Dziś kobiety po pięćdziesiątce nie doświadczają już tej samej marginalizacji, która była udziałem ich matek. I nie tęsknią za byciem trzydziestolatkami. – Gdy jesteś po pięćdziesiątce, wszystko masz gdzieś. Naprawdę wszystko – pisze Kathleen Baird-Murray.
Jest piątkowy wieczór, a ja jem kolację w snobistycznej restauracji w Notting Hill. W miejscu, do którego zwykle stoją długie kolejki turystów, uzbrojonych w selfie sticki. Wokół nas głośno rozmawiają trzydziestolatkowie – o dizajnerskich zakupach, swoich ulubionych hotelach na weekendowe wypady i o tym, że później pójdą do klubu, który ostatnio odwiedziłam ponad 20 lat temu. Są pewni siebie, wysportowani i, co zaskakujące (i dość rozczarowujące, biorąc pod uwagę, że 20 lat temu w tej okolicy było inaczej), brak wśród nich różnorodności. Dokładnie w momencie, gdy zdaję sobie z tego sprawę, mój chłopak, któremu bliżej do kochanka niż wojownika, szepcze do mnie przez stół: – Czy tylko mi się wydaje, czy masz ochotę spoliczkować wszystkich tu obecnych?
Ach! Ci trzydziestolatkowie. A właściwie ta konkretna grupa trzydziestolatków, w tej konkretnej restauracji, którzy – odważę się na takie stwierdzenie – są wyjątkowo zadowoleni z siebie. Któż nie chciałby znaleźć się na ich miejscu?
Gdy Jennifer Lopez, Salma Hayek i Halle Berry znalazły się w tym roku na pierwszych stronach gazet, ponieważ „wyglądają bardzo dobrze jak na swój wiek”, a potem zaczęła się seria zwyczajowych ciałopozytywnych artykułów pod hasłem „Dlaczego pięćdziesiątka to nowa trzydziestka”, powinnam była się cieszyć. Oto długo wyczekiwany dowód tego, że kobiety po pięćdziesiątce nie doświadczają już tej dziwnej marginalizacji, która była udziałem naszych matek. A jednak poczułam złość, miałam wrażenie, że jestem traktowana protekcjonalnie, i zaczęłam szukać kogoś, komu mogłabym przywalić za tak irytujące uproszczenie.
Po raz kolejny wszystkie pozytywy wiążące się ze starszym wiekiem sprowadzane są do tego, jak wyglądamy. Jak można się spodziewać, cytaty z Nory Ephron o tym, by założyć bikini i już nigdy go nie zdejmować, są eksploatowane w tych artykułach (doskonale o tym wiem, jestem autorką wielu z nich). Założenie jest takie, że jeśli jesteś po pięćdziesiątce, znaczy to, że wolałabyś mieć trzydzieści lat. I choć nie mogę wypowiadać się w imieniu każdej kobiety po pięćdziesiątce, szybka ankieta, jaką przeprowadziłam wśród trzech „starszych” koleżanek, które zadzwoniły do mnie akurat, gdy pisałam ten tekst, wykazała, że jednak nie; nie chciałybyśmy mieć po trzydzieści lat.
Okazuje się jednak, że z czasów, gdy miałyśmy właśnie po trzydzieści lat, rzeczywiście brakuje nam następujących rzeczy:
Alkoholu. Byłoby wspaniale móc wypić więcej niż okazjonalne pół kieliszka wina i nie musieć zjadać potem połowy paczki Nurofenu, a kolejnego dnia robić sobie drzemki po południu. I nie musieć tego robić również przez kolejne dwa dni.
Brązowych odrostów. Poświęcamy teraz strasznie dużo czasu, by odrosty jako tako wyglądały.
Czasu. Ludzie, nie zmarnujcie najbliższych dwudziestu lat. Szybko mijają.
A co poza tym oznaczała trzydziestka? Niepokój; krzątaninę wokół małych dzieci; potrzebę ugruntowania swojej pozycji zawodowej; próby kupienia pierwszej nieruchomości; zaczynających niedomagać rodziców; niezmieniające się zarobki; ciągłe bieganie na siłownię; setki identycznych barów i restauracji z wszechobecnymi paprociami, miedzianymi dodatkami i popularnymi w latach 2000. różowymi ścianami. Czy tego też nam brakuje?
