziecko i jechać na granicę. Moi dziadkowie i teściowie nadal są w Ukrainie.
Nawet nie przeszło mi przez myśl, że nie polecę z powrotem do Kijowa. Moja przyjaciółka przed samą inwazją pojechała na narty i zostawiła małe dzieci w domu z babcią. Teraz ich miasto jest okupowane przez rosyjskie wojsko, a ona znajduje się na granicy między Ukrainą a Mołdawią, a powrót do domu wydaje się niemożliwy. Drogi są zniszczone. Oglądamy zdjęcia, które wyglądają jakby zostały zrobione w Dreźnie podczas II wojny światowej, nie w ukraińskim mieście w roku 2022.
Zanim to się zaczęło, nikt by nie uwierzył, że Rosja zacznie bombardować Ukrainę o piątej rano. Zanim Rosja odebrała nam dużą część naszego kraju [w roku 2014 Rosja zaanektowała Krym] i zdestabilizowała Donbas, byliśmy z Rosjanami jak bracia. Teraz mamy do czynienia z agresją, z pełnowymiarową wojną.
Pochodzę z Odessy. Mieszkałam w Paryżu i Londynie, trzy lata temu wróciłam do Kijowa. To mój dom. Miesiąc temu otworzyłam sklep Nomis w centrum Kijowa. Jest piękny. Chcę wrócić i znów spotkać się z moim zespołem. Na razie jestem z nimi w ciągłym kontakcie, próbuję pomagać im z daleka, organizując przejście przez granicę dla tych, którzy wyjeżdżają. Z każdym dniem rozumiem coraz więcej. Nadal staram się pojąć, że to naprawdę wojna, że jeszcze przez długi czas nie wrócimy do domu. Teraz myślę o uchodźcach, którzy nie mają gdzie się podziać.
My, Ukraińcy, pozostający poza krajem staramy się pomagać jak możemy. Za pomocą mediów społecznościowych kontaktujemy ludzi ze sobą, np. łącząc kogoś, kto szuka schronienia w Polsce, z osobą, która oferuje zakwaterowanie. Zbieramy środki i wysyłamy pieniądze do organizacji pomagających znaleźć ludziom dach nad głową oraz do ukraińskiej armii.
Czasami, w tragicznych okolicznościach, robi się wszystko by przestać o nich myśleć. Nie tym razem. Jesteśmy totalnie skupieni. Ale potrzebujemy pomocy. Rosyjskie bombardowania to coś poza naszą kontrolą. Świadomie celują pociski w stronę budynków mieszkalnych. W mieście Enerhodar zaatakowali elektrownię atomową, ryzykując eksplozją 10 razy większą niż ta w Czarnobylu. Czy da się to jakoś logicznie wytłumaczyć?
Giną ludzie, a piękny kraj o bogatej kulturze jest niszczony. Zachód musi wprowadzić nad Ukrainą strefę zakazu lotów. Ukraińcy walczą, ale nie możemy sami mierzyć się z największym krajem na świecie.
Czy mam nadzieję? Stuprocentową. Kochamy Ukrainę, ale przed wojną ani ja, ani moi przyjaciele nie byliśmy wielkimi patriotami. Mieszkamy tu, pracujemy, płacimy podatki. A teraz? Jesteśmy stuprocentowymi patriotami. Ukraińcy z gołymi rękami walczą, by ochronić swój kraj.
Specjaliści IT robią co mogą, by zablokować cenzurę i powiedzieć Rosjanom, co dzieje się zarówno w naszym, jak i w ich kraju. Najlepsze restauracje przygotowują jedzenie dla wojska i ludzi w potrzebie. Atelier, które kiedyś szyły suknie wieczorowe, teraz produkują kamizelki kuloodporne i bieliznę termiczną. Zwykli ludzie robią koktajle Mołotowa, bo w Ukrainie nikt nie chce życia jak w Rosji. To byłoby zniewolenie dusz. Cały kraj opiera się rosyjskiej okupacji.
Wszyscy, których znam, a których nie ma tam teraz, czekają na powrót do Ukrainy. Kochamy nasz kraj nad życie i odbudujemy go. Nigdy wcześniej nie widziałam, by Ukraińcy byli tak zjednoczeni.
Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.com.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.