Nie za bardzo.
Nie mówi się natomiast trzydziestolatkom o tym – o czym, swoją drogą, nie mówiło się też nam, gdy z osłupieniem przyglądaliśmy się marszczącej się skórze pokolenia naszych rodziców (mieli wtedy pewnie po 45 lat) – że starzenie się ma też swoje dobre strony, które z nadwyżką rekompensują sflaczałą skórę na ramionach i siwiejące odrosty. Pocieszający może być fakt, że choć ageizm jest dużo bardziej powszechnym zjawiskiem, niż nam się wydaje – pogodziłam się z tym, że jeśli coś mi nie działa, zawsze uznaje się, iż to przez moją „starość”, natomiast jeśli coś nie działa u młodszych, wynika to z błędu działu IT; że jeśli nie mogę znaleźć swoich okularów, kluczy czy torebki, to przez początki Alzheimera, z kolei jeśli młodsi czegoś szukają, to dlatego, że są zmęczeni i przepracowani – jest jednak również wiele powodów do radości. A przynajmniej trzy. I tu znowu przedstawiam wyniki dogłębnych badań naukowych przeprowadzonych z udziałem moich trzech „starszych” koleżanek:
Gdy jesteś po pięćdziesiątce, masz wszystko gdzieś. Naprawdę wszystko. Wiedza, że coś gdzieś istnieje, ale ani trochę mnie to nie interesuje, jest niesamowicie wyzwalająca. Drodzy czytelnicy, przedstawiam wam TikToka.
Młodzi ludzie, czyli nasze własne nastoletnie lub trochę starsze dzieci czy też dzieci innych ludzi, będą pożądać naszego towarzystwa w najpiękniejszym, najgłębszym wymiarze. To dar dla naszego pokolenia, na który tak naprawdę nie zasługujemy, ponieważ sami nigdy nie mieliśmy ochoty na włączanie naszych rodziców (w obawie przed poczuciem zażenowania) do swojego życia, bo naszym zdaniem byli na to za starzy. Towarzystwo młodych ludzi ma też tę zaletę, że będąc wśród nich, sami czujemy się młodsi. Nie wiem, kto to zapoczątkował. Włosi? Przy wielkich stylowych stołach Dolce & Gabbana, gdzie pod figowcami zbierały się różne pokolenia? Być może. Jednak wierz mi, gdy kończysz pięćdziesiąt lat, naprawdę czujesz się dobrze w takiej sytuacji. I jest w tym coś magicznego.
Sama o sobie decydujesz. Możesz robić to, na co masz ochotę, chodzić, gdzie chcesz, wymyślić siebie na nowo albo w ogóle się nie zmieniać: i zależy to wyłącznie od ciebie. To jest prawdziwy powód, dla którego powinniśmy rozmawiać o JLo czy Salmie.
Jak każda inna grupa wiekowa dałyśmy się wciągnąć w myślenie o tym, że „jesteśmy stare”. Ale to już przeszłość. Zapytałam kiedyś bardzo znaną supermodelkę, która właśnie skończyła 50 lat, czy chciałaby porozmawiać o tym, jak wspaniałe ma ciało – właśnie w wieku 50 lat. – Chyba żartujesz? – odpowiedziała. – Nie chcę napędzać dyskusji o tym, że wyglądam dobrze „na swój wiek”. Poza tym ciężko na to pracuję!
Nie mam ciała JLo. Gdyby liczyć dokładnie w kilogramach (a tak liczą starzy ludzie, wygooglujcie sobie), jestem pewnie trzy razy większa. Jednak, jak wielu z nas w pewnym wieku, mam zapał, umysł i serce kogoś, kto chce się cieszyć najlepszymi latami swojego życia i, przynajmniej na razie, jestem w wystarczająco dobrej formie, by to robić.
No dobrze, to gdzie są moje okulary?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